Stanisław Mikulski w polskim filmie kryminalnym

„Stasiowi Mikulskiemu zawsze dobrze było w mundurze. Nie można go było, biedaka, obsadzić inaczej, bo wyglądał bez munduru jakby był goły”. Takie słowa usłyszałam pół roku temu przy okazji powtarzania przez TVP „Stawki większej niż życie” od Pana Andrzeja Szypulskiego, czyli – jak on sam się nazywa – ½ Andrzeja Zbycha (1). Stanisław Mikulski zagrał w kilku, wśród znakomitych polskich filmów milicyjnych. Wiele z nich powstało w oparciu o nasze ulubione powieści milicyjne, co więcej, niektóre z tych powieści czytywane są ze względu na doskonałą adaptację filmową, bo same stanowią bardzo niewielką wartość literacką, nawet dla takich hobbystów jak my, Klubowicze. Ale zanim nastąpi rok 1978 i Stanisław Mikulski wystąpi w drugim odcinku „Życia na gorąco” pt .„Saloniki” (wcale nie w mundurze zresztą, a w roli członka groźnej organizacji W), swoją karierę filmową w filmach kryminalnych, satyryczno – kryminalnych i para-kryminalnych rozpocznie od komedii „Ewa chce spać” (1957).

Film ten, teatralny, cały w scenografii studyjnej jest – o dziwo – dobry! Co więcej, skojarzenia mam takie, że podobnie wyglądałby wczesny „Upał” Kabaretu Starszych Panów. „Ewa chce spać” to opowieść o perypetiach naiwnej dziewczyny, która poszukuje noclegu w mieście pełnym przestępców i wariatów. Jedyna w miarę realna postać, którą na swej drodze spotyka Ewa to sympatyczny policjant, Piotr, grany przez Mikulskiego. Na tle indywiduów wszelkiego autoramentu Mikulski wypada w tej roli nawet dość przekonywująco, przystojny w milicyjnym mundurze, wcale nie śmieszny, groźny także nie, ostatecznie wychodzący na romantycznego głupka. Ale w końcu o to chodziło! Perełka w filmografii tego aktora to film „Dwaj panowie N” (1961). Pierwowzorem filmu jest nowela Ryszarda Gontarza, scenarzysty m.in. nigdy nie wyemitowanego serialu kryminalnego „Kto ty jesteś?” i Zygmunta Szeligi, dziennikarza. I chociaż film jest kryminałem milicyjnym, to Mikulski nie gra tutaj milicjanta, ale wojskowego – i to przez chwilę podejrzanego!. Film ten jest drugim – po „Dotknięciu nocy” Barei – prawdziwie kryminalnym polskim filmem powojennym, z fantastycznie, jak na tamte czasy, zarysowaną intrygą, drobiazgowym zapisem śledztwa, a wszystko to w smakowitym sosie ironiczno – obyczajowym. Chmielewski, reżyser tego filmu, rozpoczynając w tamtym czasie swoistą rywalizację z Bareją ( w komedii), nakręcił film bardzo w sumie naturalistyczny. Plotki głoszą, że Stanisław Mikulski – podczas kręcenia jednej ze scen jazdy na motorze – miał wypadek, nie pozwolił jednak na zastępstwo ani zatrudnienie kaskadera. Gra w tym filmie sierżanta Ludowego Wojska Polskiego – Janka Dziewanowicza, podejrzanego o morderstwo własnego ojca. Prywatne śledztwo Janka uzupełnia się znakomicie z tym oficjalnym, afera (szpiegowska) zostaje wyjaśniona, Janek dostaje w łeb, ale odzyskuje ukochaną. Znakomita, idealna dla Mikulskiego rola i już pierwsze ślady maniery aktorskiej (towarzyszącej mu potem przez lata), tak przeze mnie lubianej: zawieszenie głosu na pierwszym słowie zdania, autorytatywne w tonie stwierdzenia, ale jakby bez kropki. Warto zresztą zwrócić uwagę na bardzo dobre literacko i trzymające znakomicie rytm dialogi, których autorem jest sam… Stanisław Dygat. Należy przypuszczać, że dorabiał Dygat w tamtych czasach pisaniem dialogów, zanim nie nakręcono filmu według jego własnej twórczości „Spóźnieni przechodnie”, gdzie w jednej nowel zagrał sam siebie. Tak więc w tym zakresie – chałtura, ale doskonałej jakości. W końcu musiał Dygat zacząć zbierać pieniądze, aby móc w przyszłości utrzymać swoją żonę, cudowną Kalinę Jędrusik i jej licznych kochanków….. „Dwaj panowie N’ to była tylko