- Autor: Szolc Izabela
- Tytuł: Martwy punkt
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Nowy Świat
- Rok wydania: 2010
- Recenzent: Waldemar Szatanek
„Dziś prawdziwych facetów już nie ma…?”
Lubicie seriale typu „Glina” albo „Pitbull”? Jeśli tak powinny wam się spodobać przygody komisarz Anny Hwierut. Ja niestety przeczytałem tylko ich drugą , środkową część ale przyznaje zrobiły na mnie pozytywne wrażenie.
Tym razem pani komisarz musi sobie poradzić z serią zabójstw na tle religijno-seksualnym. Pierwsza ofiara to młoda prostytutka, potem tancerka erotyczna. Gdy ginie młoda dziewczyna „z dobrego domu” sprawa się komplikuje.
Śledztwo od początku jest skomplikowane . Giną dziewczyny związane z seksbiznesem ale są zabijane w bardzo nietypowy sposób. Morderstwa wyglądają na rytualne. I mimo że mamy do czynienia z kobietami upadłymi pojawia się wątek „kościelny”
Całość jest jak to się mówi „mroczna” Główna bohaterka – oficer policji z Warszawy nie radzi sobie w kontaktach z rodziną. Ojca unika , mąż i kochanek odeszli, dorastający syn wyjechał do innego miasta. Pomaga wiec sobie alkoholem, lekami , nadmiernym zaangażowaniem w prace ale tez przygodnym seksem. Można by powiedzieć typowy policjant jakiego znamy z literatury i filmu całego świata.
Tu jednakże mamy do czynienia z kobietą….
Warto na to zwrócić uwagę gdyż mamy niewątpliwe do czynienia z powieścią sfeminizowaną.
Tak naprawdę to tylko kobiety w tym świecie się liczą. To one giną, zabijają, prowadzą śledztwo, są kluczem do wszystkiego.
Mężczyźni właściwe tylko przeszkadzają , są albo słabi albo ich nie ma gdy powinni być.
Żeby nie było wątpliwości : nie oceniam. Nie mówię czy to dobrze czy źle. Mówię : ta książka pod tym względem jest inna niż typowy kryminał. …
Jak to wygląda w praktyce zobaczcie sami , ja na pewno jeśli będę miał okazję sięgnę po inne części.
Jedyne czego żałuje to to że książka jest cieniutka (189 stron) a pisana jak moje prace na studiach — jak największa czcionką. Szkoda bo jest potencjał.