- Autor: Meralda Klara S.
- Tytuł: Sąsiadka kapitana Kotowicza
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Prawnicze
- Rok wydania: 1983
- Nakład: 180000
- Recenzent: Ewa Helleńska
- Broń tej serii: Trzecia seta
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
Z KOGO WYSZŁA MASAŻYSTKA
„Siedziałem w fotelu i piłem popołudniową herbatę. Herbata jest wymysłem Irenki, która doszła do wniosku, że picie kawy o tej porze powoduje bezsenność, chociaż po wypiciu nawet najmocniejszej kawy sypiałem zawsze jak suseł. Herbata była zresztą doskonała, z dodatkiem „Earl Grey”, którą Irenka zdobywa w sobie tylko wiadomy sposób, bo mnie osobiście nigdy nie udało się jej kupić.
Siedziałem więc w fotelu i piłem herbatę, jak to się zdarza detektywom na pierwszych stronach powieści kryminalnych. Początek był niemal identyczny. Usłyszałem dzwonek u drzwi, poszedłem otworzyć i weszła piękna kobieta. Co prawda nie była to młodociana piękność z okładki ilustrowanego tygodnika, lecz wystarczająco ładna pani, za którą każdy normalny mężczyzna na ulicy się obejrzy. Przyszła prosić mnie o pomoc.
Na tym, niestety, podobieństwo sytuacji się skończyło. Przyszła mnie prosić o pomoc nie w obawie o swoje życie, ale dlatego, że nawaliły korki elektryczne w jej mieszkaniu. Okazało się, że mieszka piętro wyżej.”
Tak zaczyna się powieść „Sąsiadka kapitana Kotowicza”, której autorka (autor?) kryje się pod tajemniczym pseudonimem Klara S. Meralda. Tytułowego kapitana Milicji Obywatelskiej znamy już z wcześniejszej powieści tej samej autorki, noszącej tytuł „Klara i jubiler”. Wtedy kapitan Kotowicz był jeszcze kawalerem, który dopiero raczył zauważyć zakochaną w nim młodziutką Irenkę, sekretarkę z wydziału, w którym pracował. W powieści, o której mowa w tym szkicu, kapitan jest już świeżo upieczonym małżonkiem Irenki i niedawno zamieszkał w nowym mieszkaniu, które otrzymał w wyniku jakichś bardzo skomplikowanych zamian. Razem z kapitanem i jego żoną mieszka ciotka Irenki oraz suczka Florka, córka Klary ze wspomnianej już wcześniejszej powieści.
Pojawienie się sąsiadki, kobiety nie tylko pięknej, ale i zamożnej (jest współwłaścicielką firmy produkującej kosmetyki), rozpoczyna serię kłopotów. Irenka staje się zazdrosna, bo licho wie, o co damie mieszkającej piętro wyżej tak naprawdę chodzi. A ciotka, która już wie wszystko o sąsiadach, przestrzega: tajemnicza sąsiadka nie jest porządną i godną zaufania osobą! Pojawia się w domu i znika w różnych godzinach, mieszka z nią sporo młodszy od niej chłopak, w dodatku przychodzi do niej masażystka! Mało tego, sąsiadka ma luksusowy samochód i zagraniczne ciuchy. Nie, to nie może być porządna kobieta, która utrzymuje się z uczciwej pracy!
Wkrótce po opisanej na początku wizycie pięknej pani u kapitana Kotowicza nasz bohater i narrator w jednej osobie wyjeżdża wraz z rodziną na wczasy świąteczne – jest akurat Boże Narodzenie. Już w pierwszy dzień świąt musi jednak wrócić do Warszawy – z polecenia szefa ma zająć się sprawą śmierci niejakiej Janiny Zaręskiej, która zmarła w wieczór wigilijny i – jak się okazało – ktoś pomógł jej rozstać się z tym najlepszym ze światów. Kapitan Kotowicz oczywiście zjawia się natychmiast w swojej komendzie – i dowiaduje się, że denatka to jego sąsiadka z góry. No tak, gorzej być nie mogło. Pani Zaręska spędzała wigilię w towarzystwie kilku osób, swoich krewnych i znajomych. Wszystkie te osoby miały powody, by pozbyć się pięknej pani Janiny. Jak się bowiem okazało, była to osoba pazerna na pieniądze, apodyktyczna i zmierzająca do wyznaczonych sobie celów w sposób bezwzględny. Oczywiście kapitan Kotowicz, wspierany przez porucznika Olacha i sierżanta Lesińskiego, znajdzie mordercę dość szybko i sprawa zakończy się – jak zwykle – happy endem. No może nie całkiem, bo sierżant Lesiński po zakończeniu sprawy postanowi opuścić szeregi Milicji Obywatelskiej. Dlaczego? Przeczytajcie książkę, to się dowiecie.
Niewątpliwie zaletą tego kryminału jest dość lekki, chwilami żartobliwy język i styl, jakim posługuje się Klara S. Meralda. Mimo że w powieści mamy do czynienia z morderstwem, a niektórzy bohaterowie nie należą do ludzi kryształowych, autorka uniknęła taniego dydaktyzmu i pokazywania białych lub czarnych charakterów. Niektóre postacie, jak na przykład Leokadia Brzoska – gosposia pani Zaręskiej, pani Cichoszowa – żona siostrzeńca denatki, czy wreszcie ciotka Irenki – zostały potraktowane z przymrużeniem oka i z dużym dystansem. Któż z nas nie zetknął się ze wścibskimi plotkarami czy nudnymi moralizatorkami? Nawiasem mówiąc, warto prześledzić pewne ludzkie typy, które pojawiają się często w kryminałach. Gosposia, cieć, sąsiadka czatująca przy drzwiach swego mieszkania, starsza pani nieustannie krytykująca wszystko i wszystkich… To potrafią być wspaniałe typy.
Wracając do zacytowanego na początku fragmentu powieści chcę powiedzieć, że w epoce późnego Gierka z herbatą Earl Grey nie było tak źle. Kapitan Kotowicz zbyt rzadko odwiedzał warszawskie sklepy spożywcze. Albo odwiedzał niewłaściwe.