Andrej Guliaszki – Kontrwywiad – Pierwsza seta 33

  • Autor: Andrej Guliaszki 
  • Tytuł: Kontrwywiad
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: z Jamnikiem
  • Rok wydania: 1974
  • Nakład: 60265
  • Tytuł oryginału: Kontrarazuznavanie
  • Tłumacz: Marzenna Iliewa
  • Recenzent: Maciej Szwedowski
  • Broń tej serii: Pierwsza seta

Dymy nad Karabairem

Naiwnością byłoby przypuszczać, iż w czasie zimnej wojny jedynie polskie organa bezpieczeństwa odnosiły sukcesy w walce z wrogą agenturą. Służby bratnich krajów też miały na tym polu pewne sukcesy. Świadczy o tym powieść „Kontrwywiad”, wydana u nas swego czasu przez wydawnictwo Czytelnik. Jak zapewnia mnie G.P., rodowita Bułgarka, autor – Andrej Guliaszki, ciągle cieszy się w ojczyźnie wina Sofia niesłabnąca popularnością.

Powieść zaczyna się pięknym opisem okolic wsi Momcziłowo, gdzie rozgrywa się większość akcji. Mieścina ta położona jest w Rodopach, u stóp góry Karabair (Kara – czarne, Bair – zbocze – wyjaśnia G.P.), nieopodal granicy z Grecją (zwaną tu enigmatycznie „innym państwem” z którego wróg nasyła dywersantów, agentów i podobną hołotę). Otóż w tej sielskiej okolicy dochodzi do napadu na bazę wojskowych geodetów, wykonujących w pasie przygranicznym jakieś bliżej nieokreślone, ale niewątpliwie bardzo ważne zadanie. W wyniku napadu ranny zostaje wartownik strzegący bazy, giną plany sporządzone przez ekipę geodetów, a wszelkie okoliczności zajścia wydają się wskazywać na miejscowego nauczyciela, którego zresztą nikt z miejscowych nie usiłuje bronić („Ja tam nic nie wiem” mówi jeden ze świadków „Milicja się wypowie”). Milicja rzeczywiście się wypowiada – ówże nauczyciel, niejaki Metody Paraszkewow, zostaje błyskawicznie aresztowany i czeka na dalszy ciąg wypadków. Sprawa budzi uzasadniony niepokój ważnych czynników w stolicy, gdyż w okolicznych górach nadaje jakaś wroga radiostacja, nad Karabairem często latają wrogie samoloty, przepadają ważne plany. Słowem – jest robota dla chłopców z kontrwywiadu.

Tu na scenę wkracza główny bohater – kapitan Awakum Zachow. Jak lojalnie uprzedza nas autor, nie jest to jego prawdziwe nazwisko, a jedynie pseudonim służbowy. Postać to niezwykle interesująco opisana i książka warta jest uwagi choćby tylko przez wzgląd na dzielnego kapitana Zachowa. Archeolog z zamiłowania, obdarzony niezwykłym darem obserwacji, a przy tym przystojny gość o czarnych jak heban włosach, oczach barwy morskiej wody i szczupłej, pociągłej twarzy. W dodatku ulubieniec szefa wydziału operacyjnego kontrwywiadu, pułkownika Wanowa, który po pracy zaprasza go do domu na wino (rzecz raczej nie do pomyślenia w polskich kryminałach milicyjnych). Kobiety go lubią, ale on sam wzdycha tylko do niejakiej Siji Żejnowej, laborantki, która to panna okazuje się zresztą być typem złej kobiety w rozumieniu Franza Maurera.

Kapitan Zachow as od początku wątpi w winę nauczyciela Paraszkewowa, o której przekonuje ich szefa konkurent naszego bohatera – kapitan Sławi Kowaczew, typek przypominający nieco porucznika Juszczaka – pryncypialnego kolegę porucznika Borewicza. Nasz kapitan obala argumenty Kowaczewa, po czym rezygnując z urlopu wypoczynkowego, który zamierzał spędzić z Siją w Słonecznym Brzegu, wyjeżdża motocyklem do Momcziłowa, by tam, podając się za archeologa, osobiście zbadać sprawę.

