-
- Autor: Kowalska Zofia
- Tytuł: Stonka ziemniaczana
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Biblioteka Żołnierza (seria II)
- Podseria: Popularno-naukowa „Poznaj świat” (nr 21)
- Rok wydania: 1951
- Nakład: 15000
- Recenzent: Robert Żebrowski
Kolorowy dywersant, czyli tak to się zaczęło
Na „Stonkę ziemniaczaną” polowałem od dawna. Nie trafiłem na jej ślad ani na aukcjach internetowych, ani w antykwariatach. Okazało się, że zadomowiła się w warszawskiej Bibliotece Narodowej, ale kryła się tam w głębokiej konspiracji. Otóż w jej sygnaturze, do numeru została dopisana literka „A”, czyli „Archiwum”. Znaczy to ni mniej, ni więcej jak to, że nie można jej ot tak po prostu zamówić sobie do czytelni.
Trzeba wysłać mail do kierownika, uzasadnić chęć dostępu do takiej pozycji i czekać na ewentualną zgodę. Ewentualną, bo nie zawsze się ją dostaje. Na pięć pozycji, które zamówiłem dwóch nie dostałem. Pierwsza z nich to „Igła 2” z serii „Fantazja-Nauka-Przygoda”, a druga to „Komendant Ptasiej Wyspy” z serii „Biblioteka Żołnierza”. Odnośnie pierwsze otrzymałem informację, że wkrótce będzie digitalizowana i w ten sposób będzie można się z nią zapoznać (nie cierpię wersji zdigitalizowanych, e-booków i audiobooków), a odnośnie drugiej to przekazano mi link do wersji już dostępnej on-line, ale pierwszego wydania, czyli nie z serii „BŻ”, nad którą teraz pracuję. No cóż, nie jestem marudą, cieszę się z tego co mam, a przecież miałem poza „Stonką …” dwie inne pozycje „BŻ”: „Bitwa o dom” (sto złotych na allegro) i „Ekipa pokoju” (tak samo trudna do upolowania jak „Stonka …”). Ktoś powie: skoro tak długi i nudny wstęp to może dalsza część recenzji będzie krótka i ciekawa. Niestety, krótka być nie może, bo jej temat przewodni ciągnął się w pamięci rodaków i był przez nich wspominany i dyskutowany przez długie lata; a czy ciekawa – to nie mnie oceniać. Książka liczy 53 strony, a jej cena okładkowa to 1,60 zł. Bardzo sugestywna jest jej okładka: mamy na niej samolot z flagą USA, choć – jeśli miał to być samolot wojskowy – powinny być na nim białe gwiazdy, mamy głowę pilota z twarzą o trupich rysach, mamy „gorący uczynek”, jest też symbol dolara amerykańskiego, no i przede wszystkim główny bohater opowiadania – Leptinotarsa decemlineata – w charakterze spadochroniarza.
Żuk z dziesięcioma czarnymi pasami na żółtym został odkryty na terenie Ameryki Północnej na początku XVIII wieku w stanie Kolorado, stad też jego popularna nazwa „Żuk Kolorada”. Początkowo żywił się psianką kolczastą, a dopiero potem przerzucił się na ziemniaki. A że wyposażony był w skrzydełka to rozpostarł je i ruszył na nowe podboje. Obliczono, że szybkość jego rozprzestrzeniania się wynosi około 185 kilometrów w ciągu jednego lata. Z uwagi na to, że gatunek ten był niezwykle żarłoczny i płodny, na ówczesne czasy był nie do opanowania. Pod koniec I WŚ (w latach 1918-1919) amerykańskie wojsko przywlekło stonkę na nasz kontynent razem z pomocą żywnościową dla głodnej Europy. Stonka „ewakuowała się” ze statków we francuskim porcie Bordeaux. Od tego czasu do końca lat 30. opanowała ona całą Francję, Belgię, Holandię, Luksemburg, Szwajcarię, Portugalię, Hiszpanie i Niemcy, a po zakończeniu wojny – Włochy i Anglię. Do Polski trafiła w roku 1939 (pierwsze primo) za przyczyną wojsk hitlerowskich.
