- Autor: Robert Thomas
- Tytuł: Pułapka na samotnego mężczyznę
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: Różowa okładka
- Rok wydania: 1983
- Nakład: nie podano
- Przekład Jolanta Sell
- Recenzent: Mariusz Młyński
Robert Thomas (1927 – 1989) był francuskim dramaturgiem, reżyserem, producentem i aktorem; w Polsce najbardziej znany jest z filmu na podstawie sztuki „Osiem kobiet” oraz z jednego ze spektakli „Kobry” – „Alicja prowadzi śledztwo” z 1970 roku w reżyserii Edwarda Dziewońskiego z Ireną Kwiatkowską w tytułowej roli. „Pułapka na samotnego mężczyznę” to jego jedyna powieść; przypuszczam, że powstała ona na fali sukcesu sztuki pod tym tytułem wystawianej w paryskich teatrach w 1960 roku oraz faktu, że prawa do jej kinowej adaptacji chciał kupić Alfred Hitchcock.
Tę teatralność widać wyraźnie od pierwszej strony: narracja prowadzona jest w czasie teraźniejszym, a tekst chwilami wygląda jak didaskalia. Mamy oto domek wczasowy „Wilcza Jama” położony gdzieś w dolinie Chamonix; przebywa tu trzydziestokilkuletni i żonaty od dwóch miesięcy Daniel Corban. Jego żona, Elżbieta, z którą był w podróży poślubnej, zniknęła przed tygodniem; śledztwo prowadzi miejscowy komisarz, Aleksander Grandin ale jego efektów brak. Tymczasem w okolicy pojawia się tutejszy proboszcz, ksiądz Maximin, który przyprowadza ze sobą kobietę twierdzącą, że jest zaginioną Elżbietą; Daniel Corban stanowczo się temu sprzeciwia i twierdzi, że uknuto przeciwko niemu spisek – Elżbieta jest jedyną spadkobierczynią ciężko chorego wuja z Bordeaux i teraz rzekomo jakaś szajka ją porwała i uwięziła, a z Daniela chce zrobić wariata, by mieć wolne ręce. Komisarz Grandin początkowo wierzy w teorie Daniela, ale staje się coraz bardziej sceptyczny, gdy widzi, że nie można ich udowodnić.
Intryga jest więc dość zwariowana i momentami wręcz nieprawdopodobna; wszystko jednak klaruje się w zaskakującym finale, który właśnie w teatrze powinien się sprawdzać najlepiej. Przyznam jednak, że czytało mi się tę książkę dość opornie: głównym powodem jest niezwykle chaotyczna postać Daniela Corbana – przypominał mi on francuskich aktorów komediowych posługujących się wątłym warsztatem aktorskim ale za to bardzo silną ekspresją i przez to wydał mi się całkowicie niezdolny do tego co zrobił. Reszta wygląda o wiele lepiej – ciekawe postacie, malowniczo pokazane okolice, wartka intryga; wszystko czyta się więc dość dobrze i na plażę pasuje jak ulał.
Między 1964 a 1987 rokiem wystawiano tę sztukę na scenach aż czternastu teatrów w całej Polsce, od Jeleniej Góry do Białegostoku; w 1995 roku doczekała się też prezentacji w Teatrze Telewizji.