Kwiatkowski Tadeusz – Kowboje z Zielonych Wzgórz 25/2009

  • Autor: Kwiatkowski Tadeusz
  • Tytuł: Kowboje z Zielonych Wzgórz
  • Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
  • Rok wydania: 1961
  • Recenzent: Waldemar Szatanek

„Siekierezada” dla ubogich

Kilka dni temu będąc na służbowo-książkowych zakupach wraz z Grzesiem (zwanym przez niektórych Prezesem),  w niezauważalny dla tego ostatniego sposób nabyłem nieznaną mi książkę o nic nie mówiącym tytule ( Kowboje z zielonych wzgórz), autorstwa nic nie mówiącego autora ( Tadeusz Kwiatkowski ), o której wiedziałem z daleka że jest powieścią młodzieżową, a co za tym na pewno ma wątek kryminalny, o którym będę mógł opowiedzieć członkom i sympatykom Klubu MOrd, którzy jako rasowi miłośnicy kryminałów nic poza seriami z Kluczykiem i Jamnikiem do ust nie biorą.

Skąd więc wiedziałem ? Otóż naprowadziło mnie na to zerkniecie na okładkę i bardzo pobieżne przekartkowanie, podczas to których czynności dojrzałem cudowne ilustrację Bohdana Butenki  (bardzo podobne miałem od dziecka w swoim egzemplarzu „Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa”.)
Akcja  książki rozgrywa się w Bieszczadach (domyślam się że stąd odwołanie w tytule do Zielonych Wzgórz (nad Soliną).) A głównymi bohaterami są dwaj koledzy w bliżej nie określonym wieku Andrzej i Zbyszek. Niby przyjechali do wakacyjnej pracy i musieli okazać się legitymacjami szkolnymi ale z drugiej strony pierwsze kroki w Bieszczadach kierują na piwo do Gospody i niby nic w tym dziwnego gdyby nie to że książka dzieje się w latach 60-tych  . A mówią, że teraz to ta młodzież taka…..
Koledzy mają pracować u profesora Morawca który jest weterynarzem i kolegą z partyzantki ojca Zbyszka, a przy okazji społecznikiem, który mimo wakacji prowadzi specjalne wypasy krów na połoninach, przy których ma szanse zarobić (ale oczywiście nie tylko) młodzież z całej Polski. Mimo iż główni bohaterowie  są z miasta i dracznie ubrani,  znajdują u reszty młodzieży przyjaźń i miłość choć oczywiście zanim dojdzie do szczęśliwego końca wiele wody musi w Sanie upłynąć.
Żeby nie zdradzać „zaskakujących” faktów powiem tylko. : Na pasione krowy czyha szajka złodziejska niejakiego Kozika. Gdy cześć krów ginie , milicja zamiast wierzyć młodzieży zamyka Zbyszka (który jest głównym katalizatorem wszelkich nieszczęść i przygód dziejących się w książce). Na szczęście milicjantów w miasteczku jest tylko trzech : Maliniak i Kowalski oraz śledczy Pruchniak który : „jest dusza człowiek i prędzej by siebie zamknął niż kogoś niewinnego” .
Gdy więc dwaj  udają się zbierać dowody Zbyszek w prosty sposób oszukuje najstarszego milicjanta Kowalskiego. Zamyka go w ustępie i wraz z resztą młodzieży udaremnia kradzież pozostałej cześci bydła. Po szaleńczym pościgu po połoninach i przełomach Sanu łapią herszta szajki oraz jego zastępcę (dla którego autorowi nie chciało się nawet wymyślać pseudo tylko piszę o nim cały czas „Facet”.)
Milicji nie pozostaje wiec w takim wypadku nic innego tylko pogrozić młodzieży palcem za „zabawę w milicjantów” i  odprowadzić złapanych przestępców do miasteczka. Śledczy Pruchniak na koniec jeszcze namawia Zbyszka żeby przeprosił Kowalskiego : „bo chłop po tym zamknięciu w klozecie miejsca nie może sobie znaleźć”.
Książka liczy sobie tylko 220 stron i czyta się ją baaaardzo szybko (ja przeczytałem w ok. 3 godziny) autor bowiem prawie w ogóle nie używa opisów przyrody czy postaci. Dialogi, dialogi i jeszcze raz dialogi. To wyraźnie jego motto.