- Autor: Legut Lucjan
- Tytuł: Morderca nie będzie ukarany
- Wydawnictwo: Śląsk
- Seria: Złota Podkowa
- Rok wydania: 1960
- Nakład: 85217
- Recenzent: Robert Żebrowski
Sprawa śmierdząca niczym gnój z PGR-u
Lucjan Legut to prawdopodobnie pseudonim literacki Lucyny Marii Legut-Wereckiej (1926-2011), autorki wydanego w „Koniku Morskim” kryminału „Nie zabijajcie Desdemony” z roku 1973.
Opowiadanie „Morderca nie będzie ukarany” znajduje się w tomiku „Sarrasine i inne opowiadania”. Poza nim znajdują się tam trzy inne, nie kryminalne: tytułowe autorstwa Balzaca, „Jimmie skłamał” Russela oraz „U Niagary” Twaina. Cały tomik liczy 84 strony (w tym „Morderca …” – 30), a cena okładkowa to 4 zł.
Akcja toczy się w Warszawie oraz w okolicach miejscowości Świder (obecnie jest dzielnicą Otwocka), w latach 50.
„Panie poruczniku. W naszej kamienicy, ul. Ogrodowa czternaście, zamordowano człowieka, kobietę! (…) Widziałem jej ciało. Porąbane i schowane w worku. U dozorcy. W jego mieszkaniu”. Zawiadomienie takie złożył u porucznika Boronia mieszkaniec kamienicy – doktor Ludomir Mirski, a dotyczyło jego sąsiadki – Magdy Ochockiej. Dziewczyna była wcześniej listownie szantażowana, zmuszono ją do złożenia okupu grożąc w przeciwnym razie pozbawieniem życia. Ktoś też usiłował włamać się do jej mieszkania. O wszystkim tym zdążyła poinformować doktora, w którym się platonicznie podkochiwała. Porucznik długo się nie namyślając podjął czynności śledcze. W ich toku zatrzymał dozorcę Józefa, mimo tego, że w jego lokalu nie było już worka z makabryczną zawartością. W miejscu, gdzie wg Ochockiego miał on wcześniej się znajdować, milicjant ujawnił rdzawo-brązowe plamy. Kiedy z braku dowodów winy, dozorca został zwolniony, doktor Mirski postanowił sam wyjaśnić tę sprawę. Udał się do wsi Koprzywnica, o której była mowa w pozostawionym przez Magdę liście, który znalazł w jej mieszkaniu. Zaczęło się robić naprawdę gorąco. Dobrze, że równolegle do działań Mirskiego, swoje czynności prowadził też Boroń.
Opowiadanie ma niecodzienną fabułę i już od początku można się zorientować, że coś tu nie gra. Mimo dramatycznych fragmentów kończy się ono happy endem. Dwadzieścia minut jego czytania to czysta przyjemność. A co wspólnego z całą tą sprawą ma PGR, pegeerowskie świnie i świński gnój – przekonajcie się sami.
PRL-ogizmy: gazety – „Życie Warszawy” i „Film”.