- Autor: Edigey Jerzy
- Tytuł: Nagła śmierć kibica
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Seria z Jamnikiem
- Rok wydania: 1978
- Nakład: 100320
- Recenzent: Ewa Helleńska
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
KTO ZABIŁ DOCENTA LECHNOWICZA?
Profesor Zygmunt Wojciechowski, słynny chemik, i jego żona Elżbieta, też chemiczka, często przyjmują w swej willi gości.
Najczęściej są to wybitny kardiolog Witold Jasieńczak z żoną Krystyną oraz mecenas Leonard Poturycki z żoną Janiną. Powieść „Nagła śmierć kibica” rozpoczyna się w chwili, gdy trwa takie właśnie spotkanie towarzyskie. Tym razem jednak gości jest więcej: oprócz gospodarzy i wymienionych dwóch par w willi profesora znaleźli się: Henryk Lepatowicz, angielski fizyk polskiego pochodzenia, Andrzej Badowicz — profesor chemii z Politechniki Gliwickiej, Stanisław Lechnowicz – chemik, dawny uczeń i współpracownik Wojciechowskiego i jego aktualna narzeczona Mariola Boweri. Ta ostatnia naprawdę nazywa się Maria Skowronek, ale cóż to za nazwisko dla osoby, która ma zrobić oszałamiającą karierę jako aktorka filmowa.
Podczas gry w brydża dochodzi do potwornej kłótni pomiędzy mecenasem a kibicującym Lechnowiczem. Tylko dzięki zdecydowanej reakcji pani Elżbiety nie doszło do rękoczynów. Gospodyni zaproponowała skłóconym panom wypicie na zgodę i dla uspokojenia emocji po kieliszku koniaku. Docent Lechnowicz wypił pełny kieliszek jednym haustem i …. padł trupem. Wszystko wskazywało na zawał, co potwierdził doktor Jasieńczak. I pewnie sprawa zostałaby zakończona, gdyby nie fakt, że sekcja zwłok docenta wykazała obecność sporej dawki cyjanku potasu.
Śledztwo prowadzi dobrze nam znany pułkownik Niemiroch, towarzyszy mu porucznik Mierzejewski. Pierwsze zeznania uczestników przyjęcia są konwencjonalne — jaka szkoda, zmarł utalentowany naukowiec, nadzieja polskiej chemii i tak dalej. Dopiero po ujawnieniu przyczyny zgonu Lechnowicza, wszyscy zaczęli mówić co innego. Okazało się, że zmarły nie był świętym, a wręcz przeciwnie. Właściwie wszyscy obecni mogli mieć powody, by zamordować docenta, gdyż tenże narobił za życia sporo świństw. Dziwne jest też to, że mordercą musiała być osoba z pewną pozycją, wykształcona, która wiele ryzykowała mordując człowieka niemal na oczach innych ludzi. Jedynie Mariola jest w tym towarzystwie kompletną idiotką, ale też jej motywy są najbardziej wątpliwe.
Zakończenia oczywiście nie zdradzę, bo zapewne nie wszyscy znają ten kryminał. Myślę jednak, że powieść ma pewną zaletę — Edigey chce nam uświadomić, jak wielką rolę może odegrać w ludzkim życiu przypadek. A w tej książce przypadki są liczne.
Jest takie powiedzenie „człowieku, nie irytuj się”. W tym jednak przypadku jest ono niesłuszne. Gdyby nie awantura przy brydżu, zakończenie byłoby zupełnie inne. Ąż strach pomyśleć!
Trzeba przyznać, że autorowi jakoś zabrakło inwencji i powtarza pewne szczegóły w różnych utworach. Przedstawiony w „Nagłej śmierci kibica” profesor nazywa się Zygmunt Wojciechowski. To samo nazwisko nosi bohater książki „Elżbieta odchodzi”, tyle że pan inżynier ma na imię Adam. Obaj bohaterowie, mimo różnicy tytułów naukowych, są przedstawicielami nauk ścisłych i wynalazcami, których pomysły wzbudzają zainteresowanie zagranicznych ośrodków naukowych i przemysłowych. Obaj panowie Wojciechowscy mają sporo młodsze od siebie żony, a obie panie mają na imię Elżbieta. Na szczęście na tym kończą się podobieństwa.
A „Nagłą śmierć kibica” Jerzego Edigeya uważam za jeden z lepszych kryminałów autora.