- Autor: Stein Riverton
- Tytuł: Żelazny wóz (Jernvognen)
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
- Rok wydania: 1988
- Nakład: 100000
- Recenzent: Robert Żebrowski
Zabójstwo leśniczego Blinde’go
Stein Riverton, a właściwie Sven Elvestad (1884-1934), należy do najbardziej znaczących norweskich autorów powieści sensacyjno-kryminalnych. W okresie swojej największej aktywności literackiej, tj. w latach 1905-1915, napisał ich aż około 60. Książka „Żelazny wóz” po raz pierwszy wydana została w roku 1909. Liczy 168 stron, a jej cena okładkowa to 260 zł. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Akcja toczy się w Norwegii, w małej nadmorskiej miejscowości, latem jakiegoś roku z przedziału lat 1905-1909.
W położonym blisko morza pensjonacie przebywało siedmioro letników: trzy panie zatrudnione w biurze jakiejś firmy w Kristianii (tak nazywano Oslo w latach 1877-1925) oraz czterech panów: stary kasjer bankowy, młody student, leśniczy i główny bohater (bezimienny), który jest też narratorem.
Któregoś dnia, a raczej wieczoru nasz bohater – na potrzeby recenzji nazwijmy go Jannes – udał się w odwiedziny do swoich znajomych, rodzeństwa – Karstena i Hildy Gjaernaes, zamieszkałych w majątku położonym o pół godziny drogi od pensjonatu. Z nim lubił gawędzić i grać szachy lub karty, a na nią lubił patrzeć, bo była młoda i piękna. Przed budynkiem zastał zarządcę majątku, który kategorycznie zabronił mu wchodzenia do środka, zgodnie z życzeniem właścicieli, nie podając żadnych tego powodów. Jannes obrażony zawrócił na pięcie i ruszył w stronę pensjonatu. Jednak nie odszedł daleko, przystanął i obserwował dom. A tam kilkukrotnie zapalały się i gasły światła, a w pewnym momencie było widać jak ktoś wewnątrz chodzi z lampą. W niedługo potem z budynku wyszedł pensjonariusz – leśniczy Blinde, w stroju myśliwego i ze strzelbą, a wraz z nim Hilda, która serdecznie go pożegnała. Leśniczy ruszył w stronę płaskowyżu, drogą prowadzącą do pensjonatu, a Jannes jego tropem. Po jakimś czasie jednak stracił go z oczu. Wracając na kwaterę spotkał miejscowego rybaka – Jana Jansena, który zwrócił jego uwagę na dziwne odgłosy dobiegające z daleka, coś jakby pobrzękiwanie łańcuchów. Mężczyzna powiedział, że jest to odgłos Żelaznego wozu, którego pojawienie się zwiastowało śmierć, a który ostatnio był słyszany cztery lata temu, kiedy utopił się w morzu ojciec Karstena i Hildy.
Następnego dnia, na płaskowyżu znaleziono zwłoki leśniczego. Z ciekawości na miejsce zdarzenia udali się wszyscy letnicy. Student medycyny orzekł, że Blinde został zabity poprzez uderzenie tępym narzędziem w środek tyłu głowy. Kilka metrów od ciała leżał jego myśliwski kapelusz. Na miejscu pojawił się też lensmann – przedstawiciel miejscowej władzy policyjnej (ktoś na wzór szeryfa). Telegraficznie wezwano z Kristianii prywatnego detektywa, a był nim emerytowany policjant – Asbjørn Krag [obok śledczego Knuta Gibba, główny bohater książek Rivertona].
Przybyły detektyw był jakiś dziwny – irytujący, sarkastyczny, z kpiącym grymasem, ze świdrującym wzrokiem, zadający zaskakujące i bezsensowne pytania, raz gadający jak najęty, innym razem milczący i zamknięty w sobie. Denerwował tym także Jannesa, którego – po rozpatrzeniu się w sytuacji – uczynił swoim pomocnikiem, a częściowo także powiernikiem.
Krag w niezbyt szybkim tempie prowadził swoje śledztwo. Przepytywał ludzi, chodził i szukał, a także wysyłał swoim pomocnikom w stolicy listy z poleceniami. Tymczasem trzy tygodnie od zabójstwa leśniczego, w tym samym miejscu, znaleziono zwłoki kolejnej osoby. Odgłosy Żelaznego wozu i tym razem były słyszane, zarówno przez Jannesa, jak i detektywa.
Trzeba przyznać, że kryminał jest niezły. Panujący w nim nastrój grozy z początku przypomina atmosferę „Jeźdźca bez głowy” Washingtona Irvinga, a potem „Psa Baskerville’ów” Arthura Conan Doyle’a. Niestety dla mnie, w połowie powieści, przypomniała mi się jedna – całkowicie niepowtarzalna – książka Agathy Christie (oczywiście nie zdradzę, o którą chodzi, ale jakieś aluzje w recenzji przemyciłem) i już wiedziałem, kto jest sprawcą. Mimo tego dalej powieść czytałem z zainteresowaniem, gdyż psychologiczna gra prowadzona przez detektywa była bardzo intrygująca, a ponadto w dalszym ciągu nie wiedziałem, czym jest Żelazny wóz, który ludzie słyszą, a nie widzą, a który choć turkocze, to nie zostawia śladów, no i kto jest … woźnicą. W końcu się dowiedziałem, czego i Wam życzę.