Gierszewska Izabela – Szatan boi się myszy 53/2009

  • Autor: Gierszewska Izabela
  • Tytuł: Szatan boi się myszy
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 68
  • Rok wydania: 1974
  • Nakład:100000
  • Recenzent: Wiesław Kot

Śmierć krąży wokół badylarza

Bardzo zgrabna układanka ten 68-my numer „Ewy…” – „Szatan boi się myszy” Izabeli Gierszewskiej z inskrypcją na okładce: „30 lat Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej”.

Autorka zaprasza nas do domostwa badylarza – hodowcy kwiatów, które sytuuje się u stóp wzgórza z ruiną starego klasztoru. W domostwie gnieździ się rozbudowana rodzina plantatora z personelem kuchennym na przystawkę. Niesympatycznie zaczyna się robić, gdy bratanek ogrodnika imieniem Kazik żąda od wuja 100 tys. złotych nie bardzo wiadomo na co. Groza narasta, gdy wokół domu snują się podejrzane typy i po zmroku zaglądają w okna. Co – jak w balladzie romantycznej – doskonale harmonizuje z przyrodą: niebem ciągną nabrzmiałe chmury, a wiatr świszczy po zakamarkach. Zbrodnia wisi w powietrzu. I rzeczywiście – nagle znika wiekowa kucharka ze wszystkimi swoimi bambetlami. Zostaje po niej – tęgiej dewotce – tylko ogromna Biblia. Ogrodnik czuje, że sytuacja go przerasta i telegrafuje po niejakiego Korcza – syna swojego przyjaciela i oficera milicji w jednym. Ten zjawia się w charakterze pomocnica w szklarni, ale incognito bardzo trudno mu utrzymać, bo musi przeprowadzić szeroko zakrojone poszukiwania kucharki. Ta musi być gdzieś blisko, bo nikt jej nigdzie nie odwoził. I rzeczywiście  niebawem się biedactwo odnajduje w nieużywanym loszku ze swoimi manatkami i sznurem od szlafroka, który zadzierzgnięto biedactwu na szyi. Jednocześnie ktoś strzela do ogrodnika i rani go dotkliwie w rękę. Podejrzani są wszyscy familianci i personel, bo ze zewnątrz nikt do szklarni przeniknąć nie mógł. Reflektor przesuwa się więc po kolei przez wszystkich obecnych, ale trudno orzec, kto miałby aż tak silną motywację, by chcieć zgładzić pryncypała. A że ten ktoś jest silnie zmotywowany, dopina swego – ogrodnik zostaje niebawem uśmiercony za drugim podejściem. Milicjant Korcz widząc, że żarty się ostatecznie skończyły, porzuca incognito i twardo bierze się za śledztwo. Początkowo mu to, biedakowi, nie idzie, aż trafia na kopalnię informacji o domownikach – otóż zamordowana kucharka Zofia zostawiła w swej Biblii pamiętnik, w którym obsmarowała po kolei jak leci wszystkich domowników. Wypomniała przykładowo wdowie po ogrodniku, że jest on już jej piątym mężem – poprzedni tez gładko odmeldowywali się z tego świata. Ale najważniejsze, że staruszka wytypowała mordercę i źródło wszelkiego zła w rodzinie. Bieda tylko w tym, że tego sprawcę zaszyfrowała pod imieniem tytułowego „Szatana”. I czytamy razem z oficerem milicji, że „Szatan” to czy tamto, ale nijak nie możemy dopasować go do konkretnej osoby. Nawet mimo, iż nie wchodził w rachubę nikt z miasta, który wpadłby na chwilę i odsyłał do bozi rodzinę badylarza. Podejrzani to same swojaki. I pat trwałby nie wiadomo, jak długo, gdyby śledczy nie zdecydował się na prowokację, do której użył tytułowych myszy. Za to sprawca, którego poznajemy na ostatniej stroniczce, wycharczał do niego: – „Ty parszywy szpiclu!”. I piana nienawiści do władzy ludowej wystąpiła mu na usta. W tej sytuacji śledczy powinien się zaczerwienić. Dlaczego? Bo powiastka zawiera jeden ciekawy szczegół milicyjno-fizjologiczny. Otóż funkcjonariusze znajdując się w sytuacji pełnej napięcia – czerwienieją w dziwnych miejscach. Oto pewien kapral „z zaczerwienionymi z wrażenia uszami przyglądał się zdemolowanej sypialni”. A kawałek dalej inny „krawężnik” odpytywany, dlaczego opuścił posterunek „zaczerwienił się z wrażenia”. Czytelnikowi z wrażenia może się zaczerwienić nad tym zeszytem co najmniej jedno ucho. Co ma swoją wagę w sytuacji, gdy przeciętna milicyjna fabułka przecieka nam przez umysł nie zostawiając trwalszych śladów. Tylko czytać i mlaskać z rozkoszy.