Miklós Munkácsi – Sęp – Pierwsza seta 63

  • Autor: Miklós Munkácsi 
  • Tytuł: Sęp
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1986
  • Nakład: 100320
  • Tytuł oryginału: Kihivas
  • Tłumacz: Maria Salapska
  • Recenzent: Maciej Szwedowski
  • Broń tej serii: Pierwsza seta

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Gulaszowy Joe

Akcja powieści rozgrywa się w ciągu jednej zaledwie doby (dokładnie w ciągu 23 godzin i 55 minut), co jest ze strony autora zabiegiem tyleż efektownym, co zupełnie niewiarygodnym.

Oto w pewne ponure środowe popołudnie anno domini 1980 niejaki Jozsef Simon (czy też z węgierska Simon Jozsef), budapeszteński taksówkarz, wiózł z cmentarza Farkasreti na ulicę Laszlo Rajka dwie nieprzyjemne staruszki. Kiedy wreszcie po awanturze wysiadły z taksówki, Jozsef Simon, ksywa „Joe” zorientował się, że z wozu zginęła teczka zawierająca pięć tysięcy forintów, czyli cały utarg przedsiębiorstwa taksówkarskiego Volan.
Wypada nadmienić, że Joe nie był takim sobie zwykłym taryfiarzem – do zarabiania na życie w ten sposób zmusił go los. Simon był bowiem z zawodu nauczycielem historii, facetem o sporych aspiracjach, które jednak brutalnie zweryfikowało życie. Po uszy w długach, obarczony alimentami na rzecz syna, mieszkający w rozpadającej się norze w slumsach, Joe miał rzeczywiście powody do narzekania na swoją dolę. Jego bogaty lecz skąpy ojciec dożywał swoich dni w luksusowym austriackim domu starców, ale zupełnie nie kwapił się z pomocą („na co mam oszczędzać? Jem, piję, włóczę się! Dwudziestego każdego miesiąca nie mam już ani grosza. Gdybym wiedział miesiąc temu…”). Ten oto wesoły staruszek zwykł zwracać się do syna per „ty baranie”. Nic zatem dziwnego, że taksówkarz Joe czuł się, jak sam się skarżył, „wyobcowany” i niezrozumiany przez najbliższych. Na domiar złego zdradziła go żona, z którą z tego powodu właśnie się rozwodził. Kradzież pieniędzy, z których musiał się rozliczyć w przedsiębiorstwie, była kroplą, która przepełniła dzban. Jego sprawy zaczęły się coraz bardziej komplikować – przełożeni z przedsiębiorstwa Volan nie mieli wątpliwości, że to Joe „zgrandził” pieniądze i kazali mu je zwrócić w ciągu 24 godzin. Tego samego zdania była też milicja, która ze zdumiewającą energią zabrała się do roboty. To właśnie owa niespotykana w przyrodzie szybkość pracy organów ścigania czyni wspomniany na wstępie zabieg „zagęszczenia” akcji zupełnie nieprawdopodobnym. W żadnym normalnym kraju policja nie podeszłaby z takim zaangażowaniem do zwykłej kradzieży.
Oczywiście wiemy już, co było dalej – doprowadzony do ostateczności Jozsef Simon postanowił wytropić złodziejki i odzyskać pieniądze, a także zemścić się na nich za swoje poniżenie. Zemsta taksówkarza, który nie ma już nic do stracenia, jest bowiem głównym tematem książki „Sęp” – powieści nowoczesnej i niewątpliwie wartej przeczytania.
Jeżeli chodzi o milicjantów występujących w powieści, mamy do czynienia z klasycznym duetem – stary wyga i naiwny młodzik. Ten pierwszy to kapitan Albert Kovacs, cyniczny i złośliwy reumatyk, lubujący się w opieprzaniu ociężałego umysłowo sierżanta Körösi. Nawiasem mówiąc, rola funkcjonariuszy Rendorseg (Milicji Ludowej WRL) jest w powieści ograniczona – pojawiają się oni zawsze odrobinę za późno i przez cały czas pozostają w tle. Powieść ma bowiem tylko jednego bohatera – jest nim „Joe”, węgierski everyman. Reszta postaci to statyści.
Cóż jeszcze można powiedzieć o „Sępie”? Atutem książki jest współczesny język i realia akcji, w szczególności barwnie opisany budapeszteński półświatek. Tłumaczka stanęła na wysokości zadania, czytelnik może zatem cieszyć się sformułowaniami w rodzaju „pocałujta w dupę wójta” czy „zasunąć go w żołąd”. Warto też przytoczyć in extenso dosyć zdumiewającą w formie propozycję odbycia stosunku płciowego, złożoną prostytutce przez miejscowego chuligana, zwanego pieszczotliwie Końską Mordą („Chcesz się rąbać? Jak my ci wetrzemy, to nawet żyrandol wyda ci się miękkim kapciem, dupeńko. To ja jestem Baron Końska Morda!”). Tak, praca tłumacza to niewątpliwie ciężki kawałek chleba.
Jako tropiciel poloników, z przyjemnością informuję, iż miejscowy mafioso, do którego drzwi zakołatał w potrzebie Jozsef Simon, nazywał się Elöd Kowarski, ani chybi potomek jakiegoś podkomendnego generała Bema.
W powieści „Sęp” znajdujemy dwie warte zapamiętania złote myśli, jedną autorstwa kapitana Kovacsa („Pomysł jest końcowym efektem wielu rozmyślań i intensywnej pracy”) oraz jedną wypowiedzianą przez Simona („Gdzie kobiety szaleją, tam nigdy więcej nie wyrośnie trawa”).