przygrywka. Filmem w karierze Mikulskiego wybitnym, a wśród polskich kryminałów milicyjnych – moim zdaniem – doskonałym, jest „Ostatni kurs” (1963) w reżyserii Jana Batorego. Wszystko jest tu – jak to się kiedyś mawiało – „prima sort”: scenariusz Joe Alexa, czyli Macieja Słomczyńskiego, zdjęcia znakomitego operatora, Antoniego Wójtowicza, piosenka ze słowami Agnieszki Osieckiej („Jaki Pan będzie..”) i muzyka genialnego Adama Walacińskiego, autora głównych motywów muzycznych m.in. do „Czterech pancernych i psa”, „Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa oraz do innego znakomitego kryminału milicyjnego „Gdzie jest trzeci król ?”. No i ta plejada gwiazd: Mikulski w pierwszoplanowej roli taksówkarza Henryka Kowalskiego, Barbara Rylska, gwiazda polskiej muzyki i filmu lat 60-tych jako kobieta-wąż i cała reszta: Karewicz (rewelacyjny !), Gliński, Pietruski…… Rasowy kryminał z trupami w piwnicy, a Stanisław Mikulski znakomity ze swym wyrazistym emploi i zazdrosną kobietą w tle (mało przekonującą, ale istotną dla intrygi). Brak mi bardzo w tym filmie Stanisława Mikulskiego w mundurze, ale jako sprytny taksówkarz też nie wypada źle. Radzi sobie także znakomicie jako nie do końca bezradny mężczyzna złapany w sidła blondynki o anielskim głosie i niekoniecznie anielskich zamiarach (chyba, że rozumianych dosłownie co do sposobu przeniesienia się w niebiańskie okolice). Widać w tym filmie mnóstwo niedoróbek technicznych, fatalną jakość dostępnych powszechnie telewizyjnych kopii i zniekształconą ścieżkę dżwiękową; braki te jednak nie przeszkadzają w dojrzeniu niezwykłego talentu i osobowości aktorskiej Mikulskiego, emanujących z ekranu. Nadchodzi rok 1964 i czas na kolejny filmz serii milicyjnych kryminałów : Spotkanie ze szpiegiem (1964). Pierwowzorem filmu jest powieść „Pożegnanie ze szpiegiem” autorstwa Jana Litana. Jak już wcześniej wspomniałam, pierwowzór literacki bywa czasami taki, że przy czytaniu zęby bolą, nawet zdrowe. Tak jest – niestety – w tym przypadku. Nikt nie wymaga, aby drugorzędny pisarz ukrywający się pod pseudonimem tworzył wiekopomne dzieło, ale chyba sam autor też wielkich ambicji nie miał. Trzeba przyznać jednak, że coś w tej powieści musi być, skoro udało się na jej podstawie nakręcić znakomity film. Niemały w tym udział obsady – iście gwiazdorskiej, z Beatą Tyszkiewicz, o pięknej twarzy Kristin (Ingrid ?) Kield, Katarzyną Łaniewską z widocznymi już zadatkami na babcię i Ignacym Machowskim jako szpiegiem, chociaż ten aktor zawsze będzie mi się kojarzył z frazą „Jak Pan śmiał aresztować moją sekretarkę, Lohse! Sam ją wysłałem do Szczecina !” No i Zapasiewicz oraz Mikulski w rolach dzielnych milicjantów. Aha, jeszcze znakomity Henryk Bąk (ze słynną przysapką, jako major Łuba) opiekuńczo latający nad swymi podwładnymi. Majstersztykiem jest dialog porucznika Bacznego (Mikulski) i kapitana Kresa (Zapasiewicz) na temat drobiazgowego przebiegu zdarzeń z wyliczeniami co do minuty oraz dywagacje co do wielkości stóp i jej wpływu na prędkość jednostajnie przyspieszoną milicjanta (dialogi autorstwa Andrzeja Wydrzyńskiego !). Mikulski nie ma w tym filmie specjalnego pola do popisu odnośnie swego talentu do odtwarzania ról mundurowych; występuje incognito, w przyciasnym garniturze, a jeżeli chodzi o jego występ – wartościowe są właśnie dialogi, także te, prowadzone przez milicyjne radio. Oczywiście nie przeszkadza ta mizeria uroku Mikulskiego w śledzeniu znakomicie zawiązanej akcji szpiegowskiej, jednak film narracyjnie skupia się przede wszystkim na poczynaniach przestępców, a nie milicji. Szkoda, chętnie bym zobaczyła Mikulskiego jeszcze w kilku zabawnych ujęciach. Nadchodzi rok 1966, minie jeszcze chwila, zanim Mikulski zagra Hansa Klossa, co