Zeydler-Zborowski Zygmunt – Szlafrok barona Boysta 11/2014

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt 
  • Tytuł: Szlafrok barona Boysta
  • Wydawnictwo: LTW
  • Seria:
  • Rok wydania: 2009
  • Nakład:
  • Recenzent: Wiesław Kot

LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Moniki Przyguckiej
LINK Recenzja Doroty Samborskiej

Anna i wilki

Powieść napisana została tak sprawnie, iż narzuca się wrażenie, że gdyby nasi współcześni autorzy jeszcze przez kilka lat potrenowali, to może doszliby do poziomu, który ZZZ osiągnął w latach 50. minionego wieku.
To o pomyśle i prowadzeniu fabuły. Bo poza tym bywa tu śmiesznie, jak zwykle. Bohaterem jest milicyjny śledczy nazwiskiem Jaś Stasiak (choć przecież mógłby się nazywać Staś Jasiak). Poznajemy go w momencie, gdy – jako milicyjna wtyka w szpiegowskiej siatce w Szczecinie – zostaje rozszyfrowany. Ale na melinie tłucze w odpowiednim momencie żarówkę i zwiewa. Jeszcze o nim. Podczas wojny walczył pod Andersem we Włoszech i w Anglii, nawet pracował w tamtejszym kontrwywiadzie. Kiedy jednak powrócił do Polski, do kontrwywiadu go nie przyjęli mimo znajomości roboty, sytuacji i języków. Na odczepnego został oficerem milicji. Cóż, wyjście nie najgorsze, zwłaszcza, że wielu jego kolegów w podobnej sytuacji zarobiło więzienie albo kulkę. O tym jednak ZZZ z wiadomych względów nie wspomina.
Na macierzystej komendzie też nie dzieje się lepiej niż w Szczecinie. Przełożeni i koledzy Stasiaka także – na co wiele wskazuje – trzymają konszachty z obcym wywiadem. Nie wiadomo, komu ufać, zwłaszcza, że jeden z kumpli zostaje zamordowany najwidoczniej przez zachodnich mocodawców. A i jego żona Anna nie ma tu czystego sumienia. Zresztą ta Anna to tez podejrzana figura. Zdradza swego męża, oficera śledczego, z pewnym wpływowym adwokatem, także najwyraźniej umoczonym. A naszego Jasia Stasiaka również wodzi na pokuszenie. Więc kiedy dostaje kulkę, aż tak bardzo jej nie żal.
Kiedy sytuacja robi się gęsta, Stasiak zostaje porwany najpierw do piwniczki, gdzie otrzymuje omłot, a potem do luksusowej podwarszawskiej willi, gdzie z kolei tytułowy baron składa mu lukratywna propozycję objęcia posady międzynarodowego agenta, pracującego dla zachodnich Niemiec. Waha się. „Będziesz dogorywał, zarabiając osiemset złotych miesięcznie na jakiejś nędznej posadzinie. A tam? Tam czekają cię pieniądze, duże pieniądze. Zbijesz majątek, kupisz sobie piękną willę na Florydzie, będziesz żył jak król.”
A tu dowództwo przerzuca go do Sopotu, do hotelu Grand, aby z tamtego, strategicznego punktu widzenia śledził poczynania obcych agentów. Tu nawija mu się pewna włoska malarka, kobieta z klasą i samotna, także, oczywiście, na usługach. Bywa, że Stasiak rozpracowuje ją do bladego świtu.
Jeszcze jeden twist i Stasiak ląduje w Niemczech zachodnich, gdzie w luksusowej willi jest urabiany na tamtejszego szpiega. Co daje parę tygodni luksusu oraz byłą kochankę, która miała być Angielką Ruth, a okazała się Bertą z Berlina.
Wreszcie dla kontrastu akcja wędruje do pewnej leśniczówki w Szczecińskiem, gdzie zadekowali się Ukraińcy współpracujący podczas wojny z UPA i czekający tylko, kiedy wrócą Niemcy i „zrobią porządek”.
