Zeydler-Zborowski Zygmunt – Czwarty klucz 21/2012

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Czwarty klucz
  • Wydawnictwo: Wielki sen
  • Seria: seria z Warszawą
  • Rok wydania: 2009
  • Recenzent: Marzena Pustułka

LINK Recenzja Marka Malinowskiego

Spełnione marzenia emeryta

Muszę się przyznać, że bardzo podobała mi się książka Czwarty klucz — uważam, że jest to jedna z lepszych książek w dorobku naszego Mistrza — ZZZ. Wszystkiego jest w tej książce w sam raz. Interesująca intryga kryminalna, zaskakujące, wcale nie banalne rozwiązanie, sympatyczny milicjant prowadzący śledztwo, ładnie zarysowane, jak żywe postacie, ciekawe dialogi. Typowy układ prowadzących śledztwo — stary wyjadacz, kapitan Antoni Grabicki marzący aby jeszcze przed emeryturą trafiło mu się „coś wielkiego”, i młody, ambitny, inteligentny porucznik Stasiewicz. Nie ma jednak między nimi rywalizacji, czy animozji, zgodnie ze sobą współpracują, szanują się. Kapitan Grabicki jest nie tylko bardzo dobrym milicjantem i detektywem , ale przede wszystkim dobrym człowiekiem. Bardzo rozbawił mnie jego monolog o pospolitości polskich przestępców : „Masz rację Dziuniu. Tu nie Ameryka. Nasz teren bardzo ubogi. Nie ma wielkich potentatów finansowych, nie ma wspaniałych rezydencji milionerów, nie ma dużych międzynarodowych afer, nie ma nawet faceta, którego warto by porwać dla wielomilionowego okupu. Ot, jakieś tam nadużycia gospodarcze, mały szmugielek, chuligański wybryk, czy prymitywne morderstwo na tle rabunkowym , którego sprawców błyskawicznie się identyfikuje…” No cóż, chciałoby się powiedzieć „jaki pan, taki kram”. Jednak z drugiej strony, patrząc na współczesną Polskę, można też westchnąć z nostalgią nad proroczymi wręcz słowami oficera — teraz mamy to wszystko, o czym marzył kapitan — i potentatów finansowych, i rezydencje i afery międzynarodowe, a nawet dużo więcej. Niestety, policja się chyba z tego nie cieszy….W każdym razie kapitan Grabicki marzy o wielkiej sprawie, ale gdy zostaje zamordowana młoda lekarka , „powracająca” ( jak się wtedy mówiło o ludziach przyjeżdżających do kraju po dłuższym , zarobkowym pobycie zagranicą ) , a kapitan nie może uchwycić żadnej nitki śledczej , nie jest wcale zadowolony z tej sytuacji i żałuje, że nie poszedł już na emeryturę. Nie na darmo się mówi , żeby uważać z życzeniami, bo a nuż się spełnią. Zamordowana lekarka nie miała w zasadzie żadnych wrogów i śledztwo utyka w miejscu. Kiedy jednak zostaje również zamordowany jej narzeczony ( w zasadzie nie wiadomo aktualny czy były ) podejrzanych jest kilku, bo nie był to dobry człowiek, i w swoim niedługim życiu zdążył narobić już sobie wrogów. Nasz milicyjny duet inteligentnie prowadzi dochodzenie, kierując się nie tylko poszlakami i dowodami, ale także intuicją i „nosem” kapitana.   W czasie śledztwa poznajemy bardzo interesująca galerię barwnych postaci, począwszy od zdegradowanego pilota , skazanego za szmugiel narkotyków oraz jego żony, poprzez ambitną lekarkę , przyjaciółkę zamordowanej, drugą była przyjaciółkę, równie ambitną i porywczą dziennikarkę, znanego podróżnika ( wyjątkowy bufon), kończąc na bardzo bogatej właścicielce stawów rybnych i innych majętności oraz jej bojowym siostrzeńcu. Acha, jest jeszcze bardzo malownicza postać arabskiego szejka, zajadającego się polską czekoladą i chałwą. Dla każdego coś miłego.
Książka jest interesująco  napisana, bez niepotrzebnych dłużyzn i nużących opisów. Owszem, znajdziemy w niej trochę moralizatorstwa i propagandowego schlebiania władzy, ale akurat tyle, żebyśmy pamiętali, że końcu czytamy milicyjniaka z 1981 r. , a nie Chandlera. Jak już napisałam na wstępie, wszystkiego jest w sam raz ( może trochę za dużo ruskich pierogów).