- Autor: Żołnierowicz Tadeusz
- Tytuł: Cios za ciosem
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 110
- Rok wydania: 1979
- Nakład: 120000
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Odstrzał brydżystów
Tadeusz Żołnierowicz opublikował trzy zeszyty w serii „Ewa wzywa 07”. Akcja wszystkich rozgrywa się w okolicach Bydgoszczy i samym mieście. Wynika to z faktu, że Żółnierowicz pracował jako reporter kryminalny w prasie terenowej tego regionu. Nic dziwnego, że garściami przenosił różne schematy dziennikarskich dokonań do późniejszych fabuł. W jego twórczość widać pewną chropawość stylu i pośpiech.
W „Ciosie za ciosem” punktem wyjścia jest spotkanie czterech kompanów do brydża. Panowie odpoczywają na wczasach i brydżowa rozgrywka bywa gwoździem wieczoru. Intrygę znakomicie streszcza rysunek na okładce. Mamy tu symboliczną sugestię, że wśród uczestników zmoże znajdować się morderca. Wbrew pozorom, niczego specjalnie nie zdradzam. Oto Wrona, Fetecki, Grabski i pan Arnold zasiadają do gry. Przedtem jednak sprawy podstawowe: „Wrona uśmiecha się tajemniczo, wyciąga butelkę „Soplicy”, stawia cztery kieliszki. Znajduje też dwie pokryte rosą pepsi”. Cóż, osobiście do „Soplicy” dobrałbym colę. Pepsi wydaje mi się nieco za słodka. No, ale mamy rok 1979, kiedy i o pepsi nie było zapewne łatwo. Doceńmy zatem starania Wrony. Urlop szybko mija i nasi wczasowicze wracają do domów, po czym …giną jeden po drugim. Najpierw zostaje zabity Grabski. Ktoś strzela do niego w sklepie, w którym pracuje ofiara. Napastnik kradnie utarg i znika. Sprawa trafia w ręce kapitana Krzysztofa Sieniucia i porucznika Daniela Altara. Warto wspomnieć, że ta para funkcjonariuszy to główni bohaterowie dzieł Żołnierowicza (zainteresowanych odsyłam do dwóch tomów krótkich tekstów – „Kapitan Sieniuć i porucznik Altar na tropie”, wydanych staraniem Klubu MOrd).
Oficerowie nie zdążyli jeszcze dobrze przystąpić do zadań, gdy zostają zawiadomieni, że w toalecie restauracji „Stylowa” ujawniono zwłoki Adama Wrony. Ktoś uderzył do czymś ciężkim w głowę. Z kolei Fetecki zostaje zastrzelony pewnego wieczora na klatce schodowej budynku, w którym mieszkał.
Altar i Sieniuć uginają się pod ciężarem milicyjnej roboty. W pracy oficerów widać mozół, monotonię i powolne podążanie za wydarzeniami. Codzienna szarzyzna pojawia się tu znacznie częściej niż błyskotliwość operacyjna. Kolejne hipotezy biorą w łeb i śledztwo kilka razy staje w martwym punkcie. Czytelnik otrzaskany z gatunkiem milicyjnym zaczyna rozumieć, że ślad będzie prowadził w przeszłość. Przynajmniej w momencie ujawnienia broni znalezionej na cmentarzu. A jest to nietypowy pistolet – przedwojenna czeska Zbrojovka. Tak, Żołnierowicz nie jest twórcą przesadnie wymyślnych intryg. Zbyt często także pojawia się przypadek w charakterze pomocnika milicji. Dlatego lekturę książek tego autora należy cenić przede wszystkim dla obrazu prowincji czasów gierkowskich oraz dla obserwacji obyczajowych. Tu pisarz radzi sobie zdecydowanie lepiej. Oto fragment indagacji na okoliczność poszukiwania mężczyzny, który salwował się ucieczką przez okno. : „- Gdzie go pani poznała? Kotulska już siedzi zrezygnowana na krześle. – W Tucholi, w kawiarni. Przysiadł się do mnie. Był przystojny. Miał portfel pełen pieniędzy. Zaprosiłam go na jeden wieczór. Potem chciał został dłużej. Nie oponowałam. Jestem samotna. Zza drzwi spogląda już sąsiadka. – I to nie pierwszy raz, proszę pana. Ona nigdy nie jest samotna. Ma w tygodniu co najmniej dwóch!”. Widzimy wyraźnie, że sąsiadka niby potępia, ale tak naprawdę to może i zazdrości. Czyż dla takich obrazków nie warto oddawać się lekturze Żołnierowicza? Jest to oczywiście pytanie retoryczne. Oczywiście zaraz pojawia się nam przed oczami scena z odcinka „07 zgłoś się” – „Ścigany przez samego siebie”. Tam też usłużna sąsiadka mówi porucznikowi Borewiczowi, co naprawdę sądzi o Klementynie Nawrockiej.
Żołnierowicz to także wdzięczne opisy przyrody powtykane w fabułę. Zwykle także autor buduje w ten sposób nastrój pierwszymi zdaniami. Tu pierwsze zdanie leci następująco: „Dzień zapowiada się pięknie; słońce dźwiga się nad horyzont, a ze strony morza wieje słony wiatr.” Klubowicz Wiesław Kot nazwał kiedyś Żołnierowicza Orzeszkową powieści milicyjnej. Coś w tym jest.