Bogusławski Andrzej K. – Świetliste ostrze 68/2022

  • Autor: Bogusławski Andrzej K.
  • Tytuł: Świetliste ostrze
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1977
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Dobrze napoczęta butelka pliski

Niewątpliwie „Świetliste ostrze” Andrzeja K. Bogusławskiego jest dziełem koronnym w dorobku autora.
Już to zrazu na objętość – książka liczy 234 strony, publikację w prestiżowej serii Iskier „Klub Srebrnego Klucza”, rozmach psychologiczny, wreszcie z uwagi na dwie ekranizacje, co stanowi ewenement na tle całego gatunku powieści milicyjnej.

W świadomości masowej pozostaje oczywiście „Świetliste ostrze” jako odcinek serialu „07 zgłoś się” – „Rozkład jazdy” (1978), natomiast warto wiedzieć, że rok wcześniej pojawił się spektakl „Anna” (podaję za filmpolski.pl) oparty na tej samej powieści.
Akcja „Świetlistego ostrza” zaczyna się jak u Hitchcocka, czyli od trzęsienia ziemi. Niestety później już napięcie tak bardzo nie rośnie, raczej osiada na mieliźnie, ale jest to mielizna dość malownicza. Oto lokalną drogą idzie milicjant. Podjeżdża do niego nieznajomy mężczyzna na rowerze, zabija kilkoma ciosami nożna czy też sztyletu, a następnie oddala się z miejsca zdarzenia na tym samym rowerze, zresztą skradzionym.
Niewiele później w podrzędnym hotelu zostaje zamordowana piosenkarka Barbara Drecka. Przy jej ciele zastajemy niejakiego Juliana Dworczyka z zakrwawionym nożem w ręku. Dworczykowi udaje się zbiec i wiele wskazuje na to, że faktycznie może być on mordercą, tym bardzkiej że łączyła go z zamordowaną prywatna zażyłość, a był człowiekiem porywczym, nadekspresyjnym, zazdrosnym
i świetnie władał nożem.

Dworczyk zostaje w końcu ujęty, jest sądzony i grozi mu wysoki wyrok. Tymczasem w różnych zakątkach kraju giną kolejne osoby pozbawione życia przy użyciu noża.
Bogusławski usiłuje pogłębić strukturę powieści wprowadzając liczne wątki społeczno-obyczajowe. Jest nawet ciekawe w lekturze, niestety szkodzi samej intrydze. Wszechwiedzący narrator ujawnia bowiem czytelnikowi, że mordercą na pewno nie jest Dworczyk, tylko ktoś związany z przeszłością kolejnych ofiar (schemat ślad prowadzi w przeszłość – przyp. mój). Ten ktoś pojawia się nawet na sali sądowej i obserwuje proces Dworczyka.
O tym kimś wspomina Drecka w swoich pamiętnikach, pisząc o swoim nieustannym strachu.
A zatem czytelnikowi pozostaje jedynie obserwacja żmudnej pracy milicji i wyczekiwanie momentu, kiedy stróże prawa zorientują się w tym, co my już wiemy. A my mamy metawiedzę, w której górujemy nad porucznikiem Uriaszem i majorem Henrykiem Zglinickim. Powieściowy porucznik Uriasz jest zresztą uwikłany środowiskowo w znajomość z Dworczykiem i Drecką. A zatem mamy tu przynajmniej trzy poziomy świadomości fabularnej.
Przed zatrzymaniem Dworczyk odbywa odyseję prowincjonalną usiłując się ukryć. Daje to możliwość spojrzenia na przykład do wnętrza sklepu GS: „Akurat przywieźli piwo. Wyszedł z butelką na powietrze, w sklepie kłębił się gęsty smród zgliwiałego sera, proszków do prania i śledzi w beczce”. No proszę, akurat było piwo.

Milicja przez niemal całą powieść jest w punkcie wyjścia, czeka na przypadek łut szczęścia, wykonując rutynowe czynności: „Wyselekcjonowano grupę około tysiąca mężczyzn, stałych mieszkańców miasta, którzy mogli ewentualnie wchodzić w grę”.
A zatem nie mamy żadnej pewności, czy w tym tysiącu w ogóle jest sprawca. Tym bardziej, że sprawca
nie miał żadnych cech szczególnych: „- Turyści? Miejscowi? Robotnicy? Drwale?”
Śledczy gonią za cieniem, za statystycznym mieszkańcem Polski w średnim wieku. Nic dziwnego,
że można wpaść w depresję. Bo jak tu znaleźć takiego przeciętniaka.

Zwróćmy uwagę, że wytypowany na pewnym etapie śledztwa Miedzianowski reprezentował zaszczytny fach zaopatrzeniowca. Od jego zaradności zależało, czy Spółdzielnia Inwalidów imienia Powstańców Śląskich otrzyma na czas interwencyjną dostawę anilany, i tym samym podgoni zagrożony plan. Nic dziwnego, że zafascynowana pracą męża pani Miedzianowska pogłębiała swoją pasję, którą było…towaroznawstwo.
Autor wprowadza ciekawe wątki poboczne, na przykład postać Ewy Rogulskiej, przyjaciółki Dreckiej: „Ubrana była (…) w prostą szarą sukienkę, skutecznie tuszującą co agresywniejsze fragmenty
urody”. Rogucka była intrygującą osobą, ale wątpliwej konduity: „Zapoznałam dzianego jelenia z gablotą i willą”.
„Świetliste ostrze” jest dużo ciekawsze jako powieść społeczno-obyczajowa, niż kryminał. Stanowi ciekawy portret prowincjonalnej Polski za środkowego Gierka. Polski szarej, przeciętnej, przykurzonej. Może za bardzo wchodzimy w dziedzinę symboliki, ale tyle tu spostrzeżeń, budzących refleksję opisów, że każda kolejna lektura może przynieść coś nowego. Parafrazując Bogusławskiego, można wciąż
wracać do dobrze napoczętej butelki pliski, nadal się delektować i znajdować w bukiecie odcienie, o których istnieniu nie mieliśmy dotąd pojęcia.