Schmandt Piotr – Fotografia 172/2011

  • Autor: Schmandt Piotr
  • Tytuł: Fotografia
  • Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne / Funky Books
  • Rok wydania: 2010
  • Recenzent: Norbert Jeziolowicz

Stary wspaniały świat

Gdybyśmy przenieśli się wehikułem czasu do 1900 roku to zobaczylibyśmy Europę jako krainę stabilizacji i dostatku, a rozwój cywilizacyjny i technologiczny zapierał wprost dech w  piersiach.

Trudno było właściwie znaleźć miejsce na świecie, które nie byłoby bezpośrednio lub pośrednio kontrolowane z którejś z europejskich stolic. Największe europejskie mocarstwa były połączone więzami handlowymi i gospodarczymi, które czyniły ewentualną wojnę między nimi wręcz niemożliwą ze względu na  wynikający z niej krach na rynkach finansowych.  Świat był piękny i utrzymany w kolorze sepii typowym dla starych zdjęć.  Chociaż już dwadzieścia lat później na tym samym kontynencie mieliśmy zniszczenia, popioły  i zgliszcza, nie istniały już imperia i miliony ludzi zginęły w czasie trwającej kilka lat pierwszej wielkiej totalnej wojnie.

Ale Paweł Schmandt umieścił akcję „Fotografii” w okresie, kiedy świat był jeszcze bardzo dobrze poukładany  ustabilizowany i przyjazny człowiekowi. Minęły już co prawda pierwsze lata XX wieku  i na horyzoncie rysuje się bardzo powoli zmierzch doskonałego świata, ale nad całością panuje  Cesarz, który co prawda bywa wymagający, ale także starał się być miłościwym  ojcem dla swoich poddanych. Rewolucja techniczna popchnęła  już społeczeństwo w kierunku nowoczesności ze wszystkimi jej wadami, ale obowiązujący porządek społeczny zakorzeniony był jeszcze w czasach feudalnych i tylko co odważniejsi  prezentują poglądy liberalne w sferze społecznej i kulturalnej.

Jeśli za początek fabuły  mamy uznać pierwszą scenę, to  akcja  rozpoczyna się w niedzielny poranek w hotelu w Wejherowie. Inspektor Ignaz Braun z berlińskiej komendy policji przebywa akurat na Pomorzu, gdzie załatwia sprawy spadkowe po zmarłej ciotce swojej żony. Jest to jego druga wizyta w Wejherowie — w trakcie pierwszej poznał właśnie  przyszłą żonę. I już z samego rana szef lokalnej  policji, komisarz Rensch,  burzy jego spokój prosząc o pomoc w śledztwie. Zamordowany został bowiem Theodor Pratz, chyba jedyny miejscowy fotograf . jest to o tyle dziwne, że był to człowiek straszy, niebogaty i zdecydowanie lubiany i szanowany przez wszystkich. Właściwie nie ma żadnego rozsądnego motywu popełnienia takiego morderstwa. Braun oczywiście godzi się udzielić wsparcia kolegom; tym bardziej, że sobotni wieczór spędził na małym przyjęciu u jednego z  miejscowych notabli, a Pratz uwieczniał zebranych za pomocą aparatu fotograficznego. Właściwie uczestnicy tego wieczorku stanowili osoby, które prawdopodobnie widziały  zamordowanego fotografa, więc udział Brauna w śledztwie ma charakter działania we własnej sprawie. Dochodzenie staje się typowym poszukiwaniem przysłowiowej igły  w stogu siana, śledczy po omacku szukają śladów rozmawiając z jak największą ilością osób mających coś wspólnego z zabitym, a  przede wszystkim z pozostałymi uczestnikami feralnego przyjęcia. I nie da się ukryć że ambicją autora było pokazanie przy tej okazji  realiów życia klasy średniej w odległych prowincjach imperialnego cesarstwa i zamiar ten został zrealizowany z sukcesem.

