- Autor: Wilt Karol
- Tytuł: Przekładanka
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: seria Z Jamnikiem
- Rok wydania: 1983
- Nakład: 120320
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Panienka ze szwungiem i niekrępujący ekonomista
99% akcji „Przekładanki” rozgrywa się w kawalerce. Udział biorą dwie osoby. Radca prawny Wołodko i psychiatra Gellert. Panowie spotykają się w mieszkaniu tego pierwszego (czterdziestoletni kawaler !!!), by odsłuchać taśmy z przesłuchań i w toku twórczej dyskusji, żmudnej egzegezy danych, wnikliwej analizy psychologicznej, dojść kto otruł piękną Agnieszkę.
Bardzo udany koncept, przypomina nieco budową słynny film „Dwunastu gniewnych ludzi”. Z tym, że tam było dwunastu ludzi, a tu jest dwóch. Przy lekturze trzeba się nieco skupić, ale dla zaskakującej pointy warto.
Miejsce aukcji to „Bardzo przytulna kawalerka na tyłach Nowego Światu. Na prawo od przedpokoju łazienka, na wprost wejścia mała, za to pięknie obudowana kuchnia bez okna, które zastępował oszklony otwór wychodzący na pokój”. No prawie jak jak u mnie. Kuchnię, jak wiadomo też niedawno obudowałem. Za to zrezygnowałem z oszklenia otworu i teraz mam otwór nieoszklony. Też jest ładnie.
Dalej czytamy, ze „główną ozdobę pokoju stanowiła wolna przestrzeń”. Jak to możliwe w kawalerce? No chyba, że tuż po zasiedleniu. Też kiedyś całe wyposażenie mojej kawalerski stanowił jednoosobowy materac pompowany. Od biedy mieściły się na nim dwie osoby.
Kawalerka radcy Wołodko wyposażona była w następujące sprzęty: biurko, wysoki regał z książkami, osiemnastowieczny zegar z czarnego dębu, drugi regał z książkami, szafka na płyty, telewizor, radio, tapczan przykryty popielatą wełnianą narzutą, taborecik z nocną lampka, czarny lakierowany stolik na półkach, kilka lekkich krzesełek i wschodni wzorzysty puf. Aha – na podłodze leżał zabytkowy dywan afgański w kolorze dobrego burgunda, o charakterystycznym granatowo-żółtym deseniu.
Tak szczegółowo i drobiazgowo wycyzelowany opis świadczy o tym, że albo „Przekładankę” napisał Raymond Chandler albo że Karol Wilt jest kobietą. W rzeczy samej. Klubowicz Brzózka odkrył, że chodzi o kobietę.
W połowie książki mamy zresztą drugi drobiazgowy opis. Tym razem chodzi taniec. Jest bardzo poetycki. Tylko jedno zdanko:” Z jednej strony bezwstyd ruchów: miarowe kołysanie miednicy, nasuwające wizje aktu miłosnego, wypinanie zadka, rozkraczanie się.” I tak przed dwie bite strony (98-99 w II. Wyd.)
Otruta Agnieszka Marczak (przy denatce znaleziono napoczętą butelkę wina Egri Bikaver) utrzymywała dość rozległe stosunki z licznymi mężczyznami, gdyż była kobietą nowoczesną i lubiła zmieniać partnerów. Śledztwo jednak skupia się na dozorcy, koledze odnoszącym radio do naprawy i pewnym błyskotliwym ekonomiście (właściciel wartburga i własnościowego mieszkania), wobec którego Agnieszka miała popaść w dłuższy afekt.
Panowie siedzą, popijają koniak, na zmianę z wodą mineralną i przekładają, omawiają, przez niemal 200 stron. Aż do wykrycia mordercy. Jak zwykle dopomaga przypadek czyli pewne zdjęcie, wyjaśniające wszystko, co potrzeba. Tu oczywiście można powołać się na Ewę nr 13 – „Fotografia mówi prawdę” Henryka Gaworskiego. Ale oczywiście „Przekładanka” była pierwsza. Do lektury wziąłem bardziej poręczne wydanie w czarnym Jamniku, z 1983 roku (na okładce pudełko zapałek) ale pamiętajmy, że to drugie wydanie. Pierwsze ukazało się już 1968 roku, też w Jamniku (kolorowym rzecz jasna). Tu na okładce mamy owal twarzy kobiecej, z uszminkowanymi na bordo ponętnymi ustami. W poprzek twarzy zaś biegnie, niczym tatuaż, imię „Agnieszka”. Zdradza to oczywiście od razu konceptualny projekt autorstwa samego Mariana Stachurskiego. Był on chyba rekordzista jeżeli chodzi o projekty okładek powieści milicyjnych. Prawie cała seria „Ewa wzywa 07…” to jego dzieło.
Z „Przekładanki” można było niedrogo (jedno pomieszczenia, dwóch aktorów – np. Zapasiewicz i Mikulski) zrobić pasjonującą Kobrę. Szkoda, że do tego nie doszło.
Karol Wilt sygnował łącznie trzy kryminały – jeszcze „Nie chciałem jej zabić” (1972) oraz „Dalszego ciągu nie będzie” (1977). Tym samym należy do grupy autorów trzyksiążkowych – podobnie jak np. Barbara Krzysztoń czy Wilhelmina Skulska.
Najbardziej zaskakujące zdanie „Przekładanki” brzmi: „Zazwyczaj panienki idą na studia humanistyczne tylko po to, żeby łatwiej wyskoczyć za mąż”
Z kronikarskiego obowiązku odnotowuję, że bohaterowie książki odwiedzają następujące lokale: „Kameralna”, „Melodia”, oraz „Dom Dziennikarza”. Dziś istnieje już tylko ten trzeci. Wspomina się również o kinie „Bajka” na Marszałkowskiej. Obecnie placówka ta nazywa się „Kinoteatr Bajka” i jest impresaryjną sceną teatralną. Ostatnio miałem wątpliwą przyjemność obejrzeć tam „Ucho van Gogha”.
Bardzo jestem ciekaw dwóch kolejnych książek Karola Wilta. W tej pomysł zdecydowanie góruje nad wykonaniem, ale pomysł jest nie do przecenienia. „Przekładanka” za cała pewnością, mimo licznych niedociągnięć, wybija się ponad przeciętną w gatunku milicyjnym.