Ziemski Krystyn – Niewidzialne kręgi 31/2009

  • Autor: Ziemski Krystyn
  • Tytuł: Niewidzialne kręgi
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: Czerwona okładka
  • Rok wydania: 1979
  • Recenzent: Wiesław Kot

LINK Recenzja Andrzeja Smosarskiego

Umrzeć za klepkę parkietową

Porucznik Andrzej Korcz wprost ze szkoły oficerskiej pchnięty został do mazurskiego Zaborowa. I od razu wiadomo, że nic już nie będzie takie, jak było. Dotąd marne trzydzieści tysięcy mieszkańców dzieliło się według podłóg. Ci, którzy rozdawali w mieście karty, chodzili po parkietach. Awans społeczny ze spółdzielczych bloków wydeptywał płytki PCW.

A ci, których wirówka socjalistycznych przemian odsiała na margines, posuwali się po „pomalowanej na czerwono podłodze z oheblowanych desek”. Taki układ. Dzięki temu swoje miejsce znał nawet taki tumanowaty robotnik Duś – jak podpieprzył z magazynu worek cementu, to zostawił tyle śladów, że autor Ziemski księguje je przez 50 stronic. Sąd też nie uznał tego za błahostkę: Duś za worek cementu dostał rok w zawiasach. No, dobrze – kalkuluje czytelnik – skoro w Zaborowie jeden worek cementu kosztuje potencjalny rok odsiadki, to ile kosztuje tyle worków, żeby wybudować willę? Otóż nie kosztuje nic. Bo Dusia ścignie byle straż przemysłowa, a taki jeden z drugim dyrektor ściąga na lewo i bez przeszkód materiały na własną budowę wprost z rampy kolejowej z pominięciem magazynów. Ale tylko rano. Bo już w południe zasiada w  Komisji Ładu i Praworządności. Bynajmniej nie po to, by ścigać samego siebie. Tak właśnie tworzą się tytułowe „niewidzialne kręgi” wpływów i korupcji. Jak kto się buntuje przeciw tym „kręgom”, to się mu wmawia, że jest pijany: „Po pijanemu robi się różne dziwne rzeczy, oceniane przez trzeźwych jako bezsensowne”.
Czytelnik lubiący chadzać zakamarkami polszczyzny zawdzięcza Ziemskiemu chwile nagłych wzruszeń. Na przykład, gdy przeczyta, że właściciel okazałej willi to „posesjonat”. Teoretycznie można być i „posesjonatem” nieheblowanej podłogi koloru buraczkowego, ale to już nie brzmi. Uniwersalnie za to brzmi u Ziemskiego przysłówek „wahająco”. Raz po raz, jak kto nie jest pewny, zaraz „odpowiada wahająco”. Podejrzewam, że Ziemski gdzieś sobie to słówko zastrzegł, bo inaczej Herbert na pewno napisałby: „Najpiękniejsza jest Nike, gdy wygląda wahająco” (zamiast: „kiedy się waha”). Niezwykłą celność wykazuje też określenie „materiały rozchodowywane”, czyli rozprowadzane z magazynu po budowach. W skrócie można powiedzieć, że istota przestępstw w powieści Ziemskiego polega na tym, że materiały inaczej są „rozchodowywane” w fakturach, a inaczej w rzeczywistości. A jak się zbierze takich faktur więcej, to powstaje „książka obmiarów”, biblia każdego kierownika budowy. Niezastąpiona zwłaszcza w czasie „kolaudacji” mieszkania.
A trafi się i hasełko „Troska o mienie – zadaniem każdego aktywisty” – jedno z miliona, którymi oklejona była Polska Ludowa. Teraz biedactwa odsłania tylko czasami opadający tynk.
Albo weźmy skrzydlatą frazę Ziemskiego: „Powietrze stało w miejscu”. Przecież ona nawet gimnazjaliście natychmiast nasuwa na pamięć mickiewiczowski opis burzy: „I była chwila ciszy, i powietrze stało”. Wprawdzie nie w miejscu, ale zawsze.
W tym stojącym powietrzu rozwiązana zostaje zbrodnia sprzed roku, dokonana na niezależnym budowlańcu nazwiskiem Wróbel. Stało się to jednak niejako mimochodem, ponieważ narracja powieści tworzy swego rodzaju plamy. Jak padnie nazwisko nocnego stróża, to zaraz pozyskamy garść szczegółów z życia chłoporobotników. I koniec w tym temacie. Jak wystąpi romans, to też na parę zdań i już go nie ma. To trochę tak jakby „Cudowną melinę” Kazimierza Orłosia napisał Marcel Proust.
Dzięki Ziemskiemu ocalało jednak dla potomności wiele drobnego obyczaju budowlanego. Ot, powszedni dzień kierowcy żuka: „Wyjeżdżając z wojewódzkiego miasta poczuł pragnienie. Zaszedł do przydrożnej gospody. Poprosił o coś do picia. Dla bufetowej taka prośba była jednoznaczna. Nalała setę czystej”.