Poplątane to wszystko, ale spójne i jakoś się tłumaczy. Oczywiście na koniec zdemaskowani zostają ulokowani wysoko w warszawce szpiedzy imperialistyczni, a Stasiak doznaje oczyszczenia. A przecież czytelnika rodzimego nic tak nie cieszy jak Stasiak oczyszczony w finale.
Warto ocalić od zapomnienia parę drobiazgów z epoki. Oto bardzo poważny towarzysz-milicjant referuje:
„- Proszę towarzyszy. Sytuacja jest poważna. Nie będę tracił czasu na dłuższe wstępy. Krótko i węzłowato: od pewnego czasu otrzymujemy z Niemiec Zachodnich raporty, że od nas przekazywane są regularnie informacje szpiegowskie, a ściślej mówiąc mikrofilmy ze zdjęciami fabryk, urządzeń technicznych, obiektów wojskowych, portów, a nawet dokumentacji technicznej maszyn.”
Wynika z tego, że Polska drugiej połowy lat 50. była tak zaawansowana w działalności technicznej, iż Niemcy Zachodnie wydawali każde pieniądze, byle zdobyć dokumentację naszej obrabiarki.”
Z czasem okazuje się jednak, że sprawa jest poważniejsza. Niemiecki wywiad penetrował okolice Szczecina, bo w Polsce konstruowano bombę atomową. Przełożony wyjaśnia:
„- Niestety, szczegółów nie potrafię wam podać. Chodziło o doniosły wynalazek z dziedziny techniki atomowej, którego poszczególne fazy zostały zarejestrowane na tym mikrofilmie.”
Tuzinkowa scenka z frontu kulinarnego:
„Owocowa zupa była dziwnie wodnista, a rumsztyk twardy jak podeszwa narciarskiego buta. Stasiak niezrażony jednak tymi mankamentami sztuki kulinarnej zjadł z apetytem obiad, wypił kufel piwa i przejrzał pozostawione przez kogoś >>Życie Warszawy<<„.
I jeszcze jedna:
„Kiedy Stasiak wyszedł z komendy, czuł w ustach smak ołowiu. Pomyślał, że może niepotrzebnie zjadł na śniadanie tę kiełbasę.”
Z pragmatyki służbowej oficera śledczego:
„Stasiak wybiegł na ulicę. O taksówce oczywiście nie można było marzyć. Zatrzymał więc jakiś prywatny wóz i pokazał swoją legitymację.”
Obserwacja motoryzacyjna:
„Warszawa ciągnęła znakomicie.”
I jeszcze:
„Nieomal całą powierzchnię podłogi pokrywał ogromny dywan. Umeblowania dopełniała druga rzeźbiona szafa biblioteczna oraz nowoczesny bar stojący niedaleko biurka. Na ścianach wisiało parę cennych obrazów z epoki wczesnego odrodzenia.”
Po czym poznać dobrego milicjanta? Otóż dobry milicjant spojrzy kątem oka i od razu rozpozna, czy obraz jest z wczesnego, czy z późnego odrodzenia.
Kontakty śledczych ze światem kultury nie są jednak zbyt intensywne:
„Downar wstał z ławki, zgasił papierosa i ruszył w kierunku alei Niepodległości. Zrezygnował z kina. Wiedział, że i tak nic by nie zrozumiał z filmu.”
Milicjant musi być przygotowany na odsłuchiwanie najbardziej nawet ryzykownych zeznań:
„- Otóż niech pan sobie wyobrazi, że ja… że ja, chociaż już mam dwadzieścia lat, jeszcze nigdy… No tak… jeszcze nie miałam nic z mężczyzną. Jestem dziewicą. Czy to nie okropne?!”