przyniesie mu wieczną sławę, ale aktor najwyraźniej wprawia się już do tej roli przyjmując kolejne role mundurowych (po drodze jeszcze kilka znakomitych ról w filmach wojennych). Rozpoczyna też aktor w tym czasie przygodę z literaturą i filmem dla młodzieży (jakiś czas potem zostanie nawet Panem Samochodzikiem, czy też filmowym ojcem strasznych bliźniąt w adaptacji powieści „Dziewczyna i chłopak”). Przyjmuje więc Mikulski rolę (jedną z głównych) w komedii sensacyjnej z wątkiem dziecięcym „Bicz boży” (1966), znowu w roli oficera śledczego MO. Poza groźnymi, ale bardzo filmowymi zjawiskami jakim są plotka i szantaż, film doskonale wykorzystuje emploi Mikulskiego: ślepo zakochanego, wiernego, trochę ciamajdowatego, ale jednak niegłupiego milicjanta. Warto zwrócić uwagę, że po raz drugi, po filmie „Ostatni kurs”, poczynania bohatera granego przez Mikulskiego uzależnione są w dużym stopniu od kobiety. Tym razem jednak Mikulski zabić by się dał za jej Poli Raksy twarz, choć Hania grana przez Raksę momentami miewa przebłyski charakterku bohaterki odcinka „Cichy pokoik” z serii „Kapitan Sowa na tropie”. Tylko Krystyny Feldman brak…. Ale wracając do Mikulskiego, jak zwykle okazuje się on skuteczny (przy pomocy swego młodszego brata, spiritus movens całej afery) i zdobywa ostatecznie poważanie w miasteczku i ukochaną. Dwa poniżej wspomniane filmy niewiele już będą mieć wspólnego z prawdziwym kryminałem milicyjnym, ale – jak sądzę – warto o nich wspomnieć ze względu na obecność w nich właśnie Stanisława Mikulskiego. Po sporej przerwie na innego rodzaju twórczość filmową i teatralną oraz ogromnym boomie popularności „Stawki większej niż życie”, wraca Mikulski do filmu kryminalnego (sensacyjnego) na podstawie książki (a potem scenariusza) duetu Andrzej Zbych: Życie na gorąco (1978). Co prawda, występuje tyko w jednym odcinku pt. „Saloniki”, a cały serial stanowi wybitnie nieudaną adaptację, nie można mu jednak odmówić kluczowej i wyrazistej roli w tej części serialu. Trudno wyłapać tę iskrę i odnaleźć ślady Hansa Klossa czy Janka Dziewanowicza; zły odbiór kładę jednak na karb – bezsensownego moim zdaniem – wzorowania się na zachodnich kryminałach przy nieprzystających do tego wyzwania możliwościach finansowych, fatalnej scenografii w stylu wczesnego Borewicza, kiedy coca-cola w barku na kółkach była synonimem „światowego życia”, (prawie)zagraniczne rekwizyty i kiepski stan techniczny telewizyjnych kopii. Nie pomogło temu filmowi znakomite towarzystwo (obok Stanisława Mikulskiego w odcinku drugim wystąpili m.in. Leszek Herdegen, Janusz Kłosiński i Leonard Pietraszak), reżyseria sprawdzonego potem jako twórca „Czarnych chmur” Andrzeja Konica, ani nawet zdjęcia Antoniego Wójtowicza i muzyka Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza. Ostatnim właściwie akordem co do ról milicjantów, tym razem w późnym PRL-u (a może kończącego się stanu wojennego) jest rola oficera śledczego Piaseckiego, którą zagrał Mikulski w dziwnym filmie Magiczne ognie (1983). Aktor, przekroczywszy już wtedy 50 lat jest w tym filmie tylko wspomnieniem dynamicznego Miklulskiego z lat 60-tych. Bez falującej czupryny i zadziornego spojrzenia wchodzi w czasy „zsyłki” na kulturalno – oświatowego w Moskwie i występów w Kole Fortuny („Magda, zakręć Panu”), a na swój prawdziwy benefis będzie musiał poczekać jeszcze co najmniej 15 lat.

Klubowiczka Monika Przygucka

(1) Nie wszyscy zresztą wiedzą, że panowie Andrzej Szypulski i Zbigniew Safian są nie tylko autorami „Stawki większej niż życie”, ale także pierwowzoru literackiego serialu „Życie na gorąco”, a także – w pojedynkę – seriali „Dyrektorzy”, „Najważniejszy dzień życia” i „Ślad na ziemi” oraz filmów „Gra”, „Strach”, „Pole niczyje”.