- Autor: Borkowski Zenon
- Tytuł: Zemsta kusi nad grobem
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 49
- Rok wydania: 1972
- Nakład: 100000
- Recenzent: Wiesław Kot
Kryminał w GS-ie
Na takie kryminały wyrzekał Zygmunt Kałużyński. Pisał, że u nas nie rozwija się wielka literatura kryminalna, bo o czym tu pisać? O włamaniu do GS-u? Co racja, to racja, ale z drugiej strony ileż nostalgii budzą takie nieporadne przypadki łamania kodeksu.
Z takim aktem swojskiego bezprawia mamy do czynienia w „ewce” pod myląco podniosłym tytułem „Zemsta kusi nad grobem”. Oto w miejscowości Pomowice, zdegradowanej, bo odebrano jej tytuł miasteczka powiatowego, nastąpił włam do sklepu GS-u „Samopomoc Chłopska” o specjalności RTV-AGD. Jego skutki to jeden trup, milicjant stuknięty w głowę i ubytek w kasie na sumę pięciu tysięcy. Z tym, że z tym ubytkiem sprawa niepewna, bo przecież sklepowa mogła tę sumę spokojnie zakosić, a winę zwalić na włamywacza. I teraz ten stuknięty a ledwo podkurowany milicjant rozgryza sprawę.
Zamordowano otóż Janka Wosika, elektryka z chlubną kartą w życiorysie. Bo Wosik, syn aktywisty jeszcze PPR-u i promotora reformy rolnej oraz – jak stoi w aktach – „niewierzącego”, zapisał się do ORMO. I plutonowy Kołacki – ten stuknięty w głowę – zakłada się ze zwierzchnikiem w powiecie o Martela, że sprawcę wytropi. Choć sam w Martelach nie gustuje przedkładając nad nie jarzębiak na winiaku. Z tym Kołackim miejscowi mają trochę ambarasu, bo znają go od lat i jakoś niesporo zwracać się do niego „panie plutonowy” ani też po imieniu. Mówią więc: „niech Kołacki Idzie”, „niech Kołacki zobaczy”. Zupełnie jak z Kornela Makuszyńskiego. Kołacki w swoim śledztwie wzoruje się na kryminałach Agathy Christie i zakłada, że mieszkańcy małego miasteczka mnóstwo widzieli i pamiętają, tyle, że każdy z osobna nie wie, czego fragment ujrzał. Do kupy poskłada to dopiero śledczy. Oto bowiem jeden ze świadków nie umie podać dokładnego czasu swojego spaceru po mieście, bo dysponuje tylko zegarkiem „Poljot”, który miał być wodoszczelny, lecz już po pierwszej kąpieli zaczął nieodwołalnie rdzewieć. Ale świadek nosi go dla fasonu. Trochę to prowincjonalne, ale też autor podaje, że z miasteczka Pomowice do Gdańska jedzie się aż 14 godzin. Prowincjonalnie noszą się miejscowe panie. Jedna z nich, leciwa i zamiłowana w wódeczce, tak się pochyla, żeby podomka odsłoniła co nieco. „Najkorzystniej wyglądała w sukni zapiętej wysoko pod szyją” – zaopiniował plutonowy. Z kulinariów: kiedy plutonowy idzie odpytywać miejscowa damę, ta zanim poda kawę, wręcza mu młynek, aby zmełł porcję, a potem podkreśla, ze daje kawę w solidnej ilości, „jak dla siebie”. Kiedy następny z kolei świadek odczuwa pragnienie, po prostu czerpie wodę chochlą z wiadra i pije w trakcie przesłuchiwania przez plutonowego. Godna odnotowania jest instytucja budki z piwem – od frontu podają napój, a od tyłu funkcjonuje sikalnia, żeby daleko nie chodzić. Poza tym podczas „akcji oczyszczającej” w miasteczku zlikwidowano aż sześć bimbrowni. No i fakt, że miejscowe kury są bezpieczne, odkąd czołowy złodziej miejscowy odsiaduje swoje w Strzelcach Opolskich.
Okropnie ten zeszyt sztywny. Mamy zabójstwo i niekończące się przesłuchania mieszkańców z nieodmiennym pytaniem: kto kogo widział i kiedy. Sypią się nazwiska, ale bez bliższej charakterystyki, bez twarzy. Trudno się w tej szaradzie połapać, trudno nadążyć. W monologu plutonowego czytamy: „Która z dobrze znanych mi twarzy kryje twarz mordercy? Waliński czy Pyzik?” Twarz, która kryje twarz – całkiem oryginalne. Sprawcami napadu na plutonowego okazują się typy prymitywne, antyfinezyjne, żadnej subtelnej kryminalnej gry z nimi prowadzić się nie da. Młodzież mówi o takich: „paździerze”. A sprawca zabójstwa Wosika sypnął się tym, że ukrył w komórce pod słomą dwie golarki ukradzione w geesowskim sklepie. Czysta przaśność. Że i pisać się o niej odechciewa.