- Autor: Nienacki Zbigniew
- Tytuł: Laseczka i tajemnica
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Z Jamnikiem
- Rok wydania: 1963
- Nakład: 20250
- Recenzent: Marzena Pustułka
LINK Recenzja Eweliny Flażanki
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Okładka wydania I – Czytelnik
Kilka słów o tym, do czego może doprowadzić dziennikarska dociekliwość i wyobraźnia
Oto przed nami kolejny przykład autora powieści młodzieżowych , który sięgnął także w swojej twórczości do powieści kryminalnej. Robił to Niziurski, robił Bahdaj, zrobił także Nienacki.
Żałuję tylko, że nie napisał więcej „dorosłych” kryminałów, bo ten jedyny bardzo mi się podobał. Uwielbiam także wszystkie Samochodziki ( ale te autentyczne ) i odnajduję duże podobieństwo „Laseczki” do serii „samochodzikowej”. A więc, chociaż młodzieżowej twórczości Nienackiego nie można nazwać typowymi kryminałami ( nie było przecież nigdy żadnego trupa ), to jednak zawsze przygody pana Tomasza związane były z jakimiś przestępstwami — kradzieże, oszustwa, wyłudzenia, nielegalne poszukiwania skarbów w celu ich zagarnięcia itp. Zawsze także w tle występowała historia — albo poszukiwaliśmy skarbu Templariuszy, albo rozwiązywaliśmy zagadki grodu Kopernika, albo tropiliśmy złodziei obrazów w zamkach Doliny Loary itp. itd. Właśnie to połączenie najbardziej lubiłam w książkach Nienackiego — tajemnice, zagadki i historia. Podobne połączenie odnajdujemy w „Laseczce i tajemnicy”. Tym razem to książka dla dorosłych — trupów bez liku, ale także kochanki i romanse ( chociaż dla współczesnej młodzieży a nawet dzieci to już nic dziwnego i nieznanego — więcej trupów i nagości jest w każdych wiadomościach w TV, nie mówiąc o innych tzw. reality show). Wszystko jednak podane również w historycznym sosiku (pycha!).
A cała sprawa zaczyna się gdy młody dziennikarz Henryk ( chociaż nie historyk sztuki, ale podobny safanduła jak Pan Tomasz — Samochodzik ) kupuje sobie w Desie palisandrową laseczkę, która w okazuje się mieć w wydrążonym wnętrzu prawdziwy czterokątny bagnet, potrafi więc stać się bardzo groźną bronią. Henryk tłumaczy się sam przed sobą, że potrzebuje laseczki do obrony własnej, ja jednak myślę, że podobał mu się własny obraz z laseczką u boku, na podobieństwo młodego dandysa z fine de’sicle. Nieważny jest jednak powód, ważne , że Henryk laseczkę kupił. Jak każdy dobry dziennikarz Henryk lubi tajemnice, lubi nawet tworzyć tajemnice tam, gdzie ich nie ma , a wyobraźnię ma bujną. Wymyślił sobie więc, że jego laseczka to nie zwykły przedmiot codziennego użytku, ale przedmiot historyczny, kryjący na dodatek jakąś wielką tajemnicę. Henryk postanawia więc wyjaśnić tajemnicę laseczki odszukując jej poprzednich właścicieli, aby po nitce dojść do kłębka, czyli dotrzeć do źródeł pochodzenia laseczki. Rozpoczyna swą misje od wizyty u magistra historyka sztuki niejakiego Rykierta, który laseczkę oddał w komis do Desy. Od tej pory wydarzenia toczą się lawinowo. Jest jeden żywy trup ( który w czasie własnego pogrzebu przyjmował gości w mieszkaniu ), kilka trupów prawdziwych, oszustwa i usiłowania morderstwa oraz tajemnicza Rosanna , pomagająca Henrykowi w rozwiązaniu zagadki. Jak historia to historia, więc ślady prowadzą w przeszłość, aż do początku XX wieku. Zakończenie jest dość zaskakujące i równie tajemnicze jak sama laseczka. Kim naprawdę jest Henryk i kto jest naprawdę winien śmierci kilku osób? Oto jest pytanie ( a nawet dwa).
Ale historyczne tło w tej opowieści Nienackiego to nie tylko historia palisandrowej laseczki. Mamy tu również piękny złoty talerz, który w tajemniczy sposób przemieścił się z łódzkiego getta z okresu okupacji do całkiem współczesnej Desy, a także opowieść o równie tajemniczych losach pozłacanej solniczki ozdobionej wizerunkiem Ledy z łabędziem, podobno roboty samego Celliniego, oraz posrebrzanego noża z tajemniczym monogramem CM. Do wyboru do koloru.
Bardzo ładnie jest w książce zarysowane tło obyczajowe — te sardynki i wino na luksusową kolację z kobietą („Henryk pokrajał chleb, wyjął z teczki puszkę sardynek, paczkę herbatników w czekoladzie i butelkę wina. — To wszystko dla niej — kpiła ( Rosanna) , smarując chleb.” ) czy ciemnozielona syrena jako szczyt marzeń młodego dziennikarza. Ciekawe , że ja pamiętam tylko syrenki szarego koloru, broń Boże jakieś żółte czy ciemnozielone. No i topografia miasta. Nie wiem, czy Nienacki kiedyś mieszkał w Łodzi, ale w każdym razie musiał znać miasto, bo jego bohaterowie spacerują konkretnymi ulicami i trasami, zarówno ci z okresu przedwojennego jak współczesnego autorowi. Chociaż to również trudno mi ocenić, bo ja niestety byłam w Łodzi tylko raz, w czasach gdy cała Polska jeździła tam na zakupy, ale opisy Nienackiego wydają mi się wierne. Bardzo też jestem ciekawa ile prawdy jest w opowieści o przywódcy bałuckich rzezimieszków, niejakim Josifie, i zabójstwie żandarma Fedorenki. Naprawdę istniały takie osoby?
Polecam książkę gorąco, szczególnie czytelnikom lubiącym kryminalne zagadki z historią w tle.