Usyczenko J. – Niewidoczny front 120/2025

  • Autor: Usyczenko Jurij
  • Tytuł: Niewidoczny front (Niewidimyj Front)
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Biblioteczka Przygód Żołnierskich
  • Rok wydania: 1953
  • Nakład: 30000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Krótko i zwięźle, ale szczerze i po przyjacielsku

W wieku bodajże 10 lat sięgnąłem po pierwsze tomiki z serii „Biblioteka Żółtego Tygrysa”. Od tamtej pory regularnie czytałem książki dotyczące historii i epizodów z II WŚ. Fascynowały mnie akcje, operacje, potyczki i gry wywiadów; interesowało mnie umundurowanie, wyposażenie i uzbrojenie; podobały mi się sylwetki i malowanie czołgów, pojazdów opancerzonych, samolotów oraz okrętów.

Od „Tygrysów” przeszedłem do poważniejszych książek i opracowań, a fascynacja formacjami wojskowymi, ich dowódcami, działaniami bojowymi – pomysłowością w nich, zaangażowaniem i poświęceniem, a także techniką wojskową, zarówno sprzętową jak i budowlaną, wciąż trwała. Jednak po wielu, wielu latach, powiedziałem: dość! Czym ty się chłopie fascynujesz, przecież to wszystko doprowadziło do największego ludobójstwa w historii świata, do ludzkich tragedii, totalnego zniszczenia oraz nieodwracalnej utraty zabytków i innych dóbr. Moje rozmyślania o tym były sporo głębsze, dłuższe i doprowadziły mnie do smutnych wniosków w odniesieniu do siebie samego. Dość jednak powiedzieć, że postanowiłem sobie nie czytać już książek, czy też innych wydawnictw związanych z II WŚ, także tych nie historycznych. I postanowienie to trwa do dziś i trwać będzie.

Z tego też powodu nie przeczytałem „Niewidocznego frontu”, który znalazłem – a jakże – dopiero w Bibliotece Narodowej, a odnośnie którego miałem nadzieję, że jego akcja toczy się już po wojnie. Książka ta liczy 125 stron, a dotyczy działalności radzieckiego kontrwywiadu, tropiącego szpiega, który w roku 1944, na statku UNRRA, przybył na terytorium ZSRR. No i tyle z mojej strony.

Żeby jednak uchronić się przed zarzutem nabijania licznika recenzji nie wiadomo czym, chciałbym zająć się czymś – jak się okazało – bardzo interesującym, a mianowicie … konkursem ogłoszonym na końcu tego tomiku, zatytułowanym: „Konkurs dla czytelników „Biblioteki Żołnierza””. Opisywana książka jest z serii „BPŻ”, dlaczegóż więc w niej konkurs dla czytelników serii „BŻ”? To nie pierwsza książeczka „BPŻ”, z którą miałem do czynienia, a w której były bezpośrednie odniesienia do „BŻ”. Nie mam już żadnych wątpliwości, że Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej traktowało „Biblioteczkę …” jako podserię „Biblioteki …”, wszak czyż biblioteczka nie jest czymś mniejszym niż biblioteka?