Kłodzińska Anna – Malwersanci – Trzecia seta 47

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: Malwersanci
  • Wydawnictwo: Ilustrowany Kurier Polski, Wielki Sen
  • Seria: powieść w 78 odcinkach drukowana w od 2 kwietnia do 3 lipca 1961, Seria z Warszawą
  • Rok wydania: 1961, 2010
  • Recenzent: Paweł Duński
  • Broń tej serii: Trzecia seta

LINK Recenzja Adama Sykuły
LINK Recenzja Anny Lewandowskiej
LINK Recenzja Piotra Kitrasiewicza
LINK Recenzja Jarosława Kiereńskiego

ŚWIŃSKIE KRUPONY I BOKSY CIELĘCE

Anna Kłodzińska wciąż potrafi zaskoczyć. Posiadający żyłkę detektywistyczną klubowicz Brzózka odkrył, że oprócz 30 ‘pełnowymiarowych’ książek ma jeszcze w swoim dorobku przynajmniej dwa mało znane „gazetowce”. A to, że są to raczej odrzuty, nie mieszczące się w kategorii typowych kryminałów, czyni je tylko bardziej interesującymi.

Na przykład taką mini-powieść „Malwersanci” można śmiało uznać za zagubione ogniwo pomiędzy kryminałem, a socrealistycznym produkcyjniakiem. Jest to błyskawiczna, prawie reporterska reakcja na tzw. aferę skórzaną, czyli pierwszą wielką aferę gospodarczą PRL.  Wyroki w tej sprawie zapadły w grudniu 1960, a już w kwietniu 1961 w bydgoskim Ilustrowanym Kurierze Polskim ukazał się pierwszy z 78 odcinków.

Kradną wszyscy, czyli gospodarka PRL w pigułce

Akcja „Malwersantów” toczy się wokół kadzi z garbującą się skórą. Potencjalnie istnieje więc możliwość, że któryś z bohaterów zostanie w niej utopiony dostarczając nam brakującej zagadki kryminalnej.  Tak się niestety nie dzieje. Zamiast oczekiwanego trupa na początku główny referent w Centrali Garbarskiej porzuca wygodną posadę za biurkiem i zgłasza się do pracy w magazynie.  Oczywiście nie chodzi o chęć wypracowania bicepsów, tylko o to, że można tam więcej ukraść.  Kradną bowiem wszyscy, tylko każdy na swoją miarę.  Szeregowy pracownik wynosi w teczce kilka kawałków skóry do podzelowania dziurawych butów. Dyrektor co kilka dni wywozi ciężarówkę skór do swojej willi, skąd odbierają ją pośrednicy z Bazaru Różyckiego. Końcowym ogniwem są drobni rzemieślnicy, szewcy i kaletnicy, którzy nie mogą legalnie kupić surowca. Wszystkim towarzyszy poczucie bezkarności („Łamagi z finansowego mogą nam napuścić pieska”) bo mechanizm przekrętu sprawdza się od wielu lat.
Sprawa w końcu wychodzi na jaw bo jakiś robotnik starszego pokolenia nie wytrzymuje i idzie z donosem do samego KC.  Tam oczywiście o wszystkim wiedzą, tylko czekają na dogodny moment …
Najbardziej kuriozalny jest finał książki, który Kłodzińska przeciąga niemiłosiernie.  Nasz dzielny magazynier jako jedyny wymyka się obławie, ukrywa się przez kilka odcinków w lesie by w końcu zostać rozpoznanym w pociągu do Tłuszcza. Uciekając przez las przypadkowo spotyka mecenasa broniącego osadzonych kumpli z Centrali Garbarskiej. Gdy dowiaduje się, że  proces ma toczyć się w trybie doraźnym (1) postanawia sam wymierzyć sobie sprawiedliwość i wiesza się na pasku od spodni.  Ostatnie słowa kieruje do tegoż właśnie skórzanego paska „Dobra skóra, za dobra dla mnie”.

Sen o wietnamskich włochaczach

W tle afery gospodarczej mamy mały dramat rodzinny magazyniera z wyboru. Żona jest „bezwzględnie, surowo uczciwa” i pogardza pieniędzmi męża z lewych skór. Do szczęścia wystarczają jej „wietnamskie włochacze” (chodzi o dwa kolorowe ręczniki wietnamskiej produkcji), kupione kosztem wielu wyrzeczeń w Cedecie („Zaoszczędziła na nie zbierając podczas urlopu grzyby, które potem sprzedała sąsiadce”). Tymczasem mąż, reprezentuje postawą roszczeniową marząc nie tylko o domku z ogródkiem i samochodzie (konkretnie o Fiacie 500 lub Syrence), ale też o garderobie bardziej eleganckiej niż waciak. „Robie to dla Marii, dla dzieci – próbował uspokoić sumienie. Ale ono odpowiadało mu, że przede wszystkim dla WFM-ki, domu i samochodu. Dla nowego ubrania i płaszcza z futrzanym podbiciem. Dla czarnych butów z długimi, wąskimi noskami”.

