Jeruta Rafał – Co lubią tygrysy? – Trzecia seta 42

  • Autor: Jeruta Rafał
  • Tytuł: Co lubią tygrysy?
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
  • Seria: seria z Konikiem Morskim
  • Rok wydania: 1975, 1977
  • Nakład: 100000, 50000
  • Recenzent: Ewa Adamczewska
  • Broń tej serii: Trzecia seta

OFICERZE CZYTAJ „CHATKĘ PUCHATKA”

Kto w PRL-u należał do wyższych sfer? Zdaniem Rafała Jeruty – naukowcy „ściśli” – m.in. matematycy i elektronicy. Tacy to nie tylko robotę mieli czystą i poważanie, ale i za kapitalistyczną granicę wyjeżdżali na różne stypendia i staże, mieli dobre samochody, piękne żony, wszędzie układy i wyrafinowane upodobania. Niektórzy np. woleli zamiast na luksusowych wczasach FWP spędzać urlopy w spartańskich warunkach pod namiotami na łonie natury.
Właśnie w gronie kilku takich szacownych osób, wypoczywających nad jeziorem w mazurskiej głuszy, wydarzyła się tragedia – utonął jeden z obozowiczów. Sekcja wykazała, że nie był to wypadek, tylko morderstwo. Śledztwo przejęła Komenda Wojewódzka MO, a jego prowadzenie powierzono kapitanowi Bronisławowi Zaliwskiemu. Kapitan został poinstruowany przez swego szefa, że ma działać ostrożnie i z maksimum taktu, bo naukowcy zapewne będą „odnosić się wyżej” i organa mogą mieć masę kłopotów. Zaliwskiemu pomaga w prowadzeniu sprawy porucznik Zawada – „człowiek jeszcze młody o świetnej prezencji i nienagannych manierach, ulubieniec kobiet”, który na dodatek miał „rozległe” zainteresowania i równie „rozległe” znajomości w „wyższych sferach”.
Trup pada, a raczej wypływa, na stronie 18. Przez następnych ponad 100 stron (całe szczęście, że małego formatu) oficerowie milicji, a razem z nimi czytelnik, męczą się nad ustaleniem sprawcy. W toku żmudnego śledztwa zostają wyeliminowane możliwości popełnienia zbrodni przez kogoś z zewnątrz. Mordercą musi być któraś z sześciu osób (pięciu docentów i żona jednego z nich) obozujących nad jeziorem, ale kto? Nikt z nich nie miał żadnego motywu aby zamordować docenta Gutka. Na dodatek naukowcy odnoszą się z lekceważeniem do kapitana Zaliwskiego i nie są zbyt rozmowni, a ten nie bardzo może ich przycisnąć, zobligowany przez szefa do obchodzenia się z podejrzanymi „w białych rękawiczkach”. Fakty wygrzebane dzięki „rozległym znajomościom porucznika Zawady” też okazują się nieistotne dla rozwiązania zagadki.
Kapitan chwyta się najdrobniejszych szczegółów, m.in. „krzyżówkowej” pasji ofiary. Docent Gutek w wieczór poprzedzający swoją śmierć ponoć zamęczał kolegów pytaniem „co lubią tygrysy?”, bowiem takiego hasła brakowało mu do rozwiązania krzyżówki. Wówczas nikt mu nie odpowiedział, natomiast wśród różnych szpargałów znalezionych w namiocie nieboszczyka znalazła się także gazeta z tą krzyżówką, z wpisanym ołówkiem (reszta była wypełniona długopisem) hasłem: tran. Przesłuchiwani podejrzani indagowani na ten temat twierdzą, że nie mają pojęcia „co lubią tygrysy”.