Inspektor Ignaz Braun pomimo relatywnie młodego wieku jest już otoczony niemała legendą  jednego z najlepszych śledczych w całym cesarstwie, a lista ujętych przez niego zbrodniarzy jest bardzo długa. Ma jednak jeden feler, który nigdy nie pozwoli mu się wybić w na naprawdę wysokie  stanowiska urzędnicze w cesarskiej policji — jest bowiem katolikiem. Oznacza to, iż może on jedynie dojść do najwyższych godności wiążących się z ciężką policyjna harówką, ale naprawdę wysokie stanowiska zarezerwowane są dla kolegów bardziej odpowiadających wyznaniowemu ideałowi (innymi słowy: byli ewangelikami).

Jak  napisałem na początku recenzji, czytelnik już zdaje sobie sprawę, że belle epoque jest w okresie schyłkowym, a pisarz odzwierciedla tę prawdę integrując w powieści elementy nowoczesne oraz nieco staromodny styl.

Zbrodnia rozumiana jest staroświecko: jest nie tylko przestępstwem, ale w pierwszym rzędzie  wrogim elementem, który burzy dany od Boga i cesarza porządek świata. Praca policji polega na tym, aby ująć mordercę, a poprzez proces i wyrok  przywrócona zostanie sprawiedliwość społeczna, a zatem także zaufanie poddanych do całego państwa.

Nowoczesne elementy w powieści to na przykład  sposób prowadzenia śledztwa, które właściwie kręci się w kółko –  nie ma bowiem śladów pozostawionych przez mordercę w rodzaju oderwanego guzika lub też skrawka tajemniczego listu. Na dobrą sprawę nie ma nawet pomysłu na motyw zbrodni ponieważ zabity był osobą powszechnie lubianą i po prostu zbyt mało znaczącą (też biedną), aby ktoś mógł odczuwać wobec niego, aż tak strasznie negatywne emocje. Jest to właściwie zbrodnia, która nie powinna się wydarzyć i nikt by w nią nie uwierzył, gdyby nie znalezione zwłoki.

Agatha Christie pisała prawie sto lat wcześniej mniej więcej o tych samych czasach, ale Schmandt ma zupełnie inne podejście do powieści kryminalnej. On  nie tworzy genialnej dedukcyjnej fabuły —  raczej prezentuje podejście do śledztwa w stylu francuskiego inspektora Maigret. Nie interesuje go także mozolne zbieranie śladów w rodzaju  różnych włosków,  urwanych guzików, czy też odcisków butów na piasku lub  wyrafinowanych  eksperymentów jak rozpoznawanie gatunku papierosów po okruchach tytoniu.  Tutaj najważniejszy  jest człowiek. I to zarówno ofiara,  jak i morderca oraz psychologiczna motywacja ich zachowań.

No i jeszcze ten absolutny spokój policji, która jest pewna że odnajdzie sprawcę niegodziwego czynu, jako że sprawiedliwość w końcu musi zatriumfować nad siłami zła. Przesłuchania to nie tylko element śledztwa, ale także możliwość prowadzenia  przez Brauna z pewnym pastorem teologicznych rozważań na temat różnic pomiędzy religiami — skoro  „Bóg dopuszcza katolików do istnienia, a w naszych niemieckich warunkach do współistnienia z ewangelikami, musi mieć jakiś plan względem nich. I względem nas, ewangelików. Wzgarda dla bytu oznaczałaby wzgardę dla Stworzyciela, który w swojej łasce (choć dla mnie niepojętej) raczył zachować kościół katolicki.”

To jest już druga książka o przygodach inspektora Brauna. Moim zdaniem zresztą lepsza, ponieważ o połowę krótsza od pierwszej  pod tytułem „Pruska zagadka”. Poprzez to ograniczenie fabuła zyskała na zwartości i jest mniej przegadana, a jednocześnie skoncentrowana na istocie sprawy.  Ale zachęcam także do przeczytania pierwszej przygody w Wejherowie, ponieważ ułatwia to zrozumienie wszystkich uwarunkowań postępowania bohaterów.

A co łączy „Fotografię” z powieścią milicyjną?
Otóż moim zdaniem odpowiedź jest prosta: chodzi o absolutne przekonanie większości bohaterów, że żyją  w najlepszym ze światów, który na dodatek będzie trwał wiecznie. W obu przypadkach ten optymistyczny pogląd okazał się nieuzasadniony.