- Autor: Raymond Chandler
- Tytuł: Długie pożegnanie
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: z Jamnikiem
- Rok wydania: 1979
- Nakład: 160320
- Przekład: Krzysztof Klinger
- Recenzent: Mariusz Młyński
W 2023 roku tygodnik „Time” opublikował listę stu najlepszych kryminałów; ciekawostką tego zestawienia była zasada: jeden autor – jedna książka. I według tego absurdalnego wymogu na tej liście znalazło się „Długie pożegnanie” – czy to znaczy, że to jest najlepsza książka Chandlera? Ja osobiście uważam, że nie ale z gustami się nie dyskutuje; niemniej jednak w podobnych, już tradycyjnych zestawieniach ta powieść przegrywa z trzema innymi „Marlowe’ami”.
Tym razem Marlowe’a spotykamy przed nocnym klubem, kiedy pomaga pijanemu w sztok kalifornijskiemu handlarzowi, Terrye’mu Lennoxowi – zabiera go do domu, robi kawę i daje pieniądze na taksówkę („Było w tym gościu coś, co mnie wzięło”). Wkrótce Lennox zjawia się w domu Marlowe’a i prosi go o podwiezienie do meksykańskiej granicy; detektyw o nic nie pyta i spełnia jego prośbę („Może przyjdzie czas, że nauczę się nie wtykać nosa w nie swoje sprawy”). Kłopoty pojawiają się szybko – Sylvia Lennox, była żona Terry’ego i młodsza córka multimilionera Harlana Pottera, zostaje znaleziona martwa z twarzą zmiażdżoną brązową figurką małpy; policja podejrzewa więc, że Marlowe ułatwił Lennoxowi ucieczkę do Meksyku. Niedługo potem detektyw dowiaduje się, że Lennox zastrzelił się w hotelu w Otatoclan i zostawił list z przyznaniem się do zamordowania żony; Marlowe w to nie wierzy ale pojawia się w jego biurze gangster Mendy Menendez, który mówi, że „Terry nie żyje i chcemy, żeby już mu dać spokój”.
Tymczasem Eileen Wade, żona Rogera Wade’a, sławnego pisarza uzależnionego od alkoholu, prosi Marlowe’a, by wyjaśnił, dlaczego jej mąż nie może dokończyć pisania nowej książki i podejrzewa, że ktoś go szantażuje. Wkrótce Marlowe znajduje Wade’a zastrzelonego na własnej kanapie; detektyw postanawia wyjaśnić obydwa samobójstwa i w tym celu kontaktuje się z Lindą Loring, siostrą Sylvii Lennox, która informuje go, że jej siostra miała romans z Wade’em. I znów w biurze Marlowe’a pojawia się Menendez, który mówi „Ostrzeżono cię i będzie dobrze, jeśli postarasz się o tym pamiętać” [4], ale to tylko utwierdza detektywa, że jest na dobrym tropie.
Dlaczego mnie ta książka do końca nie przekonuje, choć nie jest zła? Brakuje mi tutaj tej tak typowej dla Marlowe’a konkretności, nie ma tutaj lapidarnego języka czy ciętych dialogów; więcej jest tutaj jakiejś nostalgii czy świadomości pędzącego czasu. Trzeba jednak wiedzieć w jakich okolicznościach Chandler pisał tę książkę: pogarszający się stan zdrowia żony wywoływał u niego wielkie przygnębienie wyraźnie widoczne w treści powieści i przez to pisał ją cztery lata. Ten nastrój autora jest widoczny w momentach w których Marlowe uświadamia sobie na czym stoi („Wyprany z uczuć – to doskonale oddawało mój stan. Byłem zmartwiały i pusty, jak przestrzeń kosmiczna”) albo zdaje sobie sprawę z upływającego czasu („Nie miałem już tych sił, co kiedyś. Dobrze mnie przemełły twarde, trudne lata”). Ale cały czas jest wierny swoim zasadom – choć Harlan Potter mówi do niego: „Wiem, jak pan zarabia na życie – o ile to można nazwać życiem”, to jednak Eileen Wade mówi: „Pan okazał się wierny w sytuacji, w której to nie było łatwe”. Najpiękniejszym zaś cytatem z tej książki i kto wie, czy nie ze wszystkich „Marlowe’ów” jest stwierdzenie, że „Bóg jeden wie, dlaczego człowiek nie rzuca tego zawodu. Co pewien czas człowiek dochodzi do wniosku, że trzeba z tym wreszcie skończyć i znaleźć jakieś sensowne zajęcie. Ale znów odzywa się dzwonek i widzi się nową twarz z nowym problemem, nową porcją kłopotów i zmartwień… coś w tym jednak musi być”. Jedno tylko pytanie mnie zastanawia: czy w tej powieści swoistym alter ego pogrążającego się w alkoholizmie Chandlera nie stał się Roger Wade? Owszem, Marlowe zawsze był dla Chandlera postacią, którą sam chciał zostać ale tu chyba chciał się od niego zdystansować i niejako pokazać swoją prawdziwą twarz; zresztą w jednym z dialogów Wade pyta Marlowe’a: „Jak się panu wydaje, przed czym uciekam?”. Książkę można więc chyba traktować już chyba nie jako kryminał ale niemalże jako rozważania o męskiej lojalności, samotności i wierności zasadom.
Powieść wydano w Polsce, według moich obserwacji, siedem razy – pięć razy w tłumaczeniu Krzysztofa Klingera, raz Beaty Długajczyk i ostatni, najświeższy raz, w przekładzie Bartosza Czartoryskiego. Ja przeczytałem pierwsze wydanie z 1979 roku – jest trochę dziwaczne i ma jakąś pokraczną składnię; wydanie z 2003 roku ma tego samego tłumacza ale już uporządkowany język: Marlowe szklanki już tu nie wypróżnia tylko opróżnia. W 1973 roku Robert Altman zekranizował tę książkę; można ten film znaleźć w internecie i porównać Elliotta Goulda do innych Marlowe’ów – choćby do Witolda Pyrkosza, który zagrał w polskim „Długim pożegnaniu”. Szkoda, że nie można nigdzie znaleźć tej ekranizacji z 1982 roku – tylko oczyma wyobraźni widzę zblazowanego Pyzdrę mówiącego o sobie: „Jestem kawalerem, mam około czterdziestki, lubię alkohol, kobiety, szachy i jeszcze parę innych rzeczy”, Olgierda Łukaszewicza jako Terry’ego Lennoxa i Wieńczysława Glińskiego jako Rogera Wade’a – ale Stefana Friedmanna jako gangstera Mendy’ego Menendeza jakoś nie mogę sobie wyobrazić:-)