Zeydler-Zborowski Zygmunt – Sekret Julii 26/2009

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Sekret Julii
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1981
  • Nakład: 100250
  • Recenzent: Wiesław Kot

LINK Recenzja Norberta Jeziolowicza

Garbus w sytuacji bezdewizowej

Zanim major Stefan Downar pochylił się nad zwłokami na stronie 78, fabuła zataczała już bardzo szerokie kręgi.


Wystartowała w „słonecznej Italii”, dokąd wyrwał się Ryszard, cwaniaczek marnego kalibru. Posadka w ministerstwie kultury znudziła go i teraz „kombinuje z wolnej ręki”. A kiedy człowiek kombinuje, to w końcu wpada mu w ręce prawdziwa okazja. Ryszard trafił na taką podczas wizyty u swojej siostry w Rzymie, gdzie „oszlifowane spojrzeniami turystów kamienie błyszczały jaskrawą bielą”. Pewien obrzydliwie zamożny Włoch obiecał obsypać go dewizami za odnalezienie swej warszawskiej korespondentki, w której ów Włoch zakochał się nieprzytomnie na podstawie samych tylko listów. Niestety, odnalezienie inteligentnej dziewczyny w Warszawie długo jest ponad siły drobnego kombinatora.
Z kolei Julia jest mało inteligentną warszawską mężatką, która chciałaby wywindować swój status intelektualny przy pomocy korepetycji z angielskiego. Udziela ich porażająco kompetentny garbus imieniem Błażej. Jego błyskotliwość działa na Julię jak magnes. W amoku odbiera ona od garbusa lekcje angielskiego plus kurs kultury europejskiej, a jej mąż tymczasem czai się w bramie kamienicy (przy ulicy Smolnej) nękany zazdrością. A kiedy próbuje odbyć z małżonką tzw. decydującą rozmowę, ta z najwyższym trudem odrywa się od „Uczty” Platona.
Wtedy do gry włącza się trójka oprychów. Mają genialny pomysł na zarobek: szybkie skoki na kasę w odległych od siebie miastach i błyskawiczne przemieszczanie z jednego do drugiego. Milicja nigdy w świecie nie powiąże tak rozparcelowanych rabunków. Bieda w tym, że oprychy są w „sytuacji bezdewizowej”, a pilnie potrzebują pieniędzy na szybki samochód. Tymczasem w sytuacji bezdewizowej – uważają – powinien być garbus, który ma zadołowane dolary.
I nie tylko. Wszedł bowiem w posiadanie katechizmu Braci Polskich, drukowanego w Rakowie. Z tego powodu nienawidzi go niejaki Stasieczek bibliofil-furiat, który jawnie życzy garbusowi śmierci.
Gdy stężenie negatywnych emocji tak mocno przybiera na sile, musi pojawić się trup.
A w ślad za nim śledztwo. Niestety, mało porywające. Major Downar prowadzi tylko kolejne tury przesłuchań. Reflektor podejrzeń przesuwa się po kolei na wszystkich podejrzanych.  „Była to jego stała metoda: nie sugerować się żadna koncepcją, a przeciwnie, budować ich jak najwięcej, aby następnie, drogą logicznej eliminacji, wybrać tę najwłaściwszą, jedynie możliwą”. Całkiem słusznie, zwłaszcza, że ofiara została tu zgładzona na trzy sposoby jednocześnie. W dodatku w śledztwo zaplątały się aż trzy efektowne blondyny. Ale klucz do rozwiązania zagadki nie wcale nie tkwił w przesłuchaniach, lecz w operze „Złoto Renu” Wagnera. Ale, że milicjant meloman wcale nie jest rzadkością, rozsupłano intrygę przy pomocy Wagnera. Na koniec pozostało już tylko w zaufanym milicyjnym gronie schrupać pieczoną gęś zdobytą w Hali Mirowskiej i popić winem „Egri Bicaver”. Smacznego.