Zeydler-Zborowski Zygmunt – Śmierć grabarza 41/2012

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Śmierć grabarza
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 116
  • Rok wydania: 1980
  • Nakład: 150300
  • Recenzent: Ewa Helleńska

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Jakie  kwalifikacje  powinien  mieć  grabarz?

Sto szesnasty zeszyt kultowej serii „Ewa wzywa 07” to utwór Zygmunta Zeydlera Zborowskiego o dość ponurym tytule  „Śmierć grabarza”.

No cóż, grabarz to też człowiek, umrzeć musi jak każdy. Nasz bohater nie umiera jednak zwyczajnie. Już sam początek opowiadania wprowadza nas w nastrój niczym z tandetnego horroru. Jest listopadowy zimny dzień, wieje wiatr, na cmentarzu pełno błota, pogoda w sam raz na pogrzeb. Uczestnicy smutnego obrzędu mają ponure miny, poruszają się powoli po brudnej i zabłoconej drodze.

„I nagle … przeraźliwy kobiecy krzyk:
– O Boże! Tam…!  Tam…!
Zatrzymują się. Wszystkie oczy zwracają się we wskazanym kierunku.
Ciemny, podłużny kształt ma w sobie coś groteskowo nierealnego. Podobny do szmacianej lalki, kołysanej podmuchami wiatru. W pobliżu leży  przewrócona ławka, pomalowana zieloną farbą. Ktoś śmieje się histerycznie.”

Identyfikacja zwłok nie stanowiła problemu — wisielcem okazał się grabarz Walenty Kosiński.
Gdyby poprosić wiele osób o sporządzenie charakterystyki typowego grabarza, odpowiedzi byłyby zapewne podobne.  W ludzkich wyobrażeniach grabarz to człowiek bez wykształcenia, prymitywny, zaniedbany, ponury, często w stanie wskazującym na spożycie, odludek. Nasz grabarz był jednak osobą  zupełnie inną.  Kapitan Wadzewski, który prowadzi śledztwo, jest zaszokowany zebranymi informacjami dotyczącymi denata.

„Duży pokój z kuchnią. Spodziewali się zastać niechlujne, brudne pomieszczenie, noszące ślady wieloletniego zaniedbania.  Tymczasem mieszkanie utrzymane było we wzorowym, a nawet pedantycznym porządku. […]
Zaintrygowani podeszli do półek  zastawionych książkami. Wznosiły się nieomal do sufitu. Grube tomy o tematyce historycznej, prawniczej oraz religijnej. Żywoty świętych, dzieła filozoficzne, kodeksy karne, a nawet jakieś starodruki.  Wszystko to pieczołowicie wytarte z kurzu i równiutko poustawiane.
Koźlak wszedł na drabinkę i przyjrzał się  książkom stojącym na wyższych półkach.
– Wyobraź sobie, że w językach obcych! — wykrzyknął zdumiony. — Angielskie, francuskie, niemieckie.
Wadzewski, zupełnie oszołomiony, kręcił głową z niedowierzaniem.”

Dodajmy jeszcze, że na ścianach w pokoju grabarza wiszą stare i cenne obrazy o treści religijnej, w szufladach znaleziono czasopisma również o religijnej tematyce, a w szafie — oprócz dość przyzwoitych ubrań — wisiały … dwa franciszkańskie habity. Znaleziono tam także przybory do charakteryzacji i dwie sztuczne brody. Teraz dopiero kapitan Wadzewski przestał rozumieć cokolwiek.
Wkrótce okazało się, że Kosiński był człowiekiem bardzo wykształconym, robił w życiu różne rzeczy, a grabarzem został pod wpływem pewnych tragicznych wydarzeń. Podejrzanymi o zamordowanie Kosińskiego (samobójstwo od razu wykluczono) byli początkowo trzej faceci — hieny cmentarne, którzy właśnie wyszli z więzienia, gdzie znaleźli się dzięki grabarzowi. Wiadomo jednak, że zbyt proste rozwiązania zagadki kryminalnej nie wchodzą w rachubę w dziele, bądź co bądź, mistrza polskiej powieści kryminalnej. Kapitan Wadzewski z łatwością rozszyfruje powody śmierci nietypowego grabarza-intelektualisty. Po drodze poznamy kilku ciekawych ludzi, dziwaków owładniętych manią religijną, mściwych i   fanatycznych. Dodajmy do tego bogatą Amerykankę polskiego pochodzenia i jej cenne klejnoty, działalność hien cmentarnych, i takie tam inne historie.

Nie znam innego polskiego kryminału z czasów PRL, w którym zaatakowano by skrajne postawy religijne.  Dzisiaj chyba nie byłoby to możliwe. A „Śmierć grabarza” polecam wszystkim, którzy jej jeszcze nie czytali. Ponure to dzieło, ale trochę nietypowe.