A oto jak prosta kobieta reaguje, gdy w jej domu zjawia się nagle ktoś nieco lepiej ubrany:
„Była niska, szczupła i miała okrągłe, czarne oczka, które jej twarzy nadawały wyraz nieustającego zdziwienia. Ujrzawszy dozorcę w towarzystwie nieznajomego mężczyzny, zmieszała się i powiedziała prędko:
– Mąż już w zeszłym tygodniu zapłacił ten podatek.”
Ze spraw językowych uwagę zwraca używanie czasownika „likwidować”, niekiedy z zaimkiem zwrotnym:
A może mają zamiar wspólnie likwidować się z terenu?
W takich wypadkach likwiduje się ludzi z terenu.
Z rad co do tego jak żyć i czym się kierować ułożyłaby się – jak zwykle – pokaźna antologia. Więc – jak powiada Pismo – „pozbierajmy pozostałe okruszyny”:
Nie wolno mu poddawać się nastrojom.
Nigdy nie wiadomo, kto na co wygląda.
Turystyka człowieka wyczerpuje.
W życiu przychodzi chwila, w której człowiek uświadamia sobie, że jest zupełnie, ale to zupełnie sam.
W małżeństwie trzeba być przygotowanym na bardzo wiele niespodzianek.
Znalezienie od razu wolnej taksówki zawsze jest w Warszawie trochę podejrzane.
Nagi mężczyzna nie czuje się zbyt pewny siebie.
Każdy chce żyć.
Interes jest interesem.
Czyż warto dożyć zgrzybiałej starości? Człowiek staje się niedołężny, zdziecinniały.
Każdy jednak człowiek znajdujący się w beznadziejnej sytuacji usiłuje naprędce stworzyć sobie jakąś postawę filozoficzną, która by mu pozwoliła możliwie jak najspokojniej stawić czoło śmierci.
Bliskość nieuniknionej śmierci sprawia, że wszystkie problemy tego świata stają się nagle ogromnie dalekie, obce i nieważne.
Czasami życie jest bardziej sensacyjne niż wszystkie powieści razem wzięte.
Trzeba robić, co każą.
Pakowanie walizki nie jest rzeczą prostą, szczególnie jeśli ktoś nie wie, na jak długo jedzie i z jaką porą roku przyjdzie mu się spotkać.
Trzeba zawsze dobrze zapamiętać numer swego pokoju.
Nie o wszystkim można mówić na plaży.
Och, nie ma w życiu nic trudnego. Trzeba tylko chcieć.
Doprawdy, trudno zrozumieć mężczyzn.
Każde oczekiwanie jest przykre, ale oczekiwanie na śmierdzącym, ciemnym strychu, wśród popiskujących szczurów jest bardzo przykre.
O ileż łatwiej tropić, niż być tropionym.
Wódka niejednego zgubiła.
Letnia noc szybko się kończy.
Długotrwały stosunek z jedną kobietą przyspiesza proces starzenia się u mężczyzny.
Bywają sprawy, o których się nie mówi.
Zawsze więcej można się dowiedzieć przy kieliszku wódki, aniżeli prowadząc oficjalną rozmowę zza urzędowego biurka.
Mężczyzna nigdy i nigdzie nie jest tak skłonny do zwierzeń jak właśnie w łóżku.
Kobieta, która kocha, traci swą wartość jako agent, staje się nawet niebezpieczna.
Chłop jest zawsze chłopem.
Skończyło się lato. Skończyły się upalne, słoneczne dni. Wszystko się kończy.
W powieści zdarzają się dialogi o znamionach nieprzemijającej prawdy życiowej. Dlaczego pozwalamy sobie na tak jednoznaczną i wysoką ocenę? Bo identyczny dialog autor tych słów toczy we własnym zaciszu domowym każdego dnia. Dialog ów w powieści i w życiu brzmi identycznie:
– Nie pij już więcej.
– Cóż mi innego pozostaje – mruknął jakby do siebie. – Cóż mi innego pozostaje?