Krupiński Władysław – Celny strzał 379/2023

  • Autor: Krupiński Władysław
  • Tytuł: Celny strzał
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07 (Powieść co miesiąc nr 58)
  • Rok wydania: 1973
  • Recenzent: Iza Desperak

Moskitiera

Ten niepozorny niebieski zeszyt mógłby posłużyć scenarzystom „Życia na gorąco”, jego autorowi nieobce były nie tylko najnowsze w latach 70. trendy w powieści sensacyjnej, ale udało mu się je celnie zastosować w praktyce, „Celny strzał” czyta się nawet dziś z zapartym tchem, obgryzając paznokcie i przerzucając kolejne strony, by dowiedzieć się, co dalej.

Poza wartką narracją zaletą tego utworu jest wprowadzenie nowinek technicznych, w postaci japońskiej miniaturowej kamery, automatycznie robiącej zdjęcia i filmującej otoczenie, umieszczonej przez pewnego pasjonata wewnątrz kabiny samochodu, który, zainspirowany bardziej Panem Samochodzikiem niż Adamem Słodowym, nieustannie ulepszał. Niestety, zamiast do tropienia potencjalnych zdrad małżeńskich urządzenie to posłuży do rozwiązania zagadki śmierci pechowego majsterkowicza, bowiem zarejestruje nie tylko jego śmierć, ale i wizerunki zabójców, które Milicja Obywatelska będzie mogła już po kilku godzinach opublikować. Z kolei oparcie pracy MO na solidnych technologicznych podstawach jeszcze w 1945 roku pozwoli w ćwierć wieku później dotrzeć do charakterystyki kuli z pistoletu, z którego postrzelono wtedy milicjanta, a nawet linii papilarnych pozostawionych przez jego niedoszłych zabójców. Gdy okaże się, że z tego samego pistoletu zastrzelono właściciela minikamery umieszczonej w samochodzie, wystarczy już tylko poszukać osobnika z identycznym zestawem linii papilarnych….

Zanim to jednak nastąpi akcja się komplikuje, prowadzący sprawę kapitan Mirski dostaje najpierw wiadomości od tajemniczej blondynki, potem groźby, wreszcie budzi się w szpitalu z rozbitą głową. Nie pamięta, że tym razem to jego próbowano zabić, co gorsza, dowiaduje się, że pod drzwiami jego mieszkania znaleziono kolejne zwłoki. Szczęśliwy, że to nie zawał, który wyeliminowałby go z zawodu, a jedynie podejrzenie wstrząsu mózgu, Mirski wychodzi ze szpitala by wyjaśnić zagadkę, co wymagać będzie od niego precyzyjnego kojarzenia faktów, prześlizgiwania się między kolejnymi pułapkami zastawianymi przez wroga, a nawet zaryzykowania własnym życiem i umówienia się tajemniczą blondynką od pogróżek. Tym razem to blondynka trafia do szpitala, w dużo gorszym stanie, Mirski decyduje się zastąpić ją wabikiem, czyli podobną do niej funkcjonariuszką, by wywołać reakcję przeciwników – i po raz kolejny ledwie sam uchodzi z życiem, tym razem wykazując dużą inwencję i wykorzystując nietypowe środki.

Nic dziwnego, przy życiorysie Mirskiego biografia pierwowzoru Jamesa Bonda wypadłaby blado. Tylko egzotyczne drobiazgi, którymi udekorowane jest jego skromne mieszkanie, przypominają o jego służbie w pewnym azjatyckim kraju, którego oczywiście nie może wymienić, milczenie jest – jak się już zdążyliśmy z fabuły zorientować – nawet wśród emerytowanych funkcjonariuszy najwyższa cnotą. Wśród pamiątek znajduje się też podwieszona pod sufitem, pełniąca funkcję dekoracji, moskitiera, i to tę moskitierę Mirski zrywa w najbardziej dramatycznej chwili, unieruchamiając i krępując napastników.