Edigey Jerzy – Śmierć jubilera 8/2013

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Śmierć jubilera
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Seria z Jamnikiem
  • Rok wydania: 1973
  • Nakład: 70200
  • Recenzent: Ewa Helleńska

LINK Recenzja Ewy Gryguc
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

TRAGICZNY LOS PEWNEGO JUBILERA

Nie potrafię powiedzieć, czy w czasach PRL praca w handlu była zajęciem atrakcyjnym.

Na pewno jednak istniały dwa rodzaje placówek handlowych, w których przy odrobinie sprytu i szczęścia można było sporo zarobić, przy czym nie mam tu na myśli jedynie legalnych dochodów. Były to komisy i sklepy jubilerskie. Sprzedawane tam towary były często bardzo drogie, ale jednocześnie poszukiwane przez klientów. Jak się sprzedawca dogadał z klientem w sprawie atrakcyjnego przedmiotu, klient potrafił okazać wdzięczność.

Jedna z książek Jerzego Edigeya nosi krótki, acz treściwy tytuł: ?Śmierć jubilera?. Zamordowanym jubilerem jest Stanisław Charasimowicz, jubiler z dziada pradziada. Pewnego dnia pracownicy sklepu, którym kierował pan Stanisław, nie mogą dostać się do środka. Nieobecność szefa w chwili otwarcia sklepu jest czymś dziwnym i na scenę wkracza milicja. W pierwszej chwili wydaje się, że mamy do czynienia jedynie z włamaniem i kradzieżą precjozów, ale po otwarciu pakamery na zapleczu sklepu milicjanci i przerażony personel placówki w liczbie czterech osób znajdują tam zwłoki kierownika. Niby wiadomo, co trzeba zrobić, ale znalezienie mordercy nie jest łatwe. Nie bardzo wiadomo, kto mógłby chcieć zabić starszego pana.

Już podczas pierwszych przesłuchań personelu dowiadujemy się, jakie były możliwości dorobienia do pensji i jakie prawa rządziły czarną giełdą jubilerską. W sklepie, o którym mowa w książce, sprzedawano nie tylko tańsze wyroby seryjne, ale również biżuterię oddawaną przez klientów w komis ? a tu zdarzały się prawdziwe perełki. Pracownicy sklepu niechętnie o tym mówią, ale milicja i tak zna reguły obowiązujące w branży jubilerskiej.

Ksiązka zaczyna się sceną nie mającą nic wspólnego z głównym wątkiem powieści. Podejrzewam, że wielu czytelników śledząc perypetie bohaterów zapomina o tej pierwszej scenie, ale autor wraca do niej później. Na skutek dociekliwości i obywatelskiej postawy pewnego bystrego chłopca milicjanci prowadzący śledztwo zatrzymają podejrzanego o kradzież biżuterii wartej dwa miliony złotych i zamordowanie jubilera. Zeznania tajemniczego pana z zielonym workiem brzmią niewiarygodnie, jego sytuacja nie jest wesoła. W dodatku pojawi się w książce fałszywy oficer milicji, któremu udaje się na chwilę przeszkodzić w oficjalnym śledztwie. A mordercą okaże się ktoś, kto nie był w ogóle brany pod uwagę. Morderstwo okazało się niepotrzebne ? zamordowany jubiler miał fatalną pamięć wzrokową i nie poznałby człowieka, z którym los zetknął go w szczególnych okolicznościach wiele lat wcześniej. Ślad bowiem prowadzi w przeszłość.