Kłodzińska Anna – Królowa nocy 164/2009

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: Królowa nocy
  • Wydawnictwo: „Dziennik Zachodni” 1971 r. numery 191-211, Wielki Sen
  • Seria: Seria z warszawą
  • Rok wydania: 1971, 2009
  • Nakład:
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Anny Lewandowskiej

Śmiertelne skutki skrytych uciech

Krótka powieść Anny Kłodzińskiej „Królowa nocy” dzieli się na dwie części – do znalezienia trupa oraz od znalezienia trupa. Jest to, rzecz  jasna, trup tytułowej dziewczyny.

„Królowa Nocy” powstała jako typowa robota gazetowa. Pisana szybko, na potrzeby kolejnych odcinków dla „Dziennika Zachodniego” w 1971 roku. Stąd też wyraźnie skrótowa intryga, ale ten właśnie zabieg, być może nie do końca świadomy, nadał „Królowej” dobre tempo.
W pierwszej części beneficjent małej stabilizacji, król życia, właściciel, mieszkania, dobrego wozu i wysokiego stanowisku w zakładzie pracy (dyrektor administracyjno-handlowy), postanowił zaszaleć pod nieobecność małżonki i pójść w tango. Oto Dyrektor Derbach zaprosił na noc poznaną w restauracji hotelu „”Europejskiego” (chyba najczęściej odwiedzana restauracja w  gatunku milicyjnym). Dziewczyna przedstawiła się jako Elizabeth Wight i podawała za córkę emigrantów. W Warszawie zaś przebywała na krótkim urlopie. Nic też dziwnego, że z chęcią zgodziła się na umizgi dyrektora, spałaszowała tort hiszpański i zgodziła umówić na dzień następny. Derbach zaś już szykował mieszkanko do uciech. Dość powiedzieć, że sprawdził zapas koniaku i whisky „White horse”. W lodówce piętrzyła się polędwica, sardynki i masło.
Tak oto Derbach – warszawski król życia postanowił ugościć, w zamian za miłe chwile, urzekającą Liz, którą rano nazwie Królową Nocy. I tu jesteśmy skonsternowani, bowiem nie ma owy o żadnej gratyfikacji za tę noc. Wiemy zatem, że w grę wchodzi jeszcze jedno rozwiązanie – szantaż. I nie mylimy się. Oto kilka dni później, w restauracji „Mazowsze” (była na Marszałkowskiej, padła   już po roku 2000)  podchodzi do Derbacha pijany młodzian i pozdrawia go od …Królowej Nocy.
Potem następuje zwrot akcji. Patrol milicji w sile dwóch ludzi przechadza się po parku. I jest to chwila niemal romantyczna: „W powietrzu pachniało jesienią, zbutwiałymi liśćmi i benzyną z pobliskiej stacji obsługi. Jeszcze mało kto przemykał się ulicami. Było cicho i śpiąco” (str. 32). Dla takich chwil kontemplacji warto być milicjantem, zdaje się mówić Anna Kłodzińska. Nic to, że zaraz  w parku  milicjanci natrafią na trupa kobiety. Rychło okazuje się, że to Liz. Śledztwo obejmuje w pierwszej chwili porucznik Rączewski, ale zaraz przechodzi ono w ręce asa Komendy Stołecznej Milicji, kapitana Szczęsnego. Nie po raz pierwszy zostajemy poinformowani, że w tak subtelenej robocie liczy się przed wszystkim węch pracownika sekcji zabójstw.
Szantażysta umawia się z Derbachem najpierw pod kinem „Atlantic” (obecnie trójsalowe), a następnie pod kinem „Wisła” (obecnie też trójsalowe, byliśmy tam klubowo na filmie „Mniejsze zło” Janusza Morgensterna), żądając kolejnych kwot w gotówce. A wszytko dzięki zdjęciom, na których widać Liz w objęciach Derbacha. W dodatku dziewczyna ma na sobie biały szalfroczek, własność żony dyrektora. Zdjęć jest zresztą kilka i dość oględnie wspomina się o szczegółach negliżu Liz, niestety.  Pewien niedosyt pozostawia również brak dostatecznego motywu zbrodni, no ale wszystkiego mieć nie można.
Schemat fabularny zastosowany przez Annę Kłodzińską nie jest nowy. Po raz pierwszy pojawił się w powieści milicyjnej za sprawą Janusza M. Korczaka w zbiorze opowiadań „Tajemniczy przyjaciel” (1957). Pomieszczony w nim utwór  „Kociak”  zaczyna się od zdania: „Powiadają, że mężczyznom w miarę upływu lat, podobają się coraz młodsze kobiety”. Pewne elementy nawiązujące do tego schematu możemy znaleźć również w powieści Stanisława Milca „Co się zdarzyło Królewnie Śnieżce” (1984). O tym zaś jak bardzo żywotny to pomysł fabularny świadczy powieść Jamesa Siegela „Wykolejony”, sfilmowana zresztą, ze znakomitą kreacją Clive Owena. Szanowany mąż i ojciec na stanowisku, poznaje w kolei dojazdowej do pracy, piękną kobietę. Potem mamy intymność i szantaż z niej wynikający. Słowem wszystko jak u Kłodzińskiej, choć zapewne Siegel nie czytał jej dzieła pomieszczonego w „Dzienniku Zachodnim”.