Bahdaj Adam – Kapelusz za 100 tysięcy 72/2022

  • Autor: Bahdaj Adam
  • Tytuł: Kapelusz za 100 tysięcy
  • Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
  • Rok wydania: 1972 (wydanie III)
  • Nakład: 80235
  • Recenzent: Robert Żebrowski

„Kapelusz pełen deszczu”

Adam Bahdaj (1918-1985) jest bardzo dobrze znanym i cenionym autorem powieści dla dzieci i młodzieży. Kilka z nich zostało zekranizowanych m.in.:. „Do przerwy 0:1”, „Wakacje z duchami”, „Podróż za jeden uśmiech” i „Stawiam na Tolka Banana”. Natomiast pod pseudonimem Dominik Damian napisał cztery powieści kryminalne. Wśród jego książek dla młodzieży zwróciłem uwagę na dwie (których wstyd przyznać, nie czytałem w młodości): „Uwaga! Czarny Parasol!” i „Kapelusz za 100 tysięcy”, bo to takie kryminaliki, w których detektywami są dzieciaki. Pierwszą z nich już zrecenzowałem, a teraz kolej na drugą.

„Kapelusz za 100 tysięcy” po raz pierwszy wydany został w roku 1966, a ukończony przez autora w 1964. Był zekranizowany jako szósty odcinek (pt. „Polowanie na kapelusz”) serialu „Podróż za jeden uśmiech” z 1971 roku.

Książka liczy 237 stron, jest ilustrowana, a cena okładkowa to 19 zł i tyle właśnie mnie kosztowała. Tytuł oraz rysunki na okładce idealnie wpisują się w fabułę. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego.

„Nazywam się Krystyna Cuchowska, mam lat dwanaście, przeszłam do szóstej klasy (…) Koledzy nazywają mnie – Dziewiątka (…) Byłam bowiem szefem gangu na Saskiej Kępie, w Warszawie, i ośmiu starszych ode mnie szczeniaków słuchało mnie jak własnej matki”. Szefem została, gdy pokonała (dzięki znajomości dżudo) najstarszego i najsilniejszego z chłopców. Gdy przyszły wakacje, razem z matką (nałogową brydżystką), tatą (zapalonym wędkarzem) i młodszym bratem (które robi, to co tata), pojechali nad morze do Nieborza. Zamieszkali w domu wczasowym „Ustronie” przy ul. Plażowej. „W pogodne dni wszyscy siedzą na plaży, w niepogodne – w kawiarni „Jantar” albo na tarasie hotelu „Pod Trzema Żaglami””. Będąc właśnie w „Jantarze” zaobserwowała, że mężczyzna, którego z uwagi na wygląd i zachowanie, przezwała „Goguś”, wychodząc zabrał jeden z dwóch wiszących kapeluszy. „Wisiały na sąsiednich hakach jak dwa bliźniaki. Były to letnie kapelusze z beżowej popeliny z gęsto stebnowanymi rondami. Oba nowiutkie, jakby prosto ze sklepu”. Po jakimś czasie do wieszaka zbliżył się imieniu drugi mężczyzna (przezwany później „Wiolonczelistą”). „Wolno, ospale sięgnął po pozostały kapelusz. Chciał go włożyć, lecz nagle przyjrzał mu się uważnie. Obracał chwilę w pulchnych dłoniach, odwrócił dnem do góry, zajrzał do środka, a potem odsunął i powiedział głośno, dobitnie: – Przecież to nie mój kapelusz!””. Widzą to Dziewiątka zaoferowała swoją pomoc w odzyskaniu kapelusza. Dziewczynka szybko odnalazła „Gogusia” i to w kapeluszu, jednak on wypierał się wizyty w kawiarni. Mimo tego pokazał jej ten kapelusz – w środku na skórzanej wkładce widniał monogram: „WK”, który – jak oświadczył – był jego. Okazało się, że takie same inicjały ma „Wiolonczelista”, ale jego kapelusz nie miał monogramu. Zaintrygowana tym Dziewiątka postanowiła, że wyjaśni sprawę kapelusza, tym bardziej, że Wiolonczelista oświadczył, że za kilka dni kapelusz ten może być wart … sto tysięcy złotych. Do sprawy włączyła chłopca o imieniu Maciek, którego poznała zbierając bursztyn. Zamieszkiwał on w „Marysieńce” przy ul. Słowiczej i szalenie interesował się ornitologią. Dziewiątka prowadząc dochodzenie kierowała się zasadami dobrego detektywa. Pierwsza z nich brzmiała: „Tak się zachowywać, żeby robić wrażenie, że nic się nie robi”. Kolejne to: „Prawdziwy detektyw nigdy nie odkrywa swych kart. Zawsze robi tajemniczą minę i udaje, że nic nie wie”, „prawdziwy detektyw musi mieć błyskawiczną orientację”, „cała sztuka śledzenia polega na tym, żeby widzieć śledzonego, a nie być przez niego widzianym”, „dobry detektyw (…) zawsze coś udaje i gdy myśli o czymś, to tak, żeby inni sądzili, że myśli o czymś innym”, „dobry detektyw mówi tylko tyle, ile trzeba, ani słowa więcej”, „detektyw nigdy nie mówi wprost, tylko zawsze zagadkowo”. Krysia i Maciek solidnie wykonują czynności wykrywcze, są bardzo zaangażowani i pomysłowi (obserwacje prowadzą z drzew lub bawiąc się w Indian, przebierają się za duchy). W sprawie – poza Gogusiem i Wiolonczelistą, pojawiają się też inne osoby: Brodacz, Kaleka i Aktorka, i to w różnych konfiguracjach, co bardzo intryguję Dziewiątkę. Poza tym wszyscy dziwnie się zachowują. Sprawa przybiera nieoczekiwany obrót, a dzieciaki zaplątują się w … aferę szpiegowską. Kiedy w pewnej chwili nieodzowna im była pomoc milicji, dziewczynka udała się na posterunek przy ul. Bursztynowej. „Myślałam, że na mój widok [sierżant] wprawi w ruch cały aparat służby śledczej, a on tym czasem sięgnął po szklankę z piwem (…) Pociągnął łyk i wyrozumiale pokiwał głową (…) Sierżant otarł z warg pianę”. Widząc to Dziewiątka zorientowała się, że nie uzyska od niego pomocy, wkurzyła się i zbeształa milicjanta. Dobrze, że na miejscu pojawił się kapitan …

Z PRL-ogizmów są gazety: „Ekspress”, „Życie Warszawy” i „Przegląd sportowy”, samochód Mercedes 220 S, a także hasła reklamowe: „Podróżuj LOT-em”, Oszczędzaj w PKO”, „Graj w Toto-Lotka”.

Najciekawszy cytat to: „Milicja nigdy nie idzie, tylko udaje się służbowo (…), bo gdyby szła, to nikt by się jej nie bał” (str. 157).

Książkę czyta się bardzo sympatycznie. Uważam, że doskonale oparła się upływowi czasu (ostatnie wydanie było już w roku 2007). Warto po nią sięgnąć.