Dębnicki Kazimierz – Przerwana partia szachów 32/2024

  • Autor: Dębnicki Kazimierz
  • Tytuł: Przerwana partia szachów
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: seria z Czerwoną Okładką
  • Rok wydania: 1983
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Rafała Figla

Porucznik Osman Mechmedowicz z Komendy Stołecznej MO spędza weekend w leśniczówce niedaleko miejscowości Jedliny u swojego przyjaciela, inżyniera Jana Niezbornego. W pobliżu leśniczówki znajduje się zamek, który śpiewaczka o pseudonimie Lena Carmenos przejęła od Ministerstwa Kultury i w którego odrestaurowanie włożyła majątek.

Udający się na spacer Mechmedowicz widzi w pewnym momencie, że z okna zamkowej baszty coś wylatuje; na miejscu okazuje się, że są to zwłoki Leny Carmenos i wszystko wskazuje na to, że popełniła ona samobójstwo. Przybyły na miejsce doktor stwierdza jednak, że śmierć śpiewaczki nastąpiła dwie godziny wcześniej, a sekcja zwłok wykazuje, że Lena Carmenos została uderzona tępym narzędziem w tył głowy. Mechmedowicz zaczyna śledztwo i odkrywa, że śpiewaczka przebywając w USA widziała tam spektakle światła i dźwięku i postanowiła koncertować w podobny sposób; w tym celu w zamku zainstalowano aparaturę nagłaśniającą i ruchową sprzężoną z reflektorami. Instalację zakładał właściciel okolicznej kawiarni i reemigrant z USA, który uwolnił Lenę Carmenos od kłopotów jakie miała za granicą z szantażującymi ją gangsterami i teraz dopomina się od niej zwrotu długu. Porucznik podejrzewa o morderstwo sześć osób ale wszystkie mają niepodważalne alibi; Mechmedowicz musi więc znaleźć siódmą.

Jedno trzeba przyznać: pomysłowość autora w kwestii uśmiercenia bohaterki książki jest zaprawdę duża; sęk tylko w tym, że jest to chyba jedyny element, który zostaje w głowie po przeczytaniu tej książki. Intrygujące są na pewno personalia prowadzącego sprawę porucznika; szkoda, że autor choć w kilku słowach nie pokusił się o wyjaśnienia pochodzenia Mechmedowicza – domyślać się należy, że ma on korzenie tureckie. Szkoda też, że autor wplata tutaj trochę naiwnej propagandy: porucznik zauważył, że jest to „zwykła, wstrętna sprawa, ujawniająca istnienie tego rakowatego tworu na zdrowej tkance społecznego organizmu, tworu świata przestępczego. To, ze mógł on być w danym wypadku jakby zapożyczony z innego ustroju, nie zmieniało sytuacji, bo przecież ta ››pożyczka‹‹ przyjęła się na naszym gruncie”. Brzmi to trochę pokracznie – czyżby określone przestępstwa były przypisane tylko do określonego ustroju? Czyżby w socjalizmie nie mogły występować takie przestępstwa jak wyłudzenia albo malwersacje? Co prawda, za chwilę czytamy, że „Osman, chociaż miał w sobie sporo młodzieńczego idealizmu, nie był naiwny, wiedział, że w najlepszym nawet systemie może istnieć, ba, rozwijać się zbrodnia” ale dziwne uczucie pozostaje. Nie ma się jednak co oszukiwać, nie jest to jednak problem, który zajmie moją głowę, gdyż cała książka pewnie niedługo uleci z mojej pamięci.