- Autor: Salecki Jerzy Andrzej
- Tytuł: Córka z nadmiarem temperamentu
- Wydawnictwo:KAW
- Seria: Czerwona Okladka
- Rok wydania: 1979
- Nakład:
- Recenzent: Ewa Helleńska
LINK Recenzja Tomasza Lady
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
KŁOPOTY WYCHOWAWCZE PEWNEGO OFICERA MO
Narratorem powieści Jerzego A. Saleckiego „Córka z nadmiarem temperamentu” jest jeden z jej głównych bohaterów – major Karol Kamieniecki, prywatnie mężczyzna po przejściach. Żona bohatera już dawno doszła do wniosku, że związek z polskim milicjantem nie jest spełnieniem jej marzeń i pojechała w świat z jakimś nadzianym Arabem. .Karolowi zostawiła dziecko, małą wówczas Agnieszkę, która w powieści jest już studentką Akademii Sztuk Pięknych.
Major od początku stara się nas przekonać, że oficer MO to zwykły człowiek jak każdy inny i że nic co ludzkie nie jest mu obce.
„Deszcz miotany powietrznym wirem uderzał prosto w twarz tysiącem igiełęk marznącego szronu. Wichura biła upartymi falami po ścianach rozrzuconych domów osiedla, z triumfalnym poświstem przyginała bezlistne gałęzie starych klonów, podmuchami przewiercała się przez mój wysłużony prochowiec. […]
Nie zwracałem uwagi na oblepiającą buty grubą warstwę brunatnej mazi, nie przejmowałem się przemoczonym płaszczem. Nie złościł mnie wiatr, zacinający deszcz i gęstniejący tuman białej mgły. Idąc mruczałem bez przerwy jakąś nieokreśloną, monotonną melodyjkę. Nawet uśmiechałem się do siebie. Bo było mi po prostu dobrze. W tę listopadową noc wracałem od kobiety. Od kobiety, którą kochałem, całowałem i pieściłem. Właśnie tak, bez wielkich słów czy wykrętnych niedomówień. Major milicji nie musi być kapłonem, nawet jeśli taki stereotyp odpowiada autorom sensacyjnych powieści. Bezwiednie wzruszyłem ramionami: także milicjant ma prawo do życia prywatnego.”
Pan major jest gotów ożenić się ze swoją ukochaną, na przeszkodzie stoi jednak Agnieszka, która nie wpuści do domu żadnej baby. Rozważania nad sposobem wyjścia z tej sytuacji przerywa panu majorowi widok jego kolegów z drogówki oglądających leżącego na ulicy nieboszczyka – ofiarę wypadku drogowego. Major zatrzymuje się przy nich i nawet nie wie, że właśnie rozpoczyna się jego udział w długotrwałej, zawiłej i kłopotliwej dla niego sprawie. Bohater znów staje się gliniarzem i od razu poznaje, że nieboszczyk nie zmarł na skutek potrącenia go przez samochód. A wiadomość, że denat nazywał się Marian Morawiec, każe zapomnieć o upojnych chwilach przeżytych z ukochaną – Morawiec jest od dawna poszukiwany przez współpracowników majora w związku z przekrętami z obcą walutą. No i zaczyna się…
Trzeba przyznać, że akcja powieści toczy się wartko, całą sprawa przypomina mozaikę, która co chwilę wzbogaca się o nowy element. Są oczywiście kłopoty z rozwiązaniem zagadki, wszak w milicji pracują ludzie, a nie jasnowidze i cudotwórcy. Na domiar złego okazuje się, że w aferę wplątana jest Agnieszka i major Kamieniecki znów przeżywa ciężkie chwile i nie wie, co ma myśleć o całej sprawie. Tu dygresja: znacie najkrótszy dowcip o milicjancie? Idzie milicjant i myśli.
Rozwiązanie zagadki zajmie milicji trochę czasu i przysporzy wielu kłopotów. Wyjaśnienie afery nie zapewni jednak spokoju majorowi, nadal gnębią go problemy prywatne.
„Musiałem się zastanowić. W tej chwili nie byłęm majorem Kamienieckim z sekcji zabójstw Wydziału Kryminalnego Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej. Byłęm tylko i wyłącznie Kamienieckim – ojcem. A ojciec nawet najbardziej wyrozuniały nie powinien dopuścić, by dziecko myślało, że w pewnych sprawach tat jest osłem. Zwłaszcza jeśli ma córkę z nadmiarem temperamentu.”.
Na pocieszenie powiem, że pan major chyba wreszcie będzie mógł ożenić się ze swą ukochaną panią doktor i nie będzie musiał włóczyć się po nocy po całęj Warszawie. W wyniku książkowej afery Agnieszka zainteresowała się pewnym panem i … poszukiwaniami przepisu na kołduny.
A książkę warto przeczytać. Lubię ten kryminał.