Kłodzińska Anna – Dzieci milionerów 36/2008

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: Dzieci milionerów
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1980
  • Nakład: 120000
  • Recenzent: Anna Babicz

LINK Recenzja Jana Bielickiego – brak
LINK Recenzja Michała Lorka – brak
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Wyzwanie dla socjopaty

Pierwsze wydanie było w roku 1980 w serii Labirynt, wydana przez MON w ilości 120 tysięcy egzemplarzy. Ach, aż się chce westchnąć. Jaki autor może dzisiaj liczyć na taki nakład? Moim zdaniem książka nie tylko była interesująca w tamtych czasach, ale nie przestała być aktualna i teraz.

Nie ma w niej co prawda klasycznej intrygi kto i dlaczego, bo kto wiadomo od początku, ale tu jest najistotniejsze dlaczego? Otóż mamy tu trzech przedstawicieli tzw. „bananowej młodzieży (młodszym  czytelnikom wyjaśniam, że były to dzieci, które miały wszystko materialnie, a niewiele lub wręcz nic psychicznie, ani etycznie). Temat ten jakby nie przestał nadal być aktualny. Owiż „bananowi” nie muszą martwić się o nic, co można kupić za pieniądze, natomiast  nie posiadają żadnych wartości ani norm moralnych. Ten problem nie tylko, że nie przestał istnieć, ale jakby znacznie się nasilił. /Oczywiści dzisiaj nie są to dzieci „paskudnej prywatnej inicjatywy”,/ Jest więc Jacek Suwalski, jego ojciec jest wieloletnim dyrektorem dużego, państwowego przedsiębiorstwa. Zajmuje się głownie „przekrętami” i kolejnymi żonami. Zmusił co prawda syna do skończenia studiów, ale  dalej niczego od niego nie wymagał. Bliskim kolegą Jacka jest Stefan Mrowiec  syn ajenta kilkunastu lokali gastronomicznych. Ma 25 lat i wciąż studiuje na drugim roku archeologii. Trzeci to  Piotr Holden, syn wziętego lekarza, Jest rzeczywiście bardzo poważnie chory, w związku z tym nie widzi powodu, żeby się szanować. Pije, pali i pozornie nie zależy mu na niczym. Rzeczywiście ogromnie przejmująca jest rozmowa na jednej z „balang” wydawanych przez Jacka, w czasie, której ci trzej zakładają się o cudze życie. Bardzo ciekawie rysuje się tu wątek psychologiczny. Stefan,/ który wyraźnie wszystkiego Jackowi zazdrości, chociaż sam ma czego dusza zapragnie/ wyraźnie go prowokuje. I tutaj właśnie pojawia się /jak dla mnie znakomicie poprowadzony przez Panią Kłodzińską/ wątek już nie braku moralności, tylko dewiacji psychicznej, która być może nie wyszła by na wierzch, gdyby nie  rozmowa o tym jak dokonać zbrodnii doskonałej. Doskonale skonstruowana dramaturgia tej sceny, kiedy Mrowiec znając  Suwalskiego od dzieciństwa gra na jego emocjach i niezrównoważeniu psychicznym , mówi: „Ty potrafisz żyć tylko na samej powierzchni życia, płytko. Nie ma w Tobie nic ,co potrafiłoby szarpnąć ludźmi, zadziwić, przerazić. W gruncie rzeczy nudzisz. Siebie i innych”. Tą wypowiedzią prowokuje zakład,  o CZYJES ZYCIE. Jacek zobowiązuje się, że zabije kogoś, ot, tak, tylko po to, żeby zagrać na nosie milicji i że będzie to zbrodnia doskonała, ponieważ pozbawiona motywu. Skądinąd rozumowanie poniekąd słuszne.   Umawiają się, że Jacek  spotka się z nimi za trzy miesiące i udowodni, że zabił!!!! W dalszej części książki bardzo ciekawie, a co więcej konsekwentnie /biorąc rzecz medycznie / pokazany jest rozwój socjopatii Jacka. Dreszcze chodzą po krzyżu, kiedy Jacek postanawia wybrać ofiarę, rzucając nożem w książkę telefoniczną.  Potem bardzo starannie przygotowuje się do morderstwa, kradnie przyjacielowi ojca broń, z czasów okupacji, skrupulatnie śledzi mężczyznę, którego postanawia zabić. Nie spieszy się, powiedziałabym, że wręcz napawa się tymi działaniami. Jego postanowienia nie zmienia fakt, że mężczyzna sam wychowuje dziecko, przy czym jedynie pomaga mu siostra. Im bardziej Jacek posuwa się w przygotowaniach tym bardziej ujawnia się, a może uwalnia już nie tylko jego brak uczuć wyższych, ale właśnie socjopatia. Zaczyna czuć się „Panem  i władcą świata”. W międzyczasie umiera Holden, a Jacek już po jego śmierci dostaje list w którym Piotr pisze: „Jacku, nie rób tego”. Jednak nawet to przesłanie zza grobu nie jest już w stanie go powstrzymać. Wywabia swoją ofiarę z domu i zabija go ze skradzionego pistoletu. Oczywiście w ostatecznym rezultacie mój ulubiony major Szczęsny zasadniczo przypadkiem nabiera podejrzeń i wpada na jego trop. Ogromnie zresztą odpowiada mi specyficzna Nemezis zastosowana przez autorkę. Człowiek, którego Jacek zamordował nazywał się Kuniczewski. Na koniec Jacek wpadłwszy w panikę ucieka przed radiowozem i nie zauważywszy jadącego samochodu wpada pod niego i umiera. Radiowóz legitymując kierowcę stwierdza, że ten ma na nazwisko właśnie  Kuniczewski, aczkolwiek nie ma żadnych krewnych w Warszawie.  Polecam tę książkę z uwagi na bardzo ciekawe studium socjologiczno- psychiatryczne.