- Autor: Goszczurny Stanisław
- Tytuł: Skrawek nieba
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
- Seria: seria z konikiem morskim
- Rok wydania: 1977
- Nakład: 50000
- Recenzent: Ewa Adamczewska
- Broń tej serii: Trzecia seta
KOSTEK, MILICJANT I MARYNARZ-EMERYT
Nie wiem, czy Goszczurny sam, po sukcesie „Mew”, wpadł na pomysł napisania dalszego ciągu tej książki, czy namówili go do tego w wydawnictwie. W każdym razie była to zła decyzja. „Skrawek nieba”, napisany prawie 20 lat po „Mewach”, jak to często bywa z „kontynuacjami”, nawet się do nich nie umywa.
Głównym bohaterem jest tu Kostek, ukochany Zośki. W „Mewach” Goszczurny pominął praktycznie jego życiorys, więc w „Skrawku” odrobił to z nawiązką. Dowiadujemy się, że Kostek nie jest z grunty rzeczy zły. Życie jednak nie głaskało go po głowie. W czasie wojny stracił rodziców, po wojnie trafił do domu dziecka, z którego uciekł, bo wychowawcy znęcali się nad dzieciakami do molestowania seksualnego włącznie. Na „gigancie” popełnił parę drobnych przestępstw i znalazł się w poprawczaku. Tam było jeszcze gorzej niż w „bidulu”, ale Kostek, inteligentny i bystry, umiał się już przystosować. Po wyjściu z poprawczaka pozbawiony jakiegokolwiek oparcia musiał jakoś sam sobie radzić. Zaczął handlować dewizami, wpadł i poszedł do więzienia.
Przez trzy lata z tęsknotą wpatrywał się w skrawek nieba widoczny przez okno celi i przysiągł sobie, że nigdy tu nie wróci. Tęsknił zresztą nie tylko za czystym niebem nad głową, ale i ukochaną Zośką, która została gdzieś tam za kratami.
Kiedy wreszcie Kostek odzyskuje wytęsknioną wolność nie bardzo wie co z sobą począć. Nie ma domu, Zośka gdzieś zaginęła, a jedyne bliskie osoby, to kumple z szemranego towarzystwa. Jak to się wszystko skończy? Nawet mało wyrobiony czytelnik od początku wie, że happyendem. Oczywiście po licznych, acz nieciekawie opisanych przez autora, perypetiach. Kostek ostatecznie unika skręcenia z powrotem na ścieżkę przestępstwa i odzyskuje utraconą
ukochaną. Klamrą spinającą opowieść jest tytułowy skrawek nieba, który bohater ogląda tym razem przez okno szpitalnej sali, gdzie trafił skatowany przez kolesiów.
Podobnie jak „Mewy”, „Skrawek nieba” nie jest kryminałem. Próżno tu szukać zbrodni z prawdziwego zdarzenia, a i przestępcy małego kalibru – ot kilku małolatów zdolnych co najwyżej do grupowego pobicia pojedynczego osobnika, jedna dziwka szukająca alfonsa oraz najgroźniejszy z całego przestępczego towarzystwa, oszust i cinkciarz „Gruby”, na którego zlecenie wspomniane małolaty spuszczają manto Kostkowi za rzekomy donos do milicji. W ogóle negatywni bohaterowie są tu nie tyle przerażający, co żałośni, a nawet wzbudzają współczucie. Owszem są groźni – małolaty bez skrupułów katują Kostka i zdolni są do różnych świństw – „Gruby”, choć doskonale wie, gdzie znaleźć Zośkę, nie mówi o tym poszukującemu jej chłopakowi. Jednak to i owo na ich usprawiedliwienie można znaleźć. Młodociani chuligani, to grupka zagubionych w życiu prawie jeszcze dzieciaków, którym brak pozytywnych wzorców, a „Gruby” zataja przed Kostkiem informacje o miejscu pobytu Zośki, bo sam jest w niej beznadziejnie zakochany.
Niestety, w odróżnieniu od „Mew”, jako powieść obyczajowa „Skrawek nieba” się nie broni. Może dlatego, że autor, zapewne czujący się już bardziej wyrafinowany jako pisarz, stosuje w tej powieści różne chwyty literackie, m.in. „przeskakiwanie chronologiczne”. Jednak wiedzieć, że tak można pisać, a umieć tak napisać, i to ciekawie dla czytelnika, to dwie różne sprawy. Goszczurny wie, ale wyraźnie nie potrafi. Poza tym, o ile w „Mewach” autor przedstawia akcję opisując na żywo dziejące się sytuacje i wydarzenia, o tyle w „Skrawku” mamy raczej do czynienia z relacjami – np. Kostek opowiada swojemu opiekunowi – staremu marynarzowi – dzieje swego życia, ten z kolei rewanżuje mu się opowieścią o swoich losach. Nawet o bójce w lesie dowiadujemy się z relacji Kostka, a nie z bezpośredniego opisu.
Akcja toczy się w Trójmieście, ale nie odnajdujemy na kartach powieści atmosfery portowego miasta. Wprawdzie poznajemy parę knajp i kawiarni, jednak Goszczurny opisując
te przybytki marnie oddaje ich koloryt, no chyba że za szczególnie poznawczy uznać fakt, że kelnerzy traktowali gości per noga, jeśli ci nie zamawiali wódki do konsumpcji i, że w czasach ogólnej socbiedy w lokalach gastronomicznych serwowano bogaty zestaw trunków.
Optymistyczne przesłanie książki, że nikt, nawet z tak zabazgranym życiorysem jak Kostek, nie jest skazany z góry na przegraną, zwłaszcza jeśli natrafi na pomocną dłoń (u Goszczurnego wyciąga ją do bohatera surowy, acz ludzki kapitan milicji oraz emerytowany marynarz) to stanowczo zbyt mało, aby polecać lekturę „Skrawka nieba”.