Był pisarzem nietypowym, wytrwale realizującym swoje artystyczne emploi autora mrocznych kryminałów w czasach, kiedy szanujący się literaci pisali o sprawach społecznych i politycznych oraz afirmowali narodową martyrologię.
Przyszły autor „Planu wilka” i „Zaułka mroków” urodził się 26 maja 1905 roku w Białej Podlaskiej w rodzinie adwokata Jerzego Kosteckiego i Heleny z domu Kowalik. Zamożnych rodziców stać było na posłanie syna do prywatnego, warszawskiego gimnazjum Kazimierza Kulwiecia. Już podczas nauki gimnazjalnej Tadeusz realizował swoje pasje literackie wydając i redagując szkolną gazetkę o nazwie „Sztubak”. W 1925 roku opuścił na krótko stolicę wyjeżdżając do Poznania, gdzie na Uniwersytecie Adama Mickiewicza rozpoczął studia prawnicze.
Po pierwszym roku zdecydował się na powrót do Warszawy i kontynuowanie nauki akademickiej na UW. Studia ukończył w roku 1929. Podjął pracę jako aplikant w jednym ze stołecznych sądów. W latach 1933-35 był asesorem i sędzią grodzkim w Skierniewicach, a od 1935 roku ponownie pracował w warszawskim wymiarze sprawiedliwości. Jako prawnik był Kostecki także aktywnym publicystą. Artykuły zamieszczał na łamach m.in. miesięcznika „Głos Sądownictwa”. Na krótko przed wybuchem wojny, redakcja ta przyznała mu nagrodę za szkic zatytułowany „Rola i zadania sędziego w świetle jego kwalifikacji i warunków pracy”.
Pod lupą gestapo
Wojna zastała go razem z żoną, Zofią Czaplicką, w ich domu w Aninie. 16 września, jeszcze podczas oblężenia Warszawy, Anin zajęły niemieckie wojska. Ktoś złożył na Kosteckiego donos o nieustalonej treści i pan Tadeusz został aresztowany przez gestapo. Osadzono go w obozie Ostrów Komorowo, potem przewieziono do podobnego miejsca odosobnienia w Goerchen. Więziono go jeszcze w Stallach oraz w Działdowie, ale w końcu wypuszczono. Pod koniec listopada 1939 roku wrócił do Anina i podjął pracę sędziego w warszawskim sądzie grodzkim. Gestapo nie dało mu jednak spokoju. Przez cały okres okupacji przeprowadzano rewizje w jego domu. W sumie niemiecka policja polityczna aż 22 razy nachodziła go w mieszkaniu, najwyraźniej szukając dowodów jego „nielegalnej” (w ich pojęciu) działalności. Nic takiego chyba jednak nie znaleźli, bo oszczędzono mu losu więźnia alei Szucha. Mógł nadal pracować, chociaż wiedział, że „oni” mają go na czarnej liście. W okresie Powstania podzielił los tysięcy uchodźców. Najpierw Kosteccy znaleźli schronienie na wsi pod Jaktorowem, a po przepędzeniu Niemców przez Armię Czerwoną wyjechali do Katowic. Tam pan Tadeusz znalazł zatrudnienie w sądownictwie. Pełnił różne funkcje. Był – między innymi – sędzią oraz syndykiem katowickiego oddziału Zawodowego Związku Literatów Polskich, a także wojewódzkiego Komitetu Opieki Społecznej. Współpracował z miejscowymi gazetami wykazując ogromną płodność publicystyczną. W „Gazecie Robotniczej” zamieszczał codzienne felietony, które ukazywały się pod różnymi szyldami, na przykład „Zezem” albo „Plewy przez sito”. Pisywał także wiersze i humoreski drukowane m.in. w „Jutrze”, „Dzienniku Zachodnim” i „Odrze”. Sygnował je licznymi pseudonimami, skrótami czy literami (np. „K.T.W.”), jakby wstydząc się tej swojej pasji albo wychodząc z założenia, że poważnemu prawnikowi, pracownikowi wymiaru sprawiedliwości, nie wypada pisywać do gazet na tematy nie związane ze swoją profesją.
Należał do Polskiej Partii Socjalistycznej, a po jej likwidacji, a raczej „zjednoczeniu” z Polską Partią Robotniczą i powstaniu PZPR zapisał się do tej nowej, „wiodącej”. W 1950 roku Kosteccy wrócili w okolice Warszawy. Zamieszkali w Podkowie Leśnej. Tadeusz pracował w różnych instytucjach państwowych i spółdzielczych, był między innymi kierownikiem referatu informacji i wystaw w centrali spółdzielni mleczarsko-jajczarskiej. W 1960 roku przyjęto go po wieloletnich staraniach do palestry adwokackiej. Rychło jednak porzucił praktykę sądową na rzecz pracy literackiej. Zmarł w Warszawie 30 maja 1966 roku.