Kapitanowi zaczyna coś świtać, gdy do sprawy włącza się profesor Korowicz, jego wykładowca z okresu studiów na prawie, którego Zaliwski spotkał na pogrzebie docenta Gutka (profesor był znajomym nieboszczyka). Korowicz m.in. zwraca uwagę Zaliwskiemu, że to dziwne, iż nikt, łącznie z ofiarą nie znał odpowiedzi na pytanie „co lubią tygrysy”, bowiem Gutek opowiadał mu kiedyś, że często zabawia się z kolegami w zadawanie pytań dotyczących treści „Chatki Puchatka” Milne’a, a właśnie w tej książce można znaleźć odpowiedź na pytanie. Po rozmowach z profesorem „kapitan już uchwycił niteczkę, wątłą wprawdzie, ale czuł, że właściwą”. Staje się to dopiero na stronie 169 dzieła Jeruty. Uważny czytelnik wpada na trop już na stronie 136, kiedy kapitan przypomina sobie (ale jeszcze nic nie kojarzy), co zawierały gazety znalezione w namiocie docenta Gutka, o których przyniesienie prosił profesor.
Mimo wszystko nie zdradzę, kto i dlaczego utopił docenta Gutka, bo może ktoś w ataku szalonej nudy sięgnie jednak po książkę Jeruty. W innym przypadku stanowczo odradzam lekturę tej pozycji. Autorowi wyraźnie talentu literackiego nie stało, by, z dość często wykorzystywanego w kryminałach motywu „wyspy” zrobić ciekawą książkę. „Co lubią tygrysy” jest po prostu nudne jak flaki z olejem, a w momentach, kiedy autor stara się być dowcipny, co inteligentniejszy czytelnik odczuwa jedynie zażenowanie nieudolnością pisarską Jeruty. Bo czy kogoś może rozbawić na przykład takie zdanie: „Toteż niektórzy przeciągali przez zęby ową instytucję męskich rekolekcji”. Niewtajemniczonym wyjaśniam, co autor miał na myśli: chodzi o to, że niektóre osoby, nieuczestniczące w letnich obozach kilku docentów, złośliwie komentowały te ich wyprawy na ryby w mazurską głusz.
Zastanawiam się też skąd Jeruta wytrzasnął słówko „ściągła” i co ono może oznaczać? Ów dziwny przymiotnik (nie znalazłam go w żadnym słowniku języka polskiego) jest użyty w „Co lubią tygrysy” dwukrotnie. W obu przypadkach dla określenia wyrazu, a może kształtu twarzy. Twarz „ściągłą” miał, według Jeruty, szef kapitana Zaliwskiego oraz profesor Korowicz.
I skoro już tak się czepiam, jeszcze jedno. Autor staranie zaciera wszelkie ślady mogące doprowadzić do czasu i miejsca akcji. Wiadomo jedynie, że feralne obozowisko, gdzie popełniono zbrodnię, znajduje się gdzieś w okolicach Olsztyna, ale już jeśli chodzi o miasto, w którym mieszkają i pracują bohaterowie „Co lubią tygrysy?” – pełna konspiracja. Ani razu nie pada jego nazwa, albo choćby jakiejś jego dzielnicy, czy ulicy. Z faktu, że sprawę przejmuje komenda wojewódzka MO, można wysnuć wniosek, że jest to miasto wojewódzkie, zaś z innych „danych” dostarczonych przez autora, że jeżdżą w nim tramwaje oraz że leży nad rzeką. W każdym razie nie jest to Warszawa, bo profesor Korowicz w celu wyjaśnienia swoich podejrzeń udaje się z owego tajemniczego miasta do stolicy. Natomiast jedyne przesłanki dotyczące czasu akcji, to fakt, że naukowcy swobodnie jeżdżą za granicę i są posiadaczami zagranicznych samochodów (volvo, mercedes, renault), a kapitan jeździ służbową wołgą, co wskazywałoby na „późnego Gomułkę”, albo „wczesnego Gierka”.
Ta tajemniczość otaczająca czas i miejsce akcji wygląda mi na naciągany zabieg literacki mający przydać pozory autentyczności opisywanym wydarzeniom, zwłaszcza, że w „Co lubią tygrysy?” nie dochodzi do, przynajmniej oficjalnego, wyjaśnienia morderstwa popełnionego na docencie Gutku.