- Autor: Piwowarczyk Andrzej
- Tytuł: Maszkary
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Przedlabiryntowa
- Cykl: Kapitan Gleb opowiada
- Rok wydania: 1957
- Nakład: 50000
- Recenzent: Robert Żebrowski
LINK Recenzja Katarzyny Piwowarczyk-Atys
Maszkary, madmuazele i mädele oraz makabry, maski i manipulacje
Andrzej Piwowarczyk (1919-1994) napisał cztery powieści z cyklu „Kapitan Gleb opowiada”. „Maszkary” ukazały się jako trzecie z kolei, samodzielnie – w roku 1957, i zbiorczo – w roku 1958 i 1960. Książka liczy 254 strony, a jej cena okładkowa to 12 złotych. Ukończona została przez autora jesienią 1956 roku. Pozycja ta ma już recenzję w naszym Klubie (łącznie z informacją o tym jak się kończy!), a ja postaram się ją niejako uzupełnić.
Akcja toczy się w Warszawie, Szczecinie i Wrocławiu. Czas akcji jest złożony: opowieść kapitana ma miejsce w roku 1955 lub 1956 (wybudowany już jest Pałac Kultury i Nauki w Warszawie), dotyczy zdarzeń z lata roku 1951, jego wspomnienia sięgają roku 1945, a część sprawy ma związek z okresem II wojny światowej.
Kapitan Gleb miał już podpisany raport o urlop i właśnie ruszał do Międzyzdrojów. Jego przełożony z KG MO (siedzibę swą miała wówczas w Warszawie przy ul. Karowej) – w stopniu majora – zwrócił się do niego z drobną i serdeczną prośbą, by udał się na chwilę do Szczecina, gdzie doszło do zaginięcia inżyniera-racjonalizatora Feliksa Kojro. Gleb z radością wykonał ten „proś-kaz” i uzbrojony w „siódemkę” (TT-33?) przybył do grody Gryfa. Na miejscu okazało się, że inżynier zniknął razem z pokaźną premią za wynalazek. Czyżby zginął w wyniku napadu rabunkowego, czy może porwał go obcy wywiad, a może włączył mu się ze szczęścia tzw. szwendak. W niedługo potem jego dokumenty odnalazła milicja z Wrocławia przy niejakim Kurcie Gablu, który oświadczył funkcjonariuszom, że je znalazł. Chcąc nie chcąc (choć raczej to pierwsze) kapitan udał się do dawnej Wratislavii. Mimo wnikliwie prowadzonych czynności śledczych, sprawa inżyniera zbyt szybko nie posuwała się naprzód, przede wszystkim zaś nie odnaleziono jego ciała. Niejako przy okazji ujawniono zwłoki innego człowieka, a ponadto uzyskano dowody zabójstwa kolejnej osoby. Gleb jednak umiał wszystkie te sznurki powiązać w jeden, a zakończenie śledztwa okazało się bardzo zaskakujące.
W tej powieści milicyjnej nie zabrakło oczywiście innych funkcjonariuszy MO. Pojawili się m.in.: dzielnicowy z I Komisariatu MO w Warszawie (Stare Miasto?), zastępca komendanta ze Szczecina, naczelnik wydziału śledczego z Wrocławia, a nawet elewi z wrocławskiej szkoły milicyjnej.
Książka jest dość ciekawa, a w kilku miejscach jej fabuła była wprost zaskakująca. Ma ona wyraźny wydźwięk antyniemiecki związany z okresem II wojny światowej. Można się z niej dowiedzieć paru interesujących rzeczy, np. czym była robota „na miłość” czyli „na bombę”, a także poznać „najciekawsze” (czyt. najmniej bezpieczne) miejsca w powojennych: Breslau i Stettin.
Niedzisiejsza pisownia: park Agrikola (obecnie – Agrykola), bridż, grape-fruit.
Ciekawe cytaty: jest ich tak dużo, że nie sposób ich wszystkich przytoczyć. Mnie najbardziej spodobał się ten: „Umiał nawet po cichu czytać i wiedział wszystko z tego, co czyta!”.
PRL-ogizmy: restauracja hotelowa w warszawskim hotelu „Polonia” oraz stołeczny bar „Metro”, lokalizacje wrocławskie: bufet trzeciej klasy na Dworcu Głównym, „Małpi Gaj” (czyli park Pola Stawowe, później powstał tam dworzec autobusowy, a obecnie jest tam galeria handlowa „Wroclavia”), a także cmentarz na Krzykach (przy ul. Krzyckiej, obecnie nieczynny, pochówków dokonywano tam w latach 1915-2011), pensjonat „Orbis” w Międzyzdrojach („Delfin” albo „Srebrna Fala”), samochody milicyjne – gazik (GAZ-69) i cywilny Citroen (Traction Avant), parowy statek pasażerski „Piast” pływający na trasie ze Szczecina do Świnoujścia, gazety: „Szpilki”, „Świat”, „Trybuna Ludu”, papierosy „Wczasowe” (to te z napisem „Wczasy zdobyczą świata pracy”), święto 22 lipca, czyli Święto Odrodzenia Polski.