Wysłany na prowincję oficer śledczy odznacza się nie tylko, o czym wspominałem, fenomenalnym wprost zmysłem obserwacyjnym i błyskawicznie orientuje się w sytuacji, nawet w chwili zagrożenia ( „Poprzez łagodny szum deszczu dobiegł Awakuma odgłos paru metalicznych trzasków. – „Strzela do mnie z tłumikiem” – pomyślał Awakum””  – nawiasem mówiąc brzmi to jak dowcip o Stirlitzu). W robocie operacyjnej (nie nowina to) najważniejsze jest odpowiednie podejście do ludzi. Awakum Zachow doskonale to rozumie. Na nieznanym sobie terenie wysłannik centrali nie działa jednak sam – doskonale wie, gdzie szukać wsparcia i w jaki sposób przekonać ludzi do siebie. A więc po pierwsze, wciąga do współpracy narratora – młodego weterynarza. Ów nieśmiały młodzieniec, romantyk i poeta, nieszczęśliwie zakochany w pani doktor z miejscowego ośrodka zdrowia, nie jest trudny do zwerbowania, gdyż sama obecność ekscentrycznego kapitana Zachowa działa na niego piorunująco ( „Zmieszałem się niczym dójka – pewno ze zdenerwowania że mi przerwał wypełnianie formularzy.” ), a nawet wpędza go Awakum Zachow w, zupełnie nieuzasadnione, kompleksy ( „Kiedy sobie o nim (o kapitanie) pomyślę, to jakbym zapominał o swoim wieku i pozycji społecznej, a nawet o tym, że jestem lekarzem weterynarii dużego rejonu. Czuję się po prostu jak słaby, krótkowzroczny chłopczyk przy potężnym ramieniu Spartakusa. Bardzo mnie to irytuje, bo mam przecież trzydzieści lat, metr siedemdziesiąt trzy wzrostu, a rekordowy udój krowy Raszki to również moje osiągnięcie, bądź co bądź.” ). Nic zatem dziwnego, że już wkrótce zakompleksiony weterynarz zostaje przez kapitana zaangażowany do tropienia wrogich agentów na terenie wsi Momcziłowo. Z innymi idzie już trochę trudniej, ale kapitan Zochow wie, jakich argumentów użyć ( „Poważni ludzie polecili cię jako dobrego człowieka, któremu mogę ufać. Jesteś naszym oddanym towarzyszem z dwudziestego trzeciego roku, trudne lata nauczyły cię, co to tajemnica i jak jej strzec.”). No i kolejny współpracownik zwerbowany. Innych rozmówców Awakum skłania do szczerości przez tzw. branie na ambit ( „Porozmawiajmy jak mężczyźni i jak komuniści” ). Kiedy brak argumentów, nasz dzielny kapitan idzie też czasem na łatwiznę ( „Awakum rzucił okiem ku drzwiom, wyjął swoją legitymację i podał mu ją. Potem zapalił papierosa, wstał i jął przyglądać się wiszącym obrazkom.” ). Legitymacja oficera bułgarskiej bezpieki działała w takich wypadkach bez pudła i kapitan nie miał problemów z dowiedzeniem się tego, czego potrzebował.

Pracę bułgarskiego kontrwywiadu ułatwiał też znacznie poziom zaopatrzenia krajowego rynku w materiały tekstylne. Jak się okazało, sprawca napaści na wartownika i włamania do bazy geologów nosił niebieskie rękawiczki – na miejscu znaleziono kilka skrawków wełny tego koloru. Cóż prostszego niż ustalenie, że rękawiczki musiały zostać zrobione ręcznie, a nie kupione w sklepie, gdyż jak błyskawicznie ustalił kapitan Awakum Zachow „gotowe rękawiczki są beżowe lub szare, taki jest standard rynkowy”. Stąd prosty wniosek, że rękawiczki musiały zostać zrobione niedawno, gdyż „gdyby je zrobiła zimą, osobnik X nosiłby je w czasie mrozów, a wtedy ktoś zauważyłby, że w Momcziłowie jest człowiek, co ma niebieskie rękawiczki”. Wiadomo, takie rękawiczki to rzecz nader atrakcyjna, a szpieg nie mógłby się powstrzymać przed noszeniem ich, przez co wyróżniał by się w Momcziłowie jak Leopold Tyrmand w kolorowych skarpetkach w komunistycznej Warszawie. Można by oczywiście zapytać czy taki opłacany przez wrogi wywiad agent nie dysponował środkami na kilka par rękawiczek, choćby i standardowych beżowych. Nie bądźmy jednak zbyt drobiazgowi.

Kilkanaście stron później wiemy już, że w całym regionie niebieskie rękawiczki zrobić mogła tylko jedna kobieta, kapitan udaje się do niej i stronę później czytelnik zna już nazwisko przestępcy.

W ogóle rozwiązanie zagadki nie jest chyba dla autora sprawą najistotniejszą. To, kto napadł na wartownika bazy i kto jest wrogim agentem, ma znaczenie raczej drugorzędne. Autor lubuje się za to w opisach przyrody i zwyczajów godowych społeczeństwa bułgarskiego – dużo tu aluzji, półsłówek, zaczepek (zwłaszcza w wykonaniu kapitana Zachowa).Trochę dziwny jest zabieg z narratorem, który pojawia się i znika i zasadniczo pełni w powieści rolę obserwatora i kronikarza poczynań Awakuma. Jak już wspomniałem, bardzo dokładna i dobrze napisana jest charakterystyka głównego bohatera – kapitana Zachowa. Czyta się szybko i bez przykrości.

Warte zapamiętania powiedzonka asa bułgarskiego kontrwywiadu:

(o motocyklach) „Mnie nigdy nie pociągał ten niebezpieczny środek lokomocji. Słyszałem, że motocykliści nabawiają się reumatyzmu w kolanach”

(o nakazie dyskrecji) „Musisz milczeć teraz i zawsze i na wieki wieków, jak śpiewają popi.”

(o ludziach bez wyobraźni) „Człowiek, który nie posiada umiejętności fantazjowania, sam wpada we własne sieci. Zupełnie jak sroka, która mimo swego zarozumialstwa w gruncie rzeczy jest dość głupkowatym ptakiem.”

(o tym, poczym poznać wroga) „W czasie przesłuchania (podejrzany) wykazywał ogromną pewność siebie, a nawet przybierał pozę człowieka obrażonego. Zwykle tak właśnie zachowuje się wróg, nim fakty wykryte w toku śledztwa nie przycisną go do muru.”