Kowboje i detektywi
Kosteckiego pasjonowała literatura rozrywkowa. Uwielbiał czytać opowieści z Dzikiego Zachodu pióra m.in. Jamesa Fenimore Coppera, Thomasa Mayne Reida, Fredricha Gerstaeckera, Karola Maya. Zagłębiał się jednak nie tylko w lektury klasyków, ale także autorów pośredniego asortymentu, wypuszczanych licznie w dwudziestoleciu międzywojennym w zeszytowych wydaniach. Podobnie było z literaturą kryminalną, bliższą mu nawet ze względu na wykonywany zawód. Rozczytywał się w powieściach i opowiadaniach Conan Doyle`a, Edgara Wallace`a, Maurice`a Leblanca oraz bardziej i mniej znanych twórcach obficie tłumaczonych u nas z angielskiego, niemieckiego i francuskiego. I właśnie literaturze rozrywkowej poświęcił swoje pióro. Zadebiutował w 1938 roku pisząc dwie powieści przygodowe utrzymane w konwencji westernu. Były to: „Krwawy szlak pogranicza” oraz „Żółtodziób”. Obie ukazały się w wydawnictwach zeszytowych a sygnował je pseudonimem – W.T. Christine. W roku później nakładem J. Przeworskiego ukazał się „Czerwony diabeł”. Odtąd będzie niemal stale posługiwać się różnymi pseudonimami, takimi jak Krystian T. Wand, Tadeusz Starostecki czy Tadeusz Kryswan. Obco brzmiące nazwiska ukazywały się na okładkach jego książek, których akcja toczyła się w Stanach Zjednoczonych lub Anglii, a tymi o swojskiej wymowie sygnował fabuły rozgrywające się w Polsce. Nadmieńmy, że niektórymi elementami pseudonimów („Christine”, „Krystian”, „Kryswan”) wyrażał swoje przywiązanie do córki, mającej na imię Krystyna. W okresie okupacji napisał trzy powieści – „Droga mężczyzny”, „Plamy na słońcu” i „Sługa boży” – jednak ich rękopisy spłonęły w Powstaniu. Po wojnie, w okresie pozornie niesprzyjającym literaturze sensacyjnej, rozpoczął się prawdziwy boom jego twórczości.
Nie miał konkurencji
Zaczął tuż po wyzwoleniu, na Śląsku, korzystając z jeszcze istniejących oficyn prywatnych. W latach 1946-1946 wydał w oficynie Awir trylogię przygodową z akcją osadzoną na Alasce (tzw. cykl o „Wilku”). Jej kolejne części to: „Wilk”, „Białe piekło”, „Cień wilka”. Odniosła sukces, podobnie jak jego kolejne westerny opublikowane w wydawnictwach katowickich („Kanion słonej rzeki”, „Droga powrotna Płowego Jima”, „Niesamowita farma”). Duże zainteresowanie wzbudziły także jego powieści kryminalno-detektywistyczne z akcją umiejscowioną na zachodzie Europy (np. „Dom cichej śmierci” czy „Waza z epoki Ming”). U podłoża poczytności jego książek leżał zręczny styl autora. Kostecki potrafił wykreować żywą i barwną fabułę, stworzyć prawdziwy suspense czyli klimat narastającego napięcia oraz zbudować gęstniejącą atmosferę niepokoju i grozy. Cechami tymi, dominującymi w jego kryminałach, nasycał także swoje literackie westerny, mające obok pierwiastka czysto przygodowego także element podskórnego lęku. Co ciekawe, na polskim terenie nie miał konkurencji. Dopiero po latach po westernową fabułę sięgnęli Adam Bahdaj i Wiesław Wernic, a spośród autorów powieści kryminalnych do jego stylu nawiązywali m.in. Kazimierz Korkozowicz i Zygmunt Zeydler-Zborowski.
W okresie socrealizmu pisarz musiał po części zmienić profil. Już nie detektywi z Anglii i nie tropiciele z amerykańskiego Dzikiego Zachodu, ale swojscy podróżnicy, żołnierze i agenci służb specjalnych. Współpracował z „Nową Księgarnią” pisząc dla młodzieży powieści przygodowe („Przez morza nieznane”, „Powódź”), dla wydawnictwa MON sensacyjno – szpiegowski „Nocny desant” oraz „Cień na pokładzie” dla „Iskier”. Po Październiku 1956 roku mógł powrócić do poprzedniej formuły kryminalnej (z westernów musiał zrezygnować), ale tym razem akcję umieszczał w rodzimych, współczesnych realiach. „Imperialistycznych” policjantów i detektywów zastąpił polskimi milicjantami i dzielnymi funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa (potem Służby Bezpieczeństwa). Powstały: „Zaułek mroków”, „Zagadka jednej nocy”, „Plan wilka” i wiele innych. I chociaż zmienił proweniencję swoich bohaterów, płacąc haracz obowiązującym wydawców zakazom i nakazom ideologicznym, to stylu nie zmienił. Jego opowieści nadal trzymały w napięciu wartką akcją, mroczną scenerią i narastającym zagrożeniem. A odrealnieni panowie z MO, UB, SB i wojskowych służb informacyjnych bardziej przypominali postaci z literatury zachodniej niż radzieckiej.
Po śmierci Kosteckiego jego książek nie wznawiano, a jedynym źródłem dostępu do nich stały się biblioteki i antykwariaty. Na rynku giełdowym osiągały wysokie ceny. Po zmianie ustroju kilka oficyn podjęło próbę przypomnienia Kosteckiego czytelnikom, ale okazało się, że oferta wydawców autorów amerykańskich skutecznie przebija nasz rodzimy asortyment w tym zakresie. Pomijany w większości słowników i leksykonów, pozostał dla naszej literatury pisarzem nietypowym, któremu udało się stworzyć polski odpowiednik zachodniego thrillera.
Piotr Kitrasiewicz
(„Magazyn Literacki – Książki”, nr 11-2006)