William John Burley – Wycliffe i cztery walety 334/2023

  • Autor: William John Burley
  • Tytuł: Wycliffe i cztery walety
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1996
  • Przekład: Ryszarda Grzybowska
  • Recenzent: Mariusz Młyński

Książką „Wycliffe i cztery walety” wydawnictwo „Czytelnik” w 1996 wskrzesiło po raz drugi i ostatni serię „Jamnik”. Powieść jest dwunastą częścią liczącej 22 tomy serii Williama Johna Burleya (1914 – 2002), której głównym bohaterem jest nadinspektor Charles Wycliffe, policjant z trzydziestoletnim stażem i rodowity Kornwalijczyk.

Nadinspektor spędza wraz z żoną urlop na półwyspie Roseland w Kornwalii i tam spotyka popularnego pisarza Dawida Cleeve’a. Pisarz w ciągu dziesięciu miesięcy otrzymuje cztery listy z waletami karo; na każdej karcie jest odręcznie napisana data oraz cyfra. Daty na kartach nie są przypadkowe i Cleeve jest tego świadomy; kiedy więc otrzymuje list z waletem karo przerwanym na pół zaczyna się autentycznie bać. Następnego dnia zostają znalezione zwłoki młodej kobiety; sekcja wykazuje, że została otruta przy pomocy specyficznej strzałki z nikotyną. Wycliffe pozostawia żonie zwiedzanie półwyspu, a sam przejmuje śledztwo i dochodzi do wniosku, że doszło do pomyłkowego otrucia i to Cleeve miał zginąć. Wkrótce jednak pisarz zostaje znaleziony martwy w spalonej szopie na pobliskich wykopaliskach archeologicznych; również tutaj patolog stwierdza otrucie nikotyną. Śledztwo Wycliffe’a sięga wydarzeń sprzed niemal trzydziestu lat.

To dość sprawnie napisana i przede wszystkim bardzo stylowa książka; akcja przypomina stare, angielskie kryminały – i mamy tu nawet kilka bezpośrednich nawiązań do Agaty Christie, kiedy bohaterowie wymieniają tytuły jej powieści. Znalazłem w internecie informację, że William John Burley był też zafascynowany postacią komisarza Maigreta – i tu też możemy znaleźć kilka nawiązań: relacje Wycliffe’a z żoną, często pite przez niego piwo czy fakt, że właściciel lokalnego baru miał okropnego, żółtego psa. Intrygująco jest tu pokazany sam półwysep Roseland czy wręcz sama Kornwalia: opisy przyrody, małych wiosek czy nawet zmiennej pogody są świetne; mamy też trochę celtyckich wierzeń. Mamy ciekawe, nieprzegadane dialogi, jest trochę humoru i malowniczych postaci, jest też dość zaskakujące, lekko przewrotne i niedopowiedziane zakończenie; przede wszystkim jednak książka jest po prostu dobrze napisana – tempo może i nie jest zawrotne, a autor bardziej tworzy nastrój niż napięcie ale to też jest sztuka. Nie jest to jakieś literackie arcydzieło, bardziej jest to pospolite czytadło do pociągu czy na plażę – dobry kryminał ma być jednak dobrą, inteligentną rozrywką, i tak tutaj jest.