- Autor: Żołnierowicz Tadeusz
- Tytuł: Z archiwów MO (2)
- Wydawnictwo: Wielki Sen
- Seria: Seria z Warszawą (tom 117)
- Rok wydania: 2019
- Nakład: nieznany
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Głęboko w Bydgoskiem czyli w zasadzie wszędzie
Przystępując do lektury drugiego tomu „Z archiwów MO” Tadeusza Żołnierowicza, czułem pewien niepokój. Obawiałem się mianowicie, że trafię na zbiór tekstów bardzo zbliżonych do tych, które poznałem w tomie pierwszym. Nic bardziej błędnego. Bo tak naprawdę każdy z tych kilkustronicowych reportaży to odrędny świat, do którego wkraczamy na ledwie chwilę, by rychło gnać dalej. Tu kradzież, tam włamaniue, ówdzie zaś morderstwo wnet. Do tego charakterystyczne dla autora scenki rodzajowe i obrazki obyczajowe.
Bardzo typowy jest tu tekst „Słotny wieczór”, który ustawia nam całą lekturę. Oto w jakieś zapadłej dziurze, nazwa miejscowości nie pada, ale niemal jak zawsze u Żołnierowicza, jesteśmy głęboko w Bydgoskiem, do pijackiej mordowni wchodzi mężczyzna w lekkim płaszczu (zapewne prochowiec) i z teczką. Ani chybi jakiś buchalter niższego szczebla. Od razu zostaje zlustrowany bacznym okiem przez bufetową i oględziny te nie wypadają pomyślenie, gdyż bufetowa nie czuje grubszego grosza, co mogłoby się wiązać jedynie z zamówieniem większej ilości alkoholu wysokoprocentowego. Dlatego też klient traktowany jest z wyraźną niechęcią, ale nie daje tego poznać. Odzywa się w te słowa: „Poproswzę o porcję bigosu z kiełbasą i herbatę z cytryną. – Nie ma. – Czego nie ma, herbaty czy bigosu? – Bigosu. – To może być kiełbasa. – Nie ma. Konsument zniecierpliwił się. – A co jest? – Zimne nóżki z drobiu i piwo. – Jakie nóżki? Z kurczaka? – Galaretka. – Niech będzie”.
Tu od razu stanęła mi przed oczami scena z filmu „Strach” (1975) w reżyserii Antoniego Krauzego.Tam główny bohater – niejaki Wilak, grany genialnie przez Grzegorza Warchoła przyjeżdża do Dębnik i też usiłuje najpierw coś zjeść. Z miejscowej knajpie zamawia dwie pięćdziesiątki i galaretkę pomarańczową, ale okazuje się że nie ma galaretki pomarańczowej. Wilak jest zdziwiony, przecież z karcie dań stoi jak byk, że jest galaretka pomarańczowa. Uśmiechający się konfidencjonalnie kelner nie jest bynajmniej zdziwiony, ani nie poczuwa się do przeprosin, tylko sugeruje znakomitą galaretkę z drobiu. Czy jak zwykle, nie mamy tego, pan chcesz i jesteś pan skazany, na to co mamy dyżurnego.Wracając do naszego urzędnika z teczką. Po wyjściu z lokalu został napadnięty i obrabowany. Szło głównie o zegarek. Nie trzeba być specjalnie domyślnym. Napadu dokonali podpici goście z tegoż lokalu, a ich celem było podtrzymanie procentowej atmosfery. Całe szczęście milicja ma świetne rozeznanie i bandyci zostają szybko ujęci.
PRLowska zbrodnia ma bardzo rozmaite twarze, ale najczęściej chodzi o przestępstwa prymitywne, popełniane często z głupoty, siłą inercji, przypadkiem lub w afekcie. I tylko tu i ówdzie pojawiają się marzenia o wielkim świecie. Kilku rzezimieszków, którzy ograbili naiwnego nabywcę samochodu szybką przepuszcza kasę na…francuskie trunki i kawior. Niestety nie wiemy, czy chodziło o astrachański, ale wątpliwe.
W „Białych krukach do kolekcji”trafiamy do świata kolekcjonerów starych monet. W tym gronie odnalazł się cwaniak udający sprzedawcę. W „Samochodzie do przejażdżki” mamy do czynienia z pomysłową kaskadą kradzieży. Najpierw zostaje skradziony samochód, ale okazuje się że był on jedynie środkiem do celu – bagażnik służył jako miejsce przechowywania fantów z włamań sklepowych.
Dziwne jest podejście przestępców do zbrodni najcięższych. Można odnieść wrażenie, że nie ma różnicy między napadem, kradzieżą, burdą pijacką, a zabiciem kogoś. Ot po prostu zdarzyło się i już. A zatem czytając „Z archiwów MO (2)” i nie tylko musimy być przygotowani na nagle volty i ostrą jazdę na każdym kroku. Sprawy rutynowe sąsiadują z zaskakującymi. I to chyba najciekawsze u Żołnierowicza. Nigdy nie możemy być pewni, co czai się za następnym zdaniem. W pewnym sensie, odkładając na bok czasowy konkret, opowiastki reportażowe Żonierowicza traktują o mrocznych zakamarkach kondycji ludzkiej. I nie jest to diagnoza pozytywna. Natomiast wykrycie sprawcy i wyświetlenie sprawy przez milicję daje jedynie połowiczną satysfakcję.