- Autor: Niziurski Edmund
- Tytuł: Przystań Eskulapa
- Książka zawiera także opowiadanie Szantaż w wodociągach
- Wydawnictwo: MON, Wydawnictwo LTW
- Seria: Labirynt, Kryminał
- Rok wydania: 1958, 1962, 2010
- Nakład: 20.000 egz. (Warszawa 1962. Wydanie II)
- Recenzent: Ewa Helleńska
LINK Recenzja Piotra Kitrasiewicza
LINK Recenzja NN
LINK Recenzja Marka Okońskiego
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
CIĘŻKIE JEST ŻYCIE PRACOWNIKA WODOCIĄGÓW MIEJSKICH
Edmund Niziurski jest znany przede wszystkim jako autor książek dla dzieci i młodzieży. Nieliczne kryminały jego pióra ukazały się dość dawno temu i ich pierwsze wydania są raczej trudne do zdobycia.
Na szczęście wydawnictwo LTW wznowiło ostatnio „Pięć manekinów” i „Przystań Eskulapa”. Druga z wymienionych książek zawiera też opowiadanie „Szantaż w wodociągach”, które było publikowane w Panoramie w 1957 roku w kilku odcinkach. Dobrze, że utwór ten został przypomniany.
W opowiadaniu spotykamy milicjantów znanych nam ze wspomnianych powieści kryminalnych Niziurskiego. Jest tu kapitan Kajetan Trepka, i narrator – porucznik Paweł Dziarmaga, spotkamy tu i sierżanta Kajtusa, i kaprala Drabka. Do Trepki zgłasza się niejaka pani Kaszkietowa (jak zwykle Niziurski obdarza swych bohaterów dziwnymi i śmiesznymi nazwiskami). Od kilku miesięcy ktoś szantażuje jej męża, Eugeniusza Kaszkieta, przysyłając mu anonimowe listy z żądaniem comiesięcznego okupu w wysokości czterystu złotych. Szantażysta grozi rodzinie Kaszkietów okrutną zemstą w razie zlekceważenia żądań lub doniesienia na milicję. Cała sprawa wydaje się idiotyczna. Normalny szantażysta domaga się zwykle większych kwot i szantażuje ludzi zamożnych, mających coś na sumieniu. Kaszkiet to zwykły pracownik wodociągów miejskich, zarabia osiemset złotych miesięcznie i nie ma dostępu do żadnych tajemnic. Co więcej, szantażysta domaga się składania pieniędzy w miejscach ogólnie dostępnych – najpierw pod kamień z rzeźbą psa w ruinach na placu Krasińskich, potem w zlewie w zburzonym domu na ulicy Łuckiej. Trzeba być kompletnym bałwanem, by zabierać biednemu człowiekowi połowę pensji bez powodu i odbierać pieniądze z miejsca, w pobliżu którego przechodzi codziennie mnóstwo ludzi.
Jest rzeczą oczywistą, że kapitan Trepka rozwiąże zagadkę, a rozwiązanie okaże się dość zaskakujące. Mnie w opowiadaniu Niziurskiego zafascynowało jego charakterystyczne poczucie humoru i specyficzny styl utworu, podobny do stylu „Pięciu manekinów” czy „Przystani Eskulapa”. Nie znajdziemy tu typowego dla wielu peerelowskich kryminałów dydaktyzmu, a raczej kpinę, żart, elementy pastiszu. Mnie Trepka i Dziarmaga przypominają trochę polskie wydanie Herkulesa Poirota i jego przyjaciela Hastingsa. Cała opisana w opowiadaniu sytuacja jest trochę nierealna i zabarwiona nutą absurdu. Mnie się to podoba.