Woźniak Julian – Akcja Małgosia 461/2023

  • Autor: Woźniak Julian 
  • Tytuł: Akcja Małgosia
  • Wydawnictwo: Wielki Sen
  • Seria: Seria z Warszawą (nr 105)
  • Rok wydania: 2018
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Klubowa Księgarnia

Doktor, kelner, aktor i kobieta, co miała złoty ząb na przodzie

Julian Woźniak to postać wielce tajemnicza, a drukowany w „Nowinach Rzeszowskich” w roku 1959 kryminał milicyjny „Akcja Małgosia” to najpewniej jedynie dokonanie pisarza. Choć, kto wie. Z powieścią milicyjną nic do końca nie wiadomo. Może to lokalny dziennikarz, który dorabiał pisząc pod pseudonimem? Tematem jest kidnaping, czyli dość rzadki na nas motyw.

Warto wspomnieć „Porwano dziecko” Jacka Wołowskiego, mniej więcej tego samego okresu, oraz „Najgorszy jest poniedziałek” Jerzego Edigeya, z lat. 70.

Jak na terenowy organ prasowy przystało akcja powieści rozgrywa się głównie w Rzeszowie. Tu mieszka Małgosia – tytułowa dziewczynka,córka doktorostwa Oleksików. Małgosię porwano dla okupu w najbardziej banalny sposób. Dziewczynka wracała ze szkoły wraz z koleżankami, gdy podjechał samochód i miły pan zaproponował Małgosi odwiezienie do domu. Cała akcja trwała chwilę i rozegrała się na ulicy Obrońców Stalingradu. Potem też standardowo, doktor ma zapłacić wysoki okup i nikomu nic nie mówić. Po pieniądze zgłasza się kobieta podająca za pacjentkę, zabiera gotówkę i znika. Następnie na horyzoncie pojawia się przedstawiciel grupy 017 i…domaga okupu. I tu czytelnik do końca nie wie, czy to jedni i ci sami ludzie chcą uzyskać podwójny okup. Czy też mamy do czynienia z mechanizmem „zbrodniarz, który ukradł zbrodnie”, co w końcu lat 60. ładnie rozwinął w swojej powieści pod tym właśnie tytułem sam Krzysztof Kąkolewski.

Początkowo doktor postanawia nie informować milicji, ale przecież w Rzeszowie nic się nie ukryje i miasto huczy od plot za sprawą koleżanki Małgosi. Czujna milicja podejmuje działania sama z siebie, a dopiero potem pojawia się doktor Oleksik i składa zeznania. Organa ścigania zdają się dysponować nieograniczonymi kadrami. Porucznik Władysław Kralisz i sierżant Kulpa zostają szybko wzmocnieni przez całą chmarę funkcjonariuszy. Rozpytany na okoliczność rzeszowski taksówkarz wyjawia tajniakowi, że wiózł do Niska jakąś forsiastą kobitę ze złotym zębem na przodzie. Śledztwo idzie po linii biletu kolejowego zwróconego na stacji w Lublinie. Tu chyba tylko Klubowicz Marek Ciaś będzie w stanie wyjaśnić meandry biletowe z przełomu lat 50. i 60. (Chodzi o blankiet biletowy nr KPR 485-771, seria „C”, wydany przez konduktora w pociągu nr 2236). Pamiętam, że kiedyś na dworcu obowiązywały tzw. peronówki, czyli bilety uprawniające do przebywania na dworcu kolejowym jeżeli nie chciało się korzystać z pociągu. Ten trop okazuje się prowadzić w ślepą uliczkę. Ale mamy inny, też związany z blankietem. Tym razem jest to rachunek z restauracji „Wojko” w Katowicach: „pół litra, jeszcze raz pół litra, kolacja, trzecia półlitrówka”. Wygląda ciekawie, niestety nie wiemy jaka wódka, oraz co na kolację. No, ale trop jest jak ta lala i teraz już tylko po nitce do kłębka trzeba trafić.

Mamy kilka lokalnych obserwacji, pojawia się archaiczne dziś słowo „zborgować”, czyli dać na krechę, a na kredyt, na zeszyt. Milicjanci są tyleż karni i obowiązkowi, co bezbarwni, a sama struktura fabularna „Akcji Małgosia” dość naiwna i jako tako otrzaskany z milicyjniakami czytelnik jest w stanie domyślić się co nieco, zanim uczyni to milicja. Natomiast czyta się gładko i bez odruchu odrzucającego, jak to czasem bywa w wypadku autorów trzecioligowych. Bardziej nas jednak interesuje, czym była brązowa beretka oraz jak mógł prezentować się „nienagannie skrojony garnitur z eksportowej setki”. Czuć tez wyraźnie klimat odwilżowy, silnie współgrający z tym, co słyszy się wokół dzisiaj (a zaznaczę, że mamy rok 2023): „- Potrafię znaleźć sprawiedliwość gdzie trzeba. To jest łamanie Konstytucji, praworządności. Te metody kiedyś były dobre, ale teraz w pięćdziesiątym ósmym roku”. Tak odzywa się do milicjanta, podczas zatrzymania w restauracji, niejaki obywatel Moczarski (czyżby to aluzja do Mieczysława Moczarskiego, który w 1956 został zwolniony z więzienia?). Zbieżność czasowa wydaje się na to wskazywać. Tak więc elementy pozakryminalne zdecydowanie górują. Kto ma życzenie rzucić się w wir ciemnych rzeszowskich ulic i miejscowych lowelasów, których jest jednak mniej niż dzielnych milicjantów, niech czyta.