Sawicki Ryszard – Płonące wzgórza 290/2025

  • Autor: Sawicki Ryszard
  • Tytuł: Płonące wzgórza
  • Wydawnictwo: MON
  • Rok wydania: 1971
  • Nakład: 10324
  • Recenzent: Robert Żebrowski

„Szumi dokoła las”

Recenzowana pozycja to pamiętnik ówczesnego porucznika z Pułku Strzelców Budziszyńskich 8 Dywizji Piechoty Wojska Polskiego z czasów walk z UPA, w tym akcji „Wisła”. Liczy ona 228 stron, jej cena okładkowa to 14 zł, aktualna cena na allegro – i to jedynego egzemplarza – to 149,50 zł, a cena wypożyczenia w Bibliotece Narodowej – 0 złotych! Rachunek jest prosty, a wnioski płyną jasne: książka ta jest „białym krukiem” (choć jeśli chodzi o nakład to jest „dziesięciotysięcznikiem”!), a największym siedliskiem tych „ptaków” jest warszawska BN.

W czerwcu 1946 roku porucznik Ryszard Sawicki ruszył wraz ze swoją jednostką w Bieszczady, przez Sanok i Ustrzyki [oczywiście Górne, bo Dolne wróciły do Polski z ZSRR dopiero w roku 1951 i to w zamian za obfitujący w złoża węgla rejon Sokala, niezwykle ciekawa to historia) do Cisny. Jego bezpośrednim przełożonym był dowódca batalionu – kapitan Henryk Karczewski, dowódcą pułku zaś podpułkownik Jan Gerhard (warto przeczytać o nim ten artykuł: https://www.podkarpackahistoria.pl/artykul/840,jan-gerhard-kontrowersyjny-zyciorys-zagadkowa-smierc ).

Walki z UPA żołnierze Wojska Polskiego prowadzili wspólnie z MO, ORMO, KBW i WOP. Głównymi przeciwnikami, z jakimi przyszło się im z mierzyć, byli: „Hryń”, „Burłak” i „Stach”, a terenem zmagań były m.in. Chryszczata, Połonina Caryńska, Lesko, Wołkowyja, Baligród i Komańcza. Mnie najbardziej spodobały się dwie historyjki. Jedna o tym jak przed wziętymi do niewoli upowcami Gerhard wystąpił jako … „Hryń”, a druga o Stefanie z UB, który porwany przez banderowców robił u „Hrynia” za kucharza. Najważniejszą jednak historią opisaną z książce jest zdarzenie z dnia 28 marca 1947 roku, kiedy to Sawicki dostał rozkaz, by z uwagi na wizytację „Ósemki” przez ważną osobistość, obstawić swoimi ludźmi drogę Sanok-Lesko. Tą osobistością był generał Karol Świerczewski, który razem z generałem Prus-Więckowskim, dowódcą 8 DP – pułkownikiem Bieleckim oraz dowódcą pułku – podpułkownikiem Gerhardem wsiadł do „Opla” i ruszył na wizytację oddziału w Baligrodzie. Po przeglądzie wojska, Świerczewski podjął decyzję, by jeszcze odwiedzić żołnierzy w położonej jeszcze bliżej granicy – Cisnej. Udał się tam konwój czterech samochodów. Jako pierwszy jechał ZIS-5 [radziecka, trzytonowa wielozadaniowa ciężarówka), potem dwa amerykańskie samochody marki Dodge, przy czym w pierwszym z nich, z odsłoniętym dachem, zasiadała „wierchuszka” [nie wiem, czy był to osobowy WC-51 lub 56, czy też ciężarowy – WC-63], a ostatni jechał drugi ZIS-5. Za niedługo pierwszy ZIS zepsuł się i pozostał na drodze, a pozostałe trzy pojazdy pojechały dalej, ale – uwaga – bez zmiany kolejności! Tak więc Świerczewski i pozostali dowódcy siedzieli teraz w pierwszym wozie, przez nikogo z przodu nie ochranianym! Za wsią Bystre, w rejonie Jabłonek, członkowie oddziału „Hrynia” zorganizowali zasadzkę na wszystkich, którzy poruszali się tamtejszą drogą. Widząc wojskowe samochody ostrzelali je. Wśród śmiertelnych ofiar napadu był generał Świerczewski. Autor książki nie był jednak bezpośrednim świadkiem tego wydarzenia, gdyż nie znajdował się w tym konwoju.

W powieści tej natrafiłem na kilka nieznanym mi dotąd ciekawostek. Nie wiedziałem na przykład, że 8 DP ochraniała szyby naftowe w Ropience, że pies żołnierza KBW – „Wicher”, który z oddziałem Sawickiego współpracował, zagrał później w filmie wojennym „Ulica Graniczna” (z roku 1948, w reżyserii Aleksandra Forda).

Nie wiedziałem też, że istniało coś takiego jak „banderowski asfalt”, czyli na błotnistych drogach kloce drewna ułożone w poprzek, tworzące w ten sposób twardą nawierzchnię.

Książka ta jest całkiem ciekawa, nieźle napisana, dzięki czemu lekko się ją czyta i łatwo przyswaja.