- Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
- Tytuł: Alicja nr 3
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: Seria z Czerwoną Okładką
- Rok wydania: 1975, 1977 (wydanie II)
- Nakład: 100000 (wydanie II)
- Recenzent: Ewa Helleńska
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
ILE JEST ALICJI?
„Alicja nr 3” jest pod pewnym względem dość nietypowym kryminałem. Autor, Zygmunt Zeydler Zborowski, nie jest tu obiektywnym narratorem relacjonującym jakieś mniej lub bardziej intrygujące zdarzenia; przeciwnie — sam uczestniczy w opisywanych wydarzeniach i opisuje swoje własne przygody. Ściślej mówiąc, narratorem powieści jest Zygmunt, pan w średnim wieku, autor kryminałów, wielbiciel Włoch — kraju, w którym przebywał przez jakiś czas po wojnie.
Pewnego dnia pan Zygmunt otrzymuje list od swej byłej żony, Joanny, z którą rozstał się jakiś czas temu. Po rozwodzie Joanna ponownie wyszła za mąż, tym razem za Włocha, i mieszka w Rzymie. W liście Joanna przesłała eks-mężowi zaproszenie do Włoch. Byli małżonkowie rozstali się w przyjaźni i nawet druga żona Zygmunta, pani Bożena, nie ma nic przeciwko tej podróży. Wkrótce nasz autor-narrator leci do Rzymu samolotem PLL Lot, którego patronem jest Mikołaj Kopernik.
„… puściłem mimo uszu złowieszczy komunikat podany przez megafon, że lecimy na wysokości dziesięciu tysięcy metrów z szybkością dziewięciuset kilometrów na godzinę. Nie chciałem się już nad tym zastanawiać, nie chciałem sobie psuć śniadaniowego nastroju. Zresztą w tym momencie wszelkie refleksje były właściwie cokolwiek spóźnione. Nie pozostawało mi nic innego, jak wierzyć w mą szczęśliwą gwiazdę i oddać się pod opiekę Mikołaja Kopernika. Samolot, którym leciałem, został nazwany właśnie imieniem wielkiego astronoma.”
Ja też leciałam „Kopernikiem” w tamtych czasach, tyle że do Londynu, a nie do Rzymu. W kilka lat później tenże samolot rozbił się nad Warszawą i w katastrofie zginęła Anna Jantar. No cóż, nie każdemu się udaje. Jak widać, nasz wielki astronom nie ma wpływu na nasze losy gdzieś tam wysoko i trudno liczyć na jego protekcję.
Pochłonięty podróżą i serwowanym na pokładzie posiłkiem pan Zygmunt z pewnym opóźnieniem zauważa, że obok niego siedzi piękna i młoda dziewczyna. Czemu nie poflirtować z sąsiadką?
„- Czy pani leci do Rzymu? — spytałem głupio. Wiedziałem przecież, że nasz odrzutowiec nie ląduje ani w Koluszkach, ani w Lubartowie.
Mogła ze mnie zadrwić okrutnie, ale nie uczyniła tego. Skinęła tylko głową w milczeniu.”
Dalsza rozmowa toczy się dość niemrawo i nie wychodzi poza stek banałów. Jak się okazuje, piękna nieznajoma nazywa się Alicja Sarnowska i udaje się do Rzymu na zaproszenie rodziny. W Rzymie piękna Alicja spotka się z Zygmuntem, zaprosi go nawet na kolację do rezydencji swych włoskich krewnych. Nasz autor spostrzega, że Alicja jest smutna i coś ją gnębi, zaś jej rodzina, gość — austriacki handlowiec oraz służba to postacie jak z panopticum. Wkrótce ma miejsce pierwsze tragiczne wydarzenie — w drodze powrotnej do Polski Alicja umiera w samolocie. No cóż, to nie nowość w naszych kryminałach, podobne zdarzenie miało miejsce w „Śmierci w samolocie” Koprowskiego. Sprawę przejmuje milicja, bo śmierć młodej osoby podczas podróży zawsze jest podejrzana.
Od tej chwili zaczyna się seria zupełnie nieprawdopodobnych zdarzeń. Na chwilę pojawia się znany nam z powieści Zygmunta Zeydlera Zborowskiego major Downar. Major jest w tej książce starym znajomym Zygmunta, wie, że pisarz zna dobrze Włochy i że zetknął się z Alicją w Rzymie oraz że leciał z nią tym samym samolotem do Rzymu i z powrotem. Trudno w to uwierzyć, ale Downar prosi przyjaciela, by wrócił do Włoch i trochę tam powęszył. Nie ma oczywiście mowy o tym, by zamieszkał znów u swej byłej żony. Misja jest niebezpieczna, ale major z dziwną niefrasobliwością wysyła tam swego przyjaciela — cywila, dając mu na drogę sporą sumę dolarów. Milicja wydaje się być bogata i lekkomyślna. Podczas swej drugiej wizyty w Italii Zygmunt uczestniczy w dość dziwnych i niebezpiecznych wydarzeniach, spotyka przedziwnych ludzi. Jak się okaże, znana mu Alicja została zastąpiona inną Alicją, która — wbrew pozorom — nie jest Alicją numer dwa, a Alicją numer trzy. Bohaterowie często wydają się być kimś innym, niż są naprawdę i mamy do czynienia z istnym domem wariatów. Nawiasem mówiąc, prawdziwy dom wariatów też się w książce pojawi. Obawiam się, że każdy czytelnik książki odnosi wrażenie, że jej akcja jest kompletnie nieprawdopodobna i trudno uwierzyć w taki idiotyczny splot wydarzeń. Ale książka ma wartką akcję, sporo tu zagadkowych zdarzeń, wiele się dzieje, a to jest w końcu w powieści kryminalnej najważniejsze.
Z zakończenia — też dziwacznego — dowiemy się, dlaczego cała opowieść jest taka zawikłana. Nie wiem, czy zakończenie nie rozczarowuje niektórych czytelników. To już sprawa gustu.