Wiech – Maniuś Kitajec i jego ferajna 212/2023

  • Autor: Wiech
  • Tytuł: Maniuś Kitajec i jego ferajna
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Rok wydania: 1977
  • Nakład: 50290
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Do kogo ta mowa! Kryminał jak sie patrzy.

Stefan Wiechecki (1896-1979) – ksywa Wiech – to chłop morowy. Z urodzenia, zamieszkania, jak też upodobania – Warsiawiak pełną gębą. Uczuciem najgorętszem pałał on do Pragi. We przedwojniu zamieszkiwał na kwadracie na trzeciem piętrze, na Stalowej pod jedyneczką. Tam też na dole, za dnia, urzędował w sklepie ze wyrobami cukierniczymi od Fuchsa. Po wojnie był w stolycy niekoronowanym królem pióra. „Cafe „Pod Minogą”” (1957), a także „Maniuś Kitajec i jego ferajna” (1960) to najbardziej oblatane jego literatalia. W obu ferajna ta sama, tylko czasy insze.

„Maniusia Kitajca” obskoczyłem w try miga. Dla mało zorientowanych w tem problemie, nadmieniam, że w tej książeczce, liczącej stron pare (245), jego ferajna produkuje się w roku mniej niż więcej sześćdziesiątem. Należy się też wyartykułować, iż książeczkę przyozdobił złota rączka rysunku – Zaruba Jerzy.

Maniuś Kitajec, znaczy się Marian Kondracki, jest taksiarzem i jeździ własną Warszawom. Szoferaki na co dzień rywalizowały ze „sałaciarzami”, czyli rycerzami bata, no, tymi od drynd. Bez żadnego zalewania, ferajna Mańka była fest: Stasiek Piskorski na dekawce i jego brat Szmaja (ksywa od nieprawidłowej koncówki, znaczy się, że mańkut), czyli Wacek Piskorszczak, który z Murzynem Janem Karaluchem, ksywa „Jumbo”, na zmiennika na szewrolecie latał. Murzyn ze swoją ślubną Apolonią mieli już siedem kakaowych dzieciątek. Na Maniusia zagięła parol pani Rypalska (primo voto Śmieciuszko), która już dwóch mężów pochowała, a która Maniusiowi, wbrew jego woli, prowadziła jednoosobowy dom. Byli też Konstanty i Serafina (zwana Minogą) Aniołkowie, którzy we wojnę mieli Cafe na Zapiecku, a w tem momencie bar „Piramidon” na Brukowej z kuchnią egipcjańską jako przeciwwaga dla „Szanghaja” na MDM-ie i „Samsona” na Starówce.

Jednej nocy, na kursie na Powązki, klyjent dał Szmai w czapę, pyrgnął go do rowu, a szewroletę (Chevrolet Fleetmaster, model 1958) zakosił. Piskorczakowi na osłodę pozostało czterysta złotych utargu skitrane w skarpetce. Szoferaki całej Warsiawy, spotkali się na Bródnie, gdzie złożyli przysięgę zemsty na bandziorze. Detektywna działalność rozpoczęła się już następnego dnia. Maniuś, Szmaja i Jumbo, Warszawą Kitajca, z leworwerem na wodę, wyruszyli w wywiadowczą podróż po kraju. Jednakże szewrolety nie naszli.

Naszli jednak, po powrocie na dzielnicę, pannę Dankę, która przyjechała z narzeczonym. Mieli kupić lokal za pieniądze z jej posagu. Ona czekała przed bramą, a on poszedł na górę wpłacić kasę. Kiedy nie mogła się doczekać, weszła do budynku, po czem okazało się, że dom jest przechodni, a jej narzeczony „zawinął fraka” z pieniędzmi, a było to dwadzieścia „kafli” posagowych. W związku z tym Kitajec zaprosił ją na swój kwadrat. „Lokal był naprawdę luksusowy, jak na ówczesne stosunki warszawskie, aczkolwiek miał pewne mankamenty. Mianowicie jeden z zajętych przez Maniusia pokoi był pozbawiony sufitu, drugi miał sufit, brakowało mu jednak czwartej ściany. Piękna łazienka wyłożona zieloną majoliką była w zupełnym porządku (…) tylko podłoga była nieobecna i wanna oraz wszystkie inne aparatury wisiały w powietrzu, nad pięciopiętrową przepaścią”. Szczęściem trzecij pokój i kuchnia były bez feleru. W pokoju zamieszkała Danka, a do Staśka i Szmai w kuchni dołączył Maniuś.

Teraz chwile się zajmiem stołeczną gastronomią. W modzie były flaki z pulpetamy, pyzy gorące i wątróbka z cebulką. W takiej na sam przykład „Oazie” na Targowej, byli sardynki na przystawkę i dwie tabliczki czekolady „stołecznej” fabryki im. „22 Lipca” na deser. Najsłynniejsza knajpa to była na Hożej. Oficjalna nazwa to: WZG Flaczarnia „Flis”. Do flaków podawano na rozgrzanie organów trawienia po jednem dziecinnem z pieprzem. Tam też ferajna zapoznała Szerloka, prywatnego dedektywa, któren zaoferował im swoje usługi w wytropieniu szewrolety. Według jego informacji auto było w Szczecinie.

