Relacja ze spotkania z bratem Jerzego Edigeya
Udając się z wizytą do Andrzeja Koryckiego, przyrodniego brata Jerzego Edigeya, Klubowicz Kornaś z Oddziału Kraków i ja nie wiedzieliśmy, jak wypadnie to spotkanie. Oczywiście interesowało nas przede wszystkim życie Jerzego Edigeya i jego twórczość.
Andrzej Korycki trafił do nas sam, w właściwie do Klubowicza Kornasia. Po pamiętnym artykule o twórczości Edigea opublikowanym w ubiegłym roku przez Tomasza w „Najwyższym Czasie”. Był to tekst napisany w 20-tą rocznicę śmieci pisarza. Przypomnijmy, że Jerzy Ediogey zginął w 1983 roku w wypadku samochodowym wraz ze swoim bratem Wacławem. Miał wówczas 71 lat.
Andrzej Korycki jest o 10 lat młodszy. Dziś to elegancki pan po 80-tce. Przyjmuje nas w swoim przestronnym mieszkaniu w bloku, przy ul. 11 Listopada, na warszawskiej Pradze. Od kilku lat sam prowadzi gospodarstwo domowe. Wygląda dostojnie. Chętnie opowiada nam o rodzinie. Ma duszę gawędziarza. Siedzimy przy herbacie i ciasteczkach. Wokół mnóstwo rodzinnych pamiątek i bibelotów. Lokal utrzymany idealnie w PRL-owskim anturażu, ale liczne drobiazgi nadają mu zupełnie własny klimat.
Na komodzie fotografia w ramce. Przedstawia trzech braci, w tym Jerzego, w roku 1947. Wszyscy przystojni i eleganccy. Jerzy Edigey, pierzy od prawej, blondyn w okularach o dosyć okrągłej twarzy.
Czas płynie szybko. Głównie słuchamy, wtrącają czasem pytania. Klubowicza Kornasia interesowała przede wszystkim międzywojenna przeszłość Edigeya. Działalność w Obozie Narodowo-Radykalnym, uwięzienie w Berezie Kartuskiej (było podejrzenie o to, że Edigey zabił policjanta w szamotaninie podczas studenckiego strajku).
Edigey miał dwie żony, ale nie pozostawił potomstwa. Wychowywał natomiast pasierba w swoim drugim związku.
O inklinacjach literackich twórcy „Czeku da białego gangu” nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele, ale atmosfera spotkania i liczne wątki prywatno-rodzinne wynagrodziły nam ten niedosyt po wielekroć. Pan Korycki nie interesował się specjalnie twórczością brata. Przeczytał tylko jedną czy dwie książki, nie posiada zbioru. Wręczył nam natomiast kserokopie sztuki teatralnej „Ławeczka”. Utwór prawdopodobnie nie był publikowany, ale mógł być wystawiany przez Teatr Lubuski w Zielonej Górze (jest pieczątka). Przed nami zapewne lektura na głos na jednym ze spotkań klubowych.
Tatarskie korzenie w rodzinie Koryckich są znane, ale nie były badane dokładnie. Istnieją bardziej w przekazach ustnych. W każdym razie w wieku XIX Koryccy mieszkali na Litwie, po czym przenieśli się do Polski.
Na koniec pozostawiłem wyjaśnienie tajemnicy Klukowa. Do dziś bowiem nie wiedzieliśmy, w którym Klukowie przyszedł na świat Edigey. W rejonie Małkinii są dwie miejscowości o tej nazwie. Nasz ubiegłoroczny zjazd połączony był z odwiedzinami Klukowa, tuż przy Małkinii (drugie Klukowo jest ok. 30 km na wschód). Okazało się, że trafiliśmy bez pudła. Jerzy Edigey urodził się w jednym z budynków kolejowych w Małkinii. W roku 1912 Małkinia była tylko stacją i nie istniała jako miejscowość. Administracyjnie podlegała pod Klukowo. Tu został oddelegowany do pracy ojciec Edigeya, gdzie pracował przy budowie mostu. Koryccy przebywali w Małkinii przez kilka lat.
Opuszczaliśmy gościnne progi Andrzeja Koryckiego po dwóch godzinach. Było niedzielne popołudnie, słońce przebijało przez liście drzew. Spacer wzdłuż ul. 11 Listopada do tramwaju linii 25 nie zajął nam wiele czasu.
Grzegorz Cielecki
PS. Wizyta odbyła się 25 kwietnia 2004 r.
LINK – Jerzy Korycki-Edigey