- Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
- Tytuł: Laska dyrektora Osieckiego
- Wydawnictwo: Wielki Sen
- Seria: Seria z Warszawą
- Rok wydania: 2011
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Klubowa Księgarnia
Ładna jest ta Polska, a i kobiety niczego sobie
Gdyby ktoś obudził mnie w nocy, potrząsnął, spojrzał głęboko w oczy i zapytał: którą książkę Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego polecasz do natychmiastowego przeczytania, jeżeli nie znam żadnej, odpowiedziałbym z marszu: „Laskę dyrektora Osieckiego”. Czy to najlepszy tytuł tego giganta kryminału milicyjnego.?Absolutnie nie, ale bardzo emblematyczny, typowy, ponad 100% Zborowskiego w Zborowskim.
Po pierwsze mamy aferę szpiegowską, morderstwo, szantaż, sprawy waluciarzy i dam lekkiego prowadzenia. Następnie trop nieoczekiwanie prowadzi w przeszłość. A zatem tygiel niezbędnych wytrychów fabularnych skomasowanych w jednym miejscu.
Po drugie, garść nieźle zarysowanych postaci powiązanych jest ze sobą kolejno pojawiającymi się nitkami. W ten sposób autor cały czas trzyma czytelnika w szachu i nie pozwala mu rozwinąć logicznego rozumowania. Zdaje się mówić, myśl sobie co chcesz, a ja i tak będę wyciągał kolejne króliki z rękawa, przerywał ciągi przyczynowo skutkowe, suflował następne przypadki i zbiegi okoliczności.
Po trzecie mnogość poszlak – mikrofilm ukryty w lasce, zielona kredka pani plastyczki, papierosy marki Players. Wszystkie te elementy mogą mieć znaczenie, ale mogą i nie mieć.
Po czwarte, przemieszczamy się po Warszawie – od kina „Wars”, poprzez „Bristol” i „Europejski, do „Grandu” i trupa w windzie na ulicy Kruczej. To oczywiście tylko punkty na mapie, a klimat miasta traktowany jest nieco po macoszemu nad czym, rzez jasna, bolejemy.
Po piąte, przaśny humor, groteska i gierki obyczajowe, mikroobsewracje. To chyba najlepsze u Zborowskiego. Mimo zuchwałych skrótów myślowych, spozierania na logikę z odrazą, czyta się Zeydlera bardzo dobrze.
Po szóste, główny bohater – major Stefan Downar. Tu nieco w drugim planie, ale przecież to on pociąga za sznurki. Do akcji zaś pcha swoje psy gończe – Stasiaka, Pakułę, Olszewskiego, Walczaka. Jest oczywiście szef wszystkich szefów, czyli pułkownik Leśniewski. Tu także niejaki Gerner, jak się domyślamy z kontrwywiadu. Można tych bohaterów lubić lub nie, ale w większości mają jakieś cechy, są po prostu jacyś. A o to w powieści milicyjnej nie tak łatwo.
To oczywiście tylko niektóre cechy wyróżniające. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie, a nawet to czego ja nie dostrzegam, a co dla innych czytelników może być wartością nadrzędną. Na przykład Klubowicz Wiesiek Kot (patrz recenzja 30/2014) tropi przede wszystkim niechlujstwo językowe, notorycznie stosowane powtarzające się frazy, czy skrajnie groteskowe opisy postaci epizodycznych.
Można by jeszcze zwrócić uwagę na lekki akcent antyniemiecki, ale to znak czasów pamiętajmy – lata 60te, ich specyficzny klimat oraz nie tak duża jeszcze odległość od końca wojny.
Widać też wyraźnie, że Zborowski pisał pospiesznie, a redakcja książek nie stała na najwyższym poziomie. Przypuszczam, że w gazetowcach w ogóle jej nie stosowano No, ale przecież chodziło przed wszystkim o dostarczenie rozrywki i ten warunek autor „Laski dyrektora Osieckiego” spełnia znakomicie. Dlatego czytany jest również dziś.
Czytelnik cały czas jest ciekawy co łączy mikrofilm szpiegowski, trupa Francuza w windzie, trzech Niemców, nazwiskiem, niejaką Józefinę Vaudrin i kilkoro mieszkańców bloku z ulicy Kruczej. Sugeruję zagłębić się w lekturę.
A oto kilka wybranych tendencyjnie cytatów ukazujących różne rejestry kunsztu pisarskiego Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego:
a. Pochwała Polski i urody rodaczek w jednym
„Nigdy nie przypuszczałem, że Polska to taki prześliczny kraj. Można wam pozazdrościć. I nie tylko krajobraxy macie piękne – dodał po chwili, obrzucając Józefinę znaczącym spojrzeniem”.
b. Filozofia życiowa pewnego kowala
„Najlepiej klin klinem. Ja to zawsze po przepiciu kropnę sobie kieliszek spirytusu i jestem w porządku. A jak mnie żona rzuciła tom sobie na drugi tydzień dwa razy tęższą babę wziął. Klin klinem.
c. Major Downar idzie va banque
„Jeżeli okaże się, że spudłowałem, to przenoszę się do MHD. Będę sprzedawał ogórki, spokojniejsza praca”.
I to by było na tyle. Chyba nieźle, jak na jedną książkę Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego. Czytałem w domu i w pracy, w kawiarni i w tramwaju, w pociągu i autobusie i stwierdzam doświadczalnie: kryminały tego autora można czytać wszędzie.