Po wojnie stonka ziemniaczana znalazła zastosowanie jako dywersyjna broń biologiczna. „Stonka jest bronią gangsterów z Wall Street. Niedawno sługus monopolistów amerykańskich gen. Jung otwarcie odsłonił wojenne plany swych mocodawców. Stwierdził on, że nie tylko chodzi o rozpowszechnianie bakterii powodujących choroby, ale i o niszczenie roślin hodowlanych”. „Macherzy z Wall Street dokonali zrzutów stonki na tereny Narodowej Republiki Niemieckiej, Czechosłowacji i inne, chcąc nie tylko zrujnować gospodarkę tych państw i skazać na głód szerokie rzesze ludzkości, ale i licząc na to, że zwiększą swe zyski ze sprzedaży artykułów chemicznych i rolnych”. „W nocy z 24 na 25 maja 1950 roku [pierwsze secundo] amerykańskie samoloty naruszywszy granicę Niemieckiej Republiki Demokratycznej wtargnęły w jej obręb i zrzuciły dziesiątki tysięcy stonki ziemniaczanej w kilku rejonach Saksonii”. Począwszy od dnia 22 maja 1950 roku [drugie secundo] samoloty amerykańskie regularnie zrzucały stonkę na NRD. Co ciekawe nieszczęsna stonka trafiła na Węgry, ale do Rumunii i Bułgarii już nie.
W Polsce pojawiła się 4 czerwca roku 1950 na zachodnim wybrzeżu Bałtyku. „Do 1946 roku [drugie primo] nie mieliśmy w Polsce do czynienia ze stonką ziemniaczaną. Ogniska wykryte w roku 1946 były tu stosunkowo niewielkie i zostały z łatwością zlikwidowane”. Sprawą tą od razu zainteresowała się narodowa (?!) milicja. Działania różnych instytucji naszego kraju nadzorowała i koordynowała Stacja Ochrony Roślin Ministerstwa Rolnictwa. Stonki zbierano, niszczono, palono, topiono w nafcie. Pola opylano środkami owadobójczymi („Azotox” i „Gerasol”).
Tymczasem „Amerykanie próbowali wysyłać do Związku Radzieckiego nie tylko szkodliwe owady. Przysyłali oni również grzybka-pasożyta i różne bakterie chorobotwórcze, aby tylko spustoszyć radzieckie pola”. Jednak „pomoc Związku Radzieckiego, współpraca narodów miłujących pokój, sprawi, że zbrodnicze zamiary imperialistów walczących bronią jawnej dywersji i szkodnictwa gospodarczego zostaną unicestwione”.
Powyższe „wypracowanie” powstało jedynie w oparciu o recenzowaną książkę, bez odwoływania się do innych pozycji o tej tematyce czy informacji z internetu. Może komuś (i to nie jednemu) mogę wydać się śmiesznym, naiwnym lub nawiedzonym z tym co napiszę, ale mimo tego, że przez prawie całe swoje życie śmiałem się z tego „zrzucania przez Amerykanów na Polskę stonki” to dziś sam już nie wiem, co o tym sądzić. Piszę tak, bo jedno wiem na pewno: pomysłowość w dezinformacji, dywersji, sabotażu, czy popełnianych przez służby specjalne, wywiady, kontrwywiady i wojsko całego świata przestępstwach nie ma granic, a cały bajer polega, by robić to tak, by wydawało się to niemożliwe i niedorzeczne, a osoby, które ujawniają te działania ośmieszyć i zrobić z nich wariatów, a przez to pozbawić ich wiarygodności i posłuchu. Tak więc na temat sprawy stonki nie wypowiadam się, bo nie mam do tego odpowiednich i wiarygodnych informacji.
A sama książka? Jaka jest, każdy chyba widzi: mnóstwo propagandy, nieścisłości i złośliwość.
Teraz najważniejsze pytanie: czy książkę tę można zaliczyć do pozycji sensacyjno-kryminalnych? I tak, i nie. Podejrzenie zaistnienia przestępstwa, na które paragraf i wówczas i dziś by się bez problemu znalazł, mamy bez dyskusji. Natomiast brak jest w niej jakiegokolwiek śledztwa w sprawie osób podejrzanych, a są jedynie opisane działania przeciwdziałające skutkom czynu zabronionego. Tak więc książki tej nie można ująć w ramach naszego Klubu.
Kilka dodatków, bez których recenzja nie mogłaby się obejść: