Tokarczuk Olga – Prowadź swój pług przez kości umarłych 186/2011

  • Autor: Tokarczuk Olga
  • Tytuł: Prowadź swój pług przez kości umarłych
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
  • Rok wydania: 2009
  • Recenzent: Iza Desperak

Kim jest Janina Duszejko?

Gdy zabierałam się do lektury Prowadź swój pług przez kości umarłych, ponad 2 lata po premierze tej książki, nie oczekiwałam kryminalnej zagadki. Wiedziałam z licznych recenzji i odniesień, kto zabił, i mniej więcej dlaczego.

Czytając jednak niechcący porównywałam ją z innymi , bardziej kryminalnymi, co wynika z zastosowania przez autorkę pewnych klasycznych analogii. I tak, narracje poprowadzona jest jak w Zabójstwie Rogera Ackroyda, gdzie Agata Christie przełamała klasyczny schemat powieści kryminalnej, oddając rolę narratora mordercy. Sposób, w jaki Janina Duszejko opowiada o okolicznościach odnalezienia jednych albo drugich zwłok przemilczając pewne niewygodne dla niej fakty, przypomina jako żywo narrację doktora Shepparda u Agaty Christie. Jeśli nawet nie wiedziało się przedtem, że to Duszejko zabija, wytrawny czytelnik kryminałów po tym tropie trafi łatwo na osobę zabójcy. Motyw też jest powieleniem schematu znanego miłośnikom powieści milicyjnej: kara za zabicie zwierzęcia pojawiła się tej roli w Kotach Leokadii Kościelnej  Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego, zresztą dużo bardziej wstrząsającej w swe animalistycznej wymowie niż Prowadź swój pług przez kości umarłych.
Dużo bardziej niż odpowiedź na pytanie: kto zabił? wciąga poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: kim jest Janina Duszejko. Na początku jawi się nam jako szalona staruszka, opętana samotnością na odludziu, być może też cierpiąca na zakamuflowane pod nazwą Dolegliwości pisanych dużą literą choroby psychiczne.  I jako wariatka pisząca do policji szalone doniesienia, pełne odwołań do astrologii i nie trzymające się kupy nawet w warstwie ortograficznej: przeładowane dużymi literami tam gdzie nie ma po temu uzasadnienia. Ta Duszejko przypomina trochę Charis, jedną z trzech głównych bohaterek Zbójeckiej narzeczonej Margaret Atwood, zakręconej na punkcie New Age, numerologii  i zdrowej żywności dziwaczki, ofiary molestowania, być może schizofreniczki, której cząstka zresztą być może wypchnęła kogoś z hotelowego balkonu na trzynastym  piętrze. Ale Duszejko nie jest aż taka stara jak chciałaby byśmy ją widzieli, bo w pewnym momencie dyskretnie — bo nie jest Czułostkowa ani Sentymentalna — informuje nas o swym romansie. Zresztą romans był pretekstem dla zdobycia narzędzia jeśli nie zbrodni, co środków do zatarcia śladów i rzucenia podejrzenia na kogoś, a właściwie Coś innego. Bycie zakręconą okazuje się niezłym kamuflażem, podobnie jak szalone listy — stara wariatka, była inżynier budownictwa, której z łaski pozwala się uczyć dzieci w szkole kilka godzin tygodniowo, obdarzająca imieniem i duszą swój samochód i przemawiająca do zwierząt to maska zlepiona z kulturowych klisz, za którą ukrywa się wyrafinowana zabójczyni.
Morderca Leokadii Kościelnej z 1975 roku był dla Downara zagadką, budził współczucie czytelnika, ale nie otoczenia. Janina Duszejko unika aresztowania, gdy policja mimo kamuflażu wpada na jej trop, bowiem jej bliscy współodczuwają z nią i ją chronią. Fakt zabicia przez nią paru ludzi w odwecie za zabicie przez nich zwierząt — w tym domowych psów Duszejko, nazywanych prze nią Dziewczynkami i zastępującymi jej zapewne rodzinę — nie dziwi ani byłego ucznia z którym razem tłumaczą Williama Blake’a, ani sąsiada z którym zbliżyła ją pierwsza śmierć i pojawienie się na horyzoncie entomologa, kochanka i nieświadomego swej roli dostarczyciela niezbędnego dla zatarcia śladów feromonu. Zabójczyni zmienia peruki, myli pogonie i trafia do kryjówki przygotowanej przez lojalnego entomologa, gdzie policja jej nie znajdzie. Inaczej niż u Christie i Zeydlera-Zborowskiego zabójczyni unika kary.
W tej udającej jedynie kryminał powieści udało się coś, co się rzadko udaje autorom i autorkom powieści kryminalnych: stworzenie pełnowymiarowej , centralnej dla narracji bohaterki, która nie jest bierną ofiarą, jak 99% bohaterek kryminałów. Aktywną rolę pełniły jak dotąd detektywki — amatorki jak panna Marple lub babcia Karolina w Karolino nie przeszkadzaj Barbary Krzysztoń,  amerykańskie policjantki ścigające przestępców z jeszcze większą zajadłością niż ich koledzy (jak choćby  u Sary Paretsky), a ostatnio skandynawskie policjantki w ciąży (jak w Kobiecie ze śniegu  Leeny Lehtonainen). Wielowymiarowe portrety pełnokrwistych kobiet, które zabijają ,to raczej domena literatury pięknej, zapoczątkowana przez Szekspira portretem lady Makbet. Współczesne media  w kobietach, które zabijają, chcą widzieć potworne kobiety, uosobienie łamiących  wszelkie reguły wynaturzeń. Szczytem popkulturowej monsteryzacji kobiet jest postać morderczej-lesbijki-hydraulik (jak choćby w Kot, który zszedł pod podłogę Lilian Jackson Brown czy paru filmowych obrazach). Autorzy kryminałów, nawet jak opisują morderstwa popełniane przez kobiety (jak Lady Killer Eda MacBaina), rzadko czynią z morderczyń centralne postaci dramatu , sytuując je na drugim planie, jak choćby Aleksandra Marinina postać snajperki w Płotki giną pierwsze. Janina Duszejko, postać stworzona przez autorkę literatury pięknej  i lekko tylko wpasowana w schemat kryminału, tę lukę udanie zapełnia. A to, że nie ponosi kary za swą zbrodnię — no cóż, od Kurtyny Agaty Christie i ten element powieści kryminalnej nie jest już obowiązkowy.