- Autor: Korkozowicz Kazimierz
- Tytuł: Strefa cienia
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1979
- Nakład: 120333
- Recenzent: Robert Żebrowski
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Zabawa w podchody, chowanego i berka
Kazimierza Korkozowicza nie trzeba przedstawiać, a co ważne odnośnie jego osoby, zawarłem w moich poprzednich recenzjach dotyczących jego książek.
„Strefa cienia” to 6228 publikacja MON. Liczy 237 stron, a jej cena okładkowa to 22 zł (mnie kosztowała zł 6). Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Akcja rozpoczyna się w Wiedniu. W sklepie z pamiątkami pojawia się Polak, który w Austrii jest na wycieczce z „Orbisu”. Właścicielowi dyskretnie proponuje zakup pięć kartek maszynopisu. Austriak kontaktuje go z innym człowiekiem, a ten zawozi „Kowalskiego” do jakiegoś mieszkania, w którym czekają dwaj mężczyźni. Tym, co Polak ma do zaoferowania jest pełna dokumentacja wykorzystania w turbinach alkoholu jako paliwa zastępczego, sporządzona przez polskiego profesora – Wierzbę z Instytutu Paliw i Smarów w Warszawie przy ul. Wężowej (faktycznie taka ulica nie istnieje). Umawiają się, materiały zostaną przekazane w Polsce, w czasie, kiedy w ośrodku doświadczalno-szkoleniowym Instytutu Paliw i Surowców (czyżby inny jeszcze instytut, czy raczej pomyłka autora ?) odbywać będzie się międzynarodowe sympozjum chemików, na którym Wierzba ma wygłosić referat.
Przenosimy się do Warszawy. Sekretarką profesora jest Helena „Lena” Burska, jego siostrzenicą – Amelia „Ama” Targoń (która razem z nim mieszka), a której partnerem jest Rajmond „Raj” Skiba, innym pracownikiem Instytutu jest Henryk Białomski z działu zaopatrzeniowego, a jego szefem – Dektura, jest też Karol „Kuba” Czepiga z agencji fotograficznej (prywatnie kochanek Burskiej). Na konferencji, wśród gości z zagranicy, są: asystent szwajcarskiego profesora Meierbacha – doktor Bern, doktor Baszir Manami z Egiptu, profesor Blackburn z Anglii wraz ze swoim sekretarzem – Filipem Marco, a także austriacki dziennikarz – Jonatan Levy,
Zabezpieczeniem operacyjnym konferencji zajmuje się major Nikodem „Nik” Szeruga z SB (w książce „To ja, umarły …” z roku 1974, również występował major Szeruga, ale bezimienny i do tego z WSW). Do pomocy ma porucznika Łubę, a ich przełożonym jest pułkownik Kaliński. Prywatnie Szeruga smali cholewki do … Amelii. Już po tym jak konferencja została rozpoczęta, w mieszkaniu przy ul. Ruszczyca (również fikcyjna ulica) Białomski odnalazł zwłoki Burskiej, która została uduszona, a jej mieszkanie częściowo przeszukane. W dłoni denatki ujawnił kawałek materiału, który prawdopodobnie oderwała w czasie szamotaniny ze sprawcą. Białomski rozpoznał z czyjej koszuli pochodził ten fragment, zabrał go ze sobą, a potem o zgonie telefonicznie powiadomił milicję. Śledztwo w tej sprawie dostał do prowadzenia kapitan Molski z MO, a z ramienia SB – Szeruga. Molskiemu pomaga sierżant Głusza, którego zaangażowanie przyniesie przełom w sprawie. Nową sekretarką profesora została Natalia „Szczygieł” Imak. Kto zabił sekretarkę profesora, kto jest „Kowalskim”, który z uczestników konferencji jest austriackim szpiegiem ? SB sama w sobie w tej sprawie nie poradzi. Duży wkład pracy wniesie MO, a i WSW okaże się przydatne. I po raz kolejny okaże się, że najważniejszymi metodami w pracy wykrywczej jest obserwacja i przeszukanie, a także podsłuch. Czytając książkę można się tylko zachwycać, jak wspaniale została opisana organizacja działań i współpracy cywilnej administracji państwowej ze służbami mundurowymi odnośnie czynności pościgowych.
Książkę czyta się dość dobrze, jest w miarę ciekawa. Jednak nie należy ona do grona najlepszych powieści Korkozowicza. Mimo wszystko, warto ją przeczytać. Na zakończenie dodam, że z PRL-ogizmów jest wspomniany bar „Piotruś” przy ul. Grójeckiej.