W ramach przygotowania do podróży Jumbo „wyszukał wśród narzędzi sporą rurę żelazną, owinął ją starannie, owiązał sznurkiem (…) Była to owa „łamigłówka” na jutrzejszą podróż do Szczecina (…) – Co tam jest w tym zawiniątku? Sucha kiełbasa na drogę? (Szerlok) – Nie to jest łamigłówka (Jumbo) – Łamigłówka? Dla dzieci? – Nie, to więcej dla starszych. – Taka trudna? – W każdem bądź razie dosyć ciężka. – Lubię rozrywki umysłowe. Jak się nam będzie nudziło, możemy się nią pobawić. – Jak pan będzie chciał koniecznie, to proszę bardzo. Jednakowoż wolałbym jej nie używać”.

Kiedy byli już na miejscu, Szerlok polecił im oczekiwać na jego znak, a sam zniknął. Kiedy po długiej nieobecności pojawił się, oświadczył, że dostał cynk, że skradziona szewroleta właśnie wycięła w stronę Warszawy. Ruszyli w pościg za nią. Kiedy Szerlok zorientował się, że na drodze stoi lotny patrol na motocyklu, grzecznie pożegnał się z kolegami i dał drapaka w pola, mówiąc, że spotkają się w stolicy. Zapomniał zabrać ze sobą jednego z ruronów, w którym jak się okazało był wycięty z ram obraz kobiety z kwiatkiem. Chłopaki zorientowali się, że dedektyw wykorzystał ich jako darmową taksówkę do Szczecina, by tam załatwić swoje sprawy. Postanowili, że obrazu mu nie oddadzą, ale od razu sprzedadzą go na Różyku (młodszy i uboższy brat Kercelaka) Miętusowi Matejajko. Po transakcji, tego samego dnia dowiedzieli się, że był to obraz „Dama z tulipanem” van der Helsta, zrabowany pod koniec wojny, a po odzyskaniu umieszczony w Muzeum Miejskim w … Szczecinie, skąd tej nocy został – wraz z dwoma innym – przykaraulony, czyli dziabnięty, inaczej mówiąc przyuważony albo rąbnięty. Czem prędzej wrócili się na bazar i odkupili eksponat, z tym, że Miętus wprowadził już na nim kilka swoich ulepszeń. Z odzyskanym obrazem wpadli w łapy milicji, która nawęszyła ich u znajomych w antykwariacie. Maniuś, Szmaja i Jumbo zostali wmamrzeni i groziło im nawet ze trzy „kalendarze”.

A przecież było tyle do roboty: znaleźć Szewroletę i jej złodzieja, a także oszusta i włamywacza Szerloka z dwoma zgarniętymy obrazamy, jak również kanciarza w osobie „narzeczonego” Danki ze skitranymi przez niego pieniędzmi. Jak się okazało doszła jeszcze jedna kwestia tzw. „siódme”, bo gdy w domu nie było chłopaków, Danka opędzlowała im lokal, a fanty puściła na bazarach. Było więc kryminalnych casusów dosyć, a chłopaki-ferajniaki nic z tego nie odpuścili.

PRL-ogizmy: zabytkowa studnia warszawska zwana „Grubą Kaśką” w alei Świerczewskiego, bazary: Kercelak, Wołówka, Różycki oraz „Warszawskie ciuchy” przeniesione z placu Szembeka na Lubelską, radio „Szarotka”, autokar „Leyland”, zeszyty „Stefan Wankie, znakomity dedektyw i jego przygody”, Motozbyt, Centrala „Las” na Koszykach, Cukiernia WZG „Ślicznotka” na Muranowie, gazeta „Szpilki”.

Cytaty: w gościach – „Przywiózł ze sobą „kilo i to, co po błocie chodzi”, no dwie półlitrówki czystej wyborowej i gięś pieczoną”, w drodze – „Gruchniem pod to piwa. Boś mnie tą piosenką [„Felek Zdankiewicz”] na duże jasne z charakterem apetytu narobił. Podjeżdżaj pod budkie”, we szpitalu: „Przyniosłem tu niedużą witaminową zagrychę. A także samo buteleczkie odgrypiacza. (…) Poproszę tylko wszak atoli o jakieś szkiełka i możem zacząć kurację”, w obronie własnej osoby: „Przepraszam, tylko nie wódkie, tylko nie wódkie. To jest grypolin, spirytus pół na pół z miodem na aspirynie”, w domu: „My rządziem światem, a namy kobiety”.

Powieść Wiecha, wiechem pisana, jest, że oj ta joj, czyli pierwszej kategorii, inaczej mówiąc – fest, a jeszcze inaczej – na wysoki połysk. Dlatego nie trzeba dłużej słuchać jej lekramy, ale leguralnie zasiąść do lektury.