Oszustwa na baleronie

Ulubionym pomysłem autorki mającej najwyraźniej problem z wypełnieniem treścią zakontraktowanych odcinków jest szczegółowe opisywanie warszawskich sklepów.  Są one rzekomo pełne deficytowych towarów.  Mogła spokojnie pisać takie rzeczy – wszak gazeta ukazywała się w Bydgoszczy.  Np. w radzieckim sklepie „Natasza” w Alejech Jerozolimskich kolejki ustawiają się po rosyjskie perfumy i zegarki, a największym przebojem są żyletki marki „Siewier” (gniotsa, nie łamiotsa) oraz papierosy „Czajka”.  Osobna historia to sklepy mięsne. „Wszedł do dużego, nowocześnie urządzonego sklepu wędliniarskiego. Kolejka była wyjątkowo krótka. Stanął więc patrząc jak dwie ekspedientki kroiły szynkę, polędwice, baleron…”.
Wszystko niby pięknie lecz w sklepie wybucha awantura bo ekspedientki oszukują dodając do polędwicy gruby kawał tłustego baleronu.  Obserwacja jest podwójnie trafna, gdyż autorka popisała się zmysłem profetycznym – afera mięsna miała wybuchnąć dopiero za trzy lata (2).
Czytając te wszystkie piękne opisy skojarzył mi się gruziński malarz prymitywny Pirosmani, który choć sam umarł z głodu to do końca malował stoły pełne jadła.

Z polonistką pod Iglicę

U Kłodzińskiej nawet w produkcyjniaku nie mogło zabraknąć wątków obyczajowych. Mężczyźni spragnieni towarzystwa pań chodzili pod hotel Polonia, gdzie przebywały tzw. polonistki („Mamusia w mamrze, tato wyjdzie w lato”). Z tak zapoznaną dziewczyną można było się udać na druga stronę Alej Jerozolimskich do baru „Pod Iglicą”.  Inne warte odwiedzenia lokale to „Orłówka”, „Bar Praha’, „Cristal”. Trzeba tam jednak uważać, bo w każdej z wymienionych knajp milicja ma swoje „ucho”.

A jak było naprawdę?

Na pierwszy rzut oka powieść wydaje się lekko tylko sfabularyzowanym dokumentem. Wystarczy spojrzeć np. na nazwiska. Prawdziwy dyrektor Warszawskich Zakładów Garbarskich nazywał się Eugeniusz Galicki, jego książkowy odpowiednik – Euzebiusz Gilewski. Nasuwa się pytanie na ile autorka trzymała się faktów?  Okazuje się, że nie do końca.
W książce dyrektor Gilewski otrzymuje przykładną karę śmierci, tymczasem jego pierwowzór mimo ogromnych nacisków wywieranych na sąd przez KC dostał „tylko” dożywocie (3). Autorka w imię swoich celów skorygowała więc tę pomyłkę sądu by malwersanci otrzymali wyroki jakich życzyła sobie władza.
Afera skórzana odsłoniła też korupcję w milicji i wśród prokuratorów – zarzuty postawiono około 30 funkcjonariuszom. Wątek ten oczywiście Kłodzińska zupełnie pominęła.
Po procesie warszawskim afera rozlała się po kraju. Zarządzono kontrole w garbarniach. Aresztowano ponad 100 osób. W procesie radomskiego wątku afery sędzia nie miał już skrupułów, kierownik tamtejszej garbarni dostał karę śmierci, a jego zastępcy dożywocia (4). Wyroku jednak nie wykonano, bo Rada Państwa skorzystała z prawa łaski. Opublikowane niedawno akta mówią, że Gomułka wpadł w furię. Reakcji Kłodzińskiej możemy się też łatwo domyślić.

Przypisy
1) Wszystkie procesy gospodarcze odbywały się w trybie doraźnym, co dla nieszczęsnych oskarżonych oznaczało, że nie obowiązywały limity kar i nie było możliwości apelacji. Za czyn, za który normalnie groziłoby co najwyżej kilka lat więzienia, można było otrzymać karę śmierci.
2) W 1964 zapadły wyroki w tzw.  aferze mięsnej. To właśnie wtedy wykonano po raz pierwszy i jedyny w PRL karę śmierci w sprawie gospodarczej. Ofiarą był dyrektor Miejskiego Handlu Mięsem Stefan Wawrzecki, a głównym sędzią Roman Kryże. (por. Piotr Lipiński „Mięso, a w środku rzeźnik” Gazeta Wyborcza – 10/06/1999)
3) Opis mechanizmów wpływania na sąd w aferze skórzanej można znaleźć w artykule Krzysztofa Madeja „Droga na szubienicę” w Pamięć i Sprawiedliwość pismo IPN 2 (2) 2002. s. 263
4) Chodzi o spółdzielnie „Przyszłość” w Radomiu i „Garbaż” w Szydłowcu. Wyroki zapadły w grudniu 1961