- Autor: Bartelski Lesław Marian
- Tytuł: Droga na Glockner
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1959
- Nakład: 50000
- Recenzent: Mariusz Młyński
„Droga na Glockner” – po „Labiryntowych” doświadczeniach spodziewałem się po takim tytule historii szpiegowskiego pojedynku w górskiej scenerii, może nawet czegoś w stylu wczesnego Alistaira MacLeana; gdy jednak już na pierwszej stronie tekstu przeczytałem o etapie kolarskiego wyścigu dokoła Austrii mającym metę w Zell am See położonym niedaleko słynnej Großglocknerstraße pomyślałem, że będzie to fabuła o jakiejś antysocjalistycznej zmowie w peletonie. Nic z tego – zarówno góry, jak i kolarze są tylko dodatkiem do historii udaremnienia przemytu narkotyków.
Mamy oto wspomniane Zell am See: aspirant Milo Schatz otrzymuje wiadomość z Włoch, że w drodze jest transport narkotyków; kilka dni wcześniej na statku na Dunaju udaremniono przemyt w trzech skrzyniach. Tymczasem na odpoczynek do miejscowości przybywa z Wiednia radca kryminalny Hofer; w odwiedziny do ojca przyjeżdża też drobny przestępca Willy Wiltschek, zwany w okolicy Krwawym Billem; za kolarzami pojawia się też polski dziennikarz „Zwierciadła Sportowego” Maciej Chrząszczewski. Wkrótce w pensjonacie w pobliskim Ferleiten zostają znalezione zwłoki inżyniera Alfreda Weinappfela uderzająco podobnego do radcy Hofera; niedługo potem jednak zwłoki znikają w tajemniczych okolicznościach. Tymczasem kolarze wpadają na metę etapu; polski dziennikarz nie może się dodzwonić z relacją do Warszawy, więc jedzie do Wiednia; po drodze tajemniczy pasażer prosi go o dostarczenie w jedno miejsce pluszowego misia.
Dzieje się więc tutaj dużo; niestety, chyba za dużo i, co gorsza, dzieje się chaotycznie, niekonsekwentnie i chwilami nielogicznie. Niektóre rozwiązania są dziecinnie naiwne, niektóre stereotypowe, a niektóre bardzo przewidywalne. Na plus należy jednak zapisać dużą dbałość autora o szczegóły geograficzne; mam wrażenie, że spędził on tam dość ciekawy urlop – swoją drogą, od kilku lat marzy mi się przejazd rowerem właśnie przez Großglocknerstraße ale zawsze coś stoi na przeszkodzie. Akcji przede wszystkim brakuje potoczystości, jest ona szarpana i miejscami sprawia wrażenie pisanej bez jakiegoś poważniejszego planu i czasami wygląda niemalże jak jakiś samograj. Z czego to wynika? Lesław Bartelski pisał książki przez 58 lat; były to wiersze, wspomnienia, opracowania historyczne i powieści – wśród nich znalazł się jeden kryminał. I wydaje mi się, że autor po prostu sprawdził się na tym polu, stwierdził, że nie czuje się na nim najlepiej i dalej już się nim nie zajmował – i bardzo dobrze, że nabrał tej świadomości, nie męczył się z literaturą, która mu „nie podeszła” i już do końca życia pisał monografie i wojenne opracowania. Ten jedyny w jego bibliografii kryminał jest po prostu przeciętny i myślę, że czytanie go to strata czasu.