Edigey Jerzy – Śmierć jubilera 157/2009

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Śmierć jubilera
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Seria z Jamnikiem
  • Rok wydania: 1973
  • Nakład: 70200
  • Recenzent: Ewa Gryguc

LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Nie szukajcie  “Jubilera” na Poznańskiej

Smutek ogarnął mnie po przeczytaniu powieści Jerzego Edigeya “Śmierć jubilera”. Czy powodem była zagadkowa śmierć kierownika sklepu “Jubiler” – tej legendarnej peerelowskiej marki, kojarzącej sie przede wszystkim z charakterystycznym neonem zaliczanym dziś do klasyki “art neon” (określenie moje).

Nie, jednak to nie sentymenty wywołane wspomieniem młodości. Raczej fakt, że inteligencja i pomysłowość milicjantów obrażają inteligencję i domyślność czytelników.
Zawiązanie akcji następuje jednak z dala od stołecznego miasta, w którym umieścił Edigey główne wypadki, i od sklepu sieci “Jubiler”. Na ciemnej górskiej drodze z lekka zamroczony alkoholem kierowca szarej syreny nie tylko potrąca jadacego na rowerze górala, ale ucieka z miejsca wypaku. Nie przypuszcza nawet, że całe zdarzenie zostaje uwiecznione przez przypadkowego, ale przezornie schowanego w krzakach fotografa. Zdjęcia zostaly zrobione – do wykorzystania w sprzyjających warunkach.
Po tak zaskakującej introdukcji nastepuje kilkuletnia pauza… Ale wiadomo: jeśli w teatralnej sztuce  w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba, to w ostatnim musi wystrzelić.
I oto pewnego pięknego letniego przedpołudnia pracownicy “Jubilera” na ulicy Poznańskiej w Warszawie (autor w “Zakończeniu” przestrzega jednak pragnących odwiedzić ów sklep czytelników, że to przestrzeń fikcyjna, można dziś rzec wirtualna) odkrywają kradzież w  sklepie. A do tego, co prawda nie w szafie, ale w zamkniętej od zewnątrz (!) na klucz przysklepowej pakamerze  siedzi na podłodze trup kierownika. Wszyscy pracownicy są podejrzani. Kolejno oczyszczają się jednak z zarzutów, przedstawiając milicjantom prowadzacym śledztwo wiarygodne alibi.
Kluczem do rozwiązania zagadki włamania i zabójstwa ma być zrekonstruowanie sposobu  włamania do sklepu. Pomoc w rozwikłaniu tak skomplikowanej łamigłówki przychodzi z najmniej oczekiwanej strony. Dwaj bystrzy chłopcy, o spostrzegawczości i dedukcji Sherlocka Holmesa oraz obywatelskiej postawie, pomagają rozwiązać zagadkę włamania. Wkrótce włamywacz  poznaje zabytkowe wnetrza Pałacu Mostowskich (Komenda Stołeczna MO), i o ile przedstawia pełną fantazji wersję  włamania, to za nic nie chce się przyznać do zabójstwa. W końcu jednak kapitan Janusz Tokarski i podporucznik Wacław Bagiński wpadają na właściwy trop, a dzieło zmierza do finału.
Historia włamania i opis sposobu przeprowadzenia kradzieży mogą się kojarzyć z najlepszymi gangsterskimi filmami akcji albo z pełnymi stopniowanego napięcia horrorami Alfreda Hitchcocka; wszystko zależy od sposobu postrzegania świata. Może to burleska, a może dramat nad  którym nie można zapanować. Całkiem porządnie wymyślony przekręt, natomiast sprawa zabójstwa jest jak przemówienie towarzysza Władysława Gomułki ps. Wiesław: wszystkiemu winni są imperialiści i rewanżyści z NRF (dla niewtajemniczonych Niemiecka